Piętnaście uczelni ogłosiło godziny rektorskie dla swoich studentów, żeby ci mogli wziąć udział w środowych protestach po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zakazał aborcji z uwagi na ciężkie wady płodu. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek oświadczył, że tak tego nie zostawi i wyciągnie konsekwencje wobec uczelni.
- Będę podejmował decyzje, które leżą w kompetencji ministra nauki i edukacji, wobec uczelni, w których wprowadzono tzw. godziny rektorskie i zachęcano wręcz do udziału w manifestacjach - zapowiedział minister w wywiadzie dla mediów publicznych.
Jakie represje wchodzą w grę? Zdaniem urzędnika może to być m.in. nieprzyznanie środków inwestycyjnych, np. grantów. Po tej zapowiedzi w środowisku naukowym zawrzało.
- Jestem krytykiem decyzji rektorów. Uważam, że obecne trudne czasy nie są właściwym momentem dla organizowania demonstracji, ale niezależnie od tej krytyki nie widzę możliwości, aby zaprzestać finansowania uczelni w sposób ministerialny. Dostęp do grantów jest dla wszystkich - skomentował prof. Michał Kleiber, były minister nauki i prezes PAN.
Według GUS-u w roku akademickim 2019/20 działalność prowadziły 373 uczelnie. W tym czasie naukę pobierało 1 mln 204 tys. osób.
Wydatki publiczne na szkolnictwo wyższe w Polsce stanowią ok. 1 proc. PKB. Kwotowo mówimy o środkach rzędu 24 mld zł (2019 rok) w przypadku samego budżetu państwa. Do tego swoją część – 54 mln zł – dokładają jednostki samorządu terytorialnego. Przeciętny koszt kształcenia w przeliczeniu na jednego studenta to 22 tys. 900 zł.
Subwencje stanowią niemal 70 proc. przychodów uczelni. Na co idą te pieniądze? M.in. na prowadzenie działalności, remonty, inwestycje, ale przede wszystkim dydaktykę i badania. Jak podaje GUS, subwencje na utrzymanie potencjału dydaktycznego i badawczego w przypadku uczelni podległych Ministerstwu Edukacji i Nauki wynoszą 13 mld zł rocznie, zaś dotacje z budżetu państwa – 0,5 mld zł.
- Trudno nam jest konkurować z najlepszymi uczelniami. Dodatkowe środki z grantów są niezwykle ważne dla jakości badań, a badania są ważne dla postępu, innowacyjności i edukacji. Z braku środków stosunkowo niewielu naszych dydaktyków prowadzi zaawansowanie badania - wskazuje prof. Kleiber.
Gdzie jeszcze młody naukowiec może zdobyć pieniądze na swoje badania? Np. poprzez udział w konkursach i programach realizowanych przez Narodowe Centrum Nauki czy Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Szacuje się, że obie te jednostki wydały w ubiegłym roku ponad 1 mld 300 mln zł właśnie na realizację projektów badawczych.
- Polskie uczelnie są na krótkim sznurku, jeżeli chodzi o finansowanie badań. Gdy zakręci się kurek, łatwo można doprowadzić do sytuacji nieodwracalnych szkód dla systemu naukowego, który i tak już ledwo zipie – komentuje prof. Dariusz Jemielniak, wykładowca uczelni L. Koźmińskiego i Uniwersytetu Harvarda.
Dziś decyzje na temat finansowania badań naukowych co do zasady podejmowane są przez gremia naukowe w wyniku oceny merytorycznej, zaś o modelu przyznawania grantów decydują algorytmy. Jednak i to można zmienić przy pomocy przepisów. Zapowiedzi ministra, że może próbować wpływać na sposób przyznawania grantów - jak twierdzi nasz rozmówca - nie wróżą dobrze.
- Jedną z fundamentalnych zasad autonomii uczelni, sięgającą, nawiasem mówiąc, czasów średniowiecza, a zatem mających już pewną tradycję, jest to, że podejmują one decyzje, cóż, po prostu autonomicznie. W przypadku powszechnych społecznych protestów, kompletnie niezależnie od ich treści, jest całkowicie zrozumiałe, że rektorzy uczelni mogą podjąć decyzję o dniach rektorskich. Wypowiedzi, które można odebrać jako groźby odebrania finansowania, są wobec tego zdecydowanie nie na miejscu. Nauka rozwija się najlepiej wtedy, kiedy nie próbują przy niej gmerać osoby, które działają pod wpływem silnych przekonań ideologicznych - puentuje prof. Jemielniak.