List krążący wśród nauczycieli ma ich podtrzymać na duchu i raz jeszcze przekonać, że tegoroczny strajk to być, albo nie być dla nich w tym zawodzie i dla całej polskiej oświaty. Wątpliwości co do tego nie ma żaden z naszych rozmówców szykujących się do strajku.
- Teraz albo nigdy. To jedyny i ostatni moment, kiedy możemy coś zmienić. Musimy twardo trzymać się naszych ostatecznych propozycji. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale o godność nauczyciela i szanowanie naszego zawodu. Jeśli teraz się ugniemy, to politycy dalej będą nas niepoważnie traktować jako tych niezdecydowanych - mówi Artur Sierawski z koalicji "Nie dla chaosu w szkole".
Nasz rozmówca zapewnia, że takie wzajemne dopingowanie się jest konieczne, bo nauczyciele znaleźli się teraz pod ogromną presją. - Naciskają dyrektorzy szkół i kuratoria. Ponadto jak się wycofamy, to jaki przykład damy naszym uczniom? Jak po czymś takim mielibyśmy spojrzeć im w oczy? - mówi Sierawski.
W liście, który błyskawicznie rozchodzi się po grupach facebookowych skupiających nauczycieli, czytamy o celowym rozmiękczaniu zdecydowanych na protest:
"Termin rozpoczęcia strajku zbliża się wielkimi krokami. Mimo to nie widać ze strony rządu żadnej woli porozumienia. Negocjacje z przedstawicielami nauczycieli są odwlekane w czasie. Moim zdaniem jest to działanie celowe – chcą, by nasze środowisko powoli się wykruszało, co niestety widać w niektórych placówkach, ale również na forach internetowych".
Tymczasem wyraźnie już widać, że porozumienia nie będzie. Najdobitniej świadczy o tym odejście od negocjacyjnego stołu szefa ZNP Sławomira Broniarza. Opuszczając Centrum Dialogu Społęcznego powiedział. - Propozycja rządu tylko zaognia sytuację. Było widać wyraźne zdenerwowanie szefa nauczycielskiego związku. Nie powiedział nic więcej i odszedł.
Według autora listu motywującego nauczycieli do strajku, wycofanie się na ostatniej prostej pozwoli rządowi na sformułowanie przekazu: "Zobaczcie, mówili, że jest ich dużo, cała Polska, a ostatecznie strajkuje tylko garstka. Nie ma paraliżu szkół. Wszystko odbywa się normalnie. Egzaminy nie są zagrożone. Nie ma problemu."
"Oburzająca propozycja rządu"
Dlatego apel zachęca do tego, by nie ulegać presji i rzeczywiście nie przychodzić do szkoły 8 kwietnia. Wszystko to mimo próśb i nacisków dyrektorów i kuratoriów.
"Te pierwsze trzy dni strajku mają być tak uciążliwe, żeby dyrektorzy, którzy nas nie doceniają, odczuli nasz brak; żeby rodzice, którzy nas obrażają, odczuli, jak to jest być cały dzień z ich nieposłusznym dzieckiem; żeby rząd, który śmieje się z nas i szczuje nas przeciwko sobie, zobaczył, że w ważnych momentach potrafimy iść jednym frontem! Proszę, nie możemy się poddać w ostatniej chwili. Jeśli teraz się wycofamy, to nie mamy szans na wywalczenie złamanego grosza!"
- Nie przypominam sobie takiej mobilizacji. Na forum nauczyciele mówią wprost o zastraszaniu, naciskach, ale nie możemy się dać złamać. Musimy wytrwać na tych indywidualnych rozmowach z dyrekcją, kiedy słyszymy, że mimo strajku mamy przyjść do szkoły i to na 8 godzin - mówi money.pl Łukasz, administrator grupy "My, nauczyciele"
Nasz rozmówca nie kryje też oburzenia w związku z najnowszą propozycją rządu. - Zepchniecie odpowiedzialności za podwyżki na kolejny rzad jest śmieszne i absurdalne. Gorsze jest w tej propozycji chyba tylko to, że z odwleczoną w czasie podwyżką, związane jest zwiększenie godzin naszej pracy.
"Prześlij tę wiadomość do znajomych nauczycieli, niech oni przekazują to dalej. Motywujmy siebie nawzajem i nie traćmy nadziei! Strajkujmy!" - tą odezwą kończy się list do nauczycieli.
Przypomnijmy, nauczyciele porzucili już postulat podwyżki o 1000 zł brutto. Obecnie ZNP chce już 30 proc podwyżki, co oznacza od 725 do 995 zł w zależności od statusu zawodowego. Z kolei rząd zaproponował podwyżki dla nauczycieli rozłożone w czasie do 2024 roku. Tyle, że nauczyciele mieliby więcej obowiązkowych godzin do przepracowania w tygodniu. Pensum wzrosłoby z 18 do 24 godzin.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl