- To wspaniały nauczyciel i wychowawca młodzieży. Do dziś nie możemy odżałować, że Piotr już z nami nie pracuje. Uwielbiał swój zawód i był bardzo zaangażowany. Tak wiele zrobił dla naszych uczniów, ale nie mógł godnie żyć za te 1,7 tys. zł. Dlatego zamienił szkołę na kabinę tira - mówi money.pl Marta Kędzia z szkoły podstawowej nr 3 w Świebodzicach, gdzie uczył Mróz. W tej samej podstawówce uczyła się szefowa MEN Anna Zalewska i jej dzieci.
Piotr Mróz, kiedy pierwszy raz pojawił się w świebodzickiej "trójce", nie miał nawet pełnego etatu, czyli 18 godzin pensum. Żeby pracować w edukacji, musiał ich szukać w innych placówkach.
- Jeździłem rowerem jeszcze do dwóch innych szkół w Świebodzicach. Nie zawsze łatwo było zdążyć w czasie przerwy (10-15 min)
między jedną szkołą a drugą. Było to szczególnie trudne po zajęciach na basenie, kiedy nawet nie mogłem dokładnie się osuszyć - mówi money.pl Piotr Mróz, z wykształcenia nauczyciel WF.
Pełen etat. Pełne szczęście
Dopiero po trzech latach dyrektorce szkoły udało się znaleźć pełne zatrudnienie dla Piotra. Wtedy jeszcze nie myślał o zmianie zawodu. - Ten etat w SP 3 to dla mnie była duża radość, pełnia szczęścia. Wreszcie mogłem pracować tylko w jednej szkole. Jeszcze raz chciałem podziękować pani dyrektor, że się o to postarała. W tym samym czasie otrzymałem też nagrodę od burmistrza Świebodzic za organizację zajęć pozalekcyjnych i zaangażowanie - wspomina Mróz.
Sprawdź: Strajk nauczycieli. Sławomir Broniarz odpowiada premierowi ws. edukacyjnego okrągłego stołu
Nasz rozmówca od dziecka pasjonował się kolarstwem. Gdy tylko zaczął pracować w SP 3, od razu założył szkółkę kolarską. Trójka jej wychowanków trafiła potem do klubów kolarskich. Jak mówią inni nauczyciele z jego szkoły, pojawienie się Mroza było bardzo ożywcze. Organizował wycieczki, wyścigi, happeningi.
- Dwa, trzy razy w tygodniu prowadziłem zajęcia po lekcjach. Spotykaliśmy się popołudniami pod szkołą i bawiliśmy się w kolarstwo. Kiedy padał deszcz albo było zimno, przenosiliśmy się do sali gimnastycznej, gdzie prowadziłem trening uzupełniający - mówi pan Piotr.
"Kurs kierowcy - tak na wszelki wypadek"
Wszystko to robił całkowicie za darmo, nie oczekiwał dodatkowego wynagrodzenia. Praca z dziećmi jest jego pasją, podobnie zresztą jak kolarstwo. Po jakimś czasie udało się też nawiązać współpracę z profesjonalnymi klubami i stowarzyszeniami. To one wspierały szkolny klub kolarski przy organizacji licznych imprez. Choć i tak większość pracy przy nich wykonywał sam.
- Moja praca nie kończyła się na lekcjach WF. Pani dyrektor zaprosiła mnie do samorządu nauczycielskiego. Niczego nigdy nie odmawiałem, współorganizowałem festyny, byłem w szkole w weekendy. Kiedy trzeba było pomóc, pomagałem - mówi były już nauczyciel.
Niestety po czterech latach w szkole nadszedł kryzys i pojawiło się zwątpienie, choć związane ze szczęściem prywatnym. Piotr Mróz oświadczył się swojej przyszłej żonie, również nauczycielce.
fot. Piotr Mróz. Nauczyciel po końcowym egzaminie na ciągnik z naczepą
- W ostatnim roku pracy zrobiłem uprawnienia na samochody ciężarowe Początkowo miała to być jakaś ewentualność, alternatywa. Potem jednak zaczęły pojawiać się coraz częstsze wątpliwości i pytanie: "Jak będziemy żyć jako para młodych nauczycieli?" - wspomina Mróz.
"Ambicje trzeba schować w kieszeń"
Rozmowy były długie i trudne, ale w końcu zapadła decyzja.
- Ze szkoły odszedłem jako nauczyciel kontraktowy (drugi z czterech stopni nauczycielskich). Ciągle liczyłem, że może coś się zmieni, że będę zarabiał choć nieco więcej. Jednak ciągle, po 5 latach studiów i 4 latach pracy, otrzymywałem za to wszystko 1,7 tys. zł - mówi Piotr Mróz.
Plany związane z założeniem rodziny spowodowały ostatecznie, że zasiadł za kierownicą TIR-a. Nieco wcześniej para wynajęła mieszkanie z perspektywą jego zakupu. Młodzi nauczyciele przekalkulowali szansę na kredyt oraz możliwość jego spłacania i okazało się, że nie będzie to możliwe.
- Mówi się, że z dwoma pensjami nauczycielskimi nie ma tragedii, ale każda złotówka musi być liczona. Jak zdecydujemy się na dojazdy samochodem, to nie wystarczy na większe zakupy. Jak opłacimy czynsz, to co ze spłatą kredytu? - mówi były nauczyciel.
Piotr Mróz karierę kierowcy zaczynał od TIR-ów, potem jednak przesiadł się na mniejsze samochody i obecnie lokalnie rozwozi towary. Jak wyjaśnia, trudno budować związek i rodzinę, długo będąc poza domem.
- Nie ma co ukrywać. Przestałem wykonywać zawód, który kocham, bo tak zdecydował portfel. Za kierownicą mam nawet trzykrotnie więcej niż w szkole. To smutne, bo żeby być kierowcą, nie trzeba kończyć studiów i nie trzeba mieć poczucia misji. Niestety jest taki moment, kiedy ambicje trzeba wsadzić w kieszeń. Przestać robić, co się kocha i zarabiać na rodzinę - podsumowuje Piotr Mróz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl