Czwarty dzień negocjacji rządu z nauczycielami nie przyniósł rozwiązania. W piątek, po dniu przerwy, o który prosiła strona rządowa, na stole miała się pojawić propozycja, która zadowoli związki zawodowe i zapobiegnie zapowiedzianemu na poniedziałek 8 kwietnia wielkiemu strajkowi. Zamiast tego tylko rozsierdziła nauczycieli.
- Składamy ofertę składającą się z dwóch części. Pierwsza to wcześniejsze zobowiązania, po pierwsze we wrześniu druga już podwyżka. W styczniu było 5 proc., we wrześniu będzie kolejna, łącznie da to 15 proc. - mówiła wicepremier Beata Szydło.
Do tego rząd proponuje skrócenie stażu, zwiększenie dodatku za wychowawstwo, zmiany w systemie oceniania i redukcję obciążeń w systemie dydaktycznym - więcej przeczytasz tutaj.
To druga część jednak wzbudziła największe kontrowersje - "nowy kontrakt dla nauczycieli, czyli unowocześnienie systemu gwarantującego wzrost wynagrodzeń".
Rząd zaproponował wzrost wynagrodzeń nauczycieli do roku 2023, postawił jednak warunek: wzrost pensum, czyli godzin dydaktycznych.
Jak brzmi dokładnie rządowa oferta? W roku 2023 pensja nauczyciela dyplomowanego miałaby wynieść 8 100 zł brutto. Jednak tylko w momencie jeśli liczba "godzin przy tablicy" zostanie podniesiona z obecnych 18 do 24. Przy wariancie 22-godzinnego pensum, zarobki sięgałyby 7 700 zł brutto.
Ta propozycja tylko rozwścieczyła związkowców i nauczycieli. Trzy dni przed zapowiadanym są jeszcze bardziej zdeterminowani. Szef ZNP Sławomir Broniarz opuścił negocjacje wyjaśniając, że "propozycja rządu tylko zaognia sytuację". - Nie zachodzą żadne okoliczności, żadne przesłanki, abyśmy mogli dyskutować o wstrzymaniu akcji strajkowej w poniedziałek - podkreślił. Zdanie to podziela Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Propozycja rządu doprowadzi do zwolnienia od 20 do 30 proc. nauczycieli, jednym głosem mówili przedstawiciele ZNP i FZZ. Szef pierwszego z nich kpił przy tym z Beaty Szydło.
- Nie mam pretensji do premier Beaty Szydło, że nie ma pojęcia o różnicy pomiędzy zwiększeniem a zmniejszeniem pensum i tego konsekwencji. To musi wiedzieć minister finansów. Jednak rząd proponuje coś, co nie ma racji bytu. Postulat 600 tys. nauczycieli jest jeden – zwiększenie wynagrodzenia - dodał Broniarz.
Strajk!
Oferta przedstawiona przez wicepremier Szydło miała jeszcze jeden efekt. Na powrót zjednoczyła coraz bardziej poróżnionych związkowców z oświatową Solidarnością. Nastąpił jednak pewien przełom, szef "Solidarności" Ryszard Proksa również sprzeciwił się propozycji strony rządowej.
- Nie bylibyśmy związkowcami, gdybyśmy pozwolili na zwolnienie 20 czy 30 proc. nauczycieli - powiedział.
"Solidarność" nadal pozostaje w sporze zbiorowym do czasu podpisania ze stroną rządową porozumienia uwzględniającego dotychczas wynegocjowane postulaty - czytamy z kolei w oficjalnym oświadczeniu oświatowej "Solidarności".
Rozmowy zostały przerwane, decyzja o strajku 8 kwietnia zapadła. Według szacunków ZNP protestować będzie blisko 80 proc. szkół i ponad pół miliona pracowników oświaty.
W związku z tym MEN pełną parą prowadzi awaryjny zaciąg do komisji egzaminacyjnych. Jak przekonuje wicepremier Szydło, niezależnie od decyzji nauczycieli egzaminy się odbędą.
Protest można jeszcze powstrzymać
Sławomir Broniarz zaznaczył, że choć nauczyciele są gotowi do protestu, wciąż można wstrzymać strajk. Muszą zostać jednak spełnione podstawowe postulaty związków.
Jak one brzmią? Początkowo nauczyciele domagali się 1000 zł podwyżki do podstawy z wyrównaniem do stycznia. Podczas negocjacji poszli jednak na ustępstwa. Teraz walczą o 30 proc. wzrost wynagrodzenia rozłożony na dwie raty.
Czy Polacy popierają strajk nauczycieli? Czas na wyniki naszej sondy wśród internautów. Zdaniem 74 proc. ankietowanych nauczyciele nie powinni przyjmować nowej propozycji. Tylko co czwarty nasz internauta jest przekonany, że rządowa oferta powinna była zostać zaakceptowana przez związkowców (w sondzie więziło udział ponad 15,5 tys. internautów). Strajk nauczycieli popiera blisko 80 proc. ankietowanych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl