- W ustawie o sporach zbiorowych w ogóle nie ma instytucji zawieszenia strajku - mówi money.pl Malwina Strecker z Kancelarii Prawnej Strecker, specjalizującej się w tematyce związków zawodowych.
Strecker mówi więc wprost, że mocy prawnej stanowisko Broniarza nie ma. To, czy nauczyciele wrócą do szkół prowadzić lekcje, zależy przede wszystkim od samych nauczycieli. To oni po referendum strajkowym wchodzili w spory zbiorowe ze swoimi przełożonymi, a więc dyrektorami szkół.
Zdaniem prawniczki jednak nauczyciele mogą posłuchać się szefa ZNP - przynajmniej ci, którzy należą do związku. W końcu związek zawodowy to hierarchiczna struktura, a słowo prezesa zawsze bardzo dużo znaczy.
Jednak, jak zaznacza Malwina Strecker, sytuacja wokół zawieszenia strajku bynajmniej nie jest nietypowa. Mówi nam, że zdarza się to często, gdy po prostu strony nie mogą się ze sobą dogadać. Prawniczka mówi, że podobnych "zawieszonych strajków" jest sporo. Strony się ze sobą wtedy nie zgadzają, ale jednak protestujący uznają, że przychodzi czas na powrót do pracy. - No bo przecież trudno sobie wyobrazić, by nauczyciele nie przychodzili do szkół przed 5, 10 czy 20 lat - mówi.
Jak zaznacza prawniczka, nauczyciele zapewne zobaczyli, że ich protest nie zmierza w kierunku żadnego pozytywnego rozwiązania. Ale dodaje też, że wpływ na decyzje Broniarza mogła mieć również niezwykle istotna kwestia matur.
Szef ZNP zaznacza jednak, że nie składa broni. - Panie premierze Morawiecki, dajemy panu czas do września, czekamy na konkretne rozwiązania - powiedział Broniarz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl