Tzw. tarcza medyczna to propozycja wsparcia pracowników systemu opieki zdrowotnej, którą zaproponowały związki zawodowe.
- Nasza propozycja liczy 17 punktów dla ochrony zdrowia na teraz, a nie po pandemii. Nie wiemy, kiedy ona się zakończy, nie możemy żyć spekulacjami - powiedziała na posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego Dorota Gardias, przewodnicząca Forum Związków Zawodowych.
Z 17 punktów, które związkowcy przedstawili RDS, na razie znamy jeden: jednolitą stawkę dodatków dla medyków, która nie byłaby uzależniona od podstawy wynagrodzenia. Miałaby też przysługiwać wszystkim medykom, niezależnie od tego, czy do pracy przy pandemii oddelegował ich wojewoda. O kolejnych poinformujemy, gdy poznamy całość projektu.
- W ochronie zdrowie są bardzo zróżnicowane pensje. Lekarz, który ma 20 tys. dostanie dwa razy tyle. Osoba, która podaje tlen, dostanie odpowiednio mniej. Pracowników medycznych nie możemy dzielić na covidowych i niecovidowych, bo wszyscy są covidowi. Wszyscy są w różnym stopniu narażeni na zakażenie - powiedziała Gardias.
W spotkaniu Rady wziął udział premier Mateusz Morawiecki. Stwierdził, że założenia tzw. tarczy medycznej są już wprowadzane ustawach, nad którymi pracuje parlament.
- Ustawy, które wdrażamy, są ustawami w szczególności dla dwóch kategorii podmiotów gospodarczych i społecznych. To jest właśnie służba zdrowia i branże najbardziej dotknięte lockdownem - mówił Morawiecki.
Premier przypomniał też, że w ustawie, którą podpisał prezydent, zapisano limit maksymalnego dodatku dla lekarza. Wynosi on 15 tys. złotych. Nie ma zatem szans na to, by osoby zarabiające 20 tys. złotych miesięcznie miały podwojoną pensję.
Decyzję o wszczęciu sporów zbiorowych związki zawodowe ogłosiły we wtorek.
Główną osią konfliktu są dodatki do pensji, które zgodnie z przyjętą przez Sejm i podpisaną przez prezydenta ustawą, miał dostać każdy przedstawiciel zawodu medycznego, pracujący przy chorych zakażonych koronawirusem.
Jednak dzień po przyjęciu ustawy posłowie PiS stwierdzili, że doszło do pomyłki. Złożyli więc kolejny projekt, w którym dodatki przyznają wyłącznie medykom, skierowanym do pracy przy pandemii przez wojewodów.
Ustawy o dodatkach wciąż nie opublikowano, a jej korektą nie zajął się jeszcze Senat.
Dodatki to jednak tylko punkt zapalny. Problemów jest więcej, bo jak mówią związkowcy, branża jest zaniedbywana od lat a niskie zarobki sprawiają, że chętnych do pracy pielęgniarek jest na rynku coraz mniej.
Z danych GUS z 2018 roku wynika, że przeciętna pensja w tym fachu to 5327 zł brutto.
Jednak według danych serwisu wynagrodzenia.pl, mediana pensji pielęgniarki czy pielęgniarza to w Polsce 3960 zł brutto.
To zarobki nieporównywane do tych zachodnich. W Niemczech pielęgniarka średnio zarabia 3415 euro brutto, a więc sporo ponad 15 tys. zł. Nawet podczas trzyletniego szkolenia zawodowego w Niemczech kandydatka na pielęgniarkę może zarobić więcej niż w Polsce. W ostatnim roku szkolenia pensja to bowiem ok. 1,2 tys. euro, a więc prawie 5,4 tys. zł.
Zdaniem Doroty Gardias rząd powinien tymczasem zrobić wszystko, by polskie pielęgniarki wracały z Zachodu. To jej zdaniem lepsze rozwiązanie niż ściąganie personelu medycznego z krajów wschodnich.