- Najlepiej nie robić nic. Żadnych wycieczek, dyskotek, wspólnych wyjść do kina. Bo jak człowiek chce zrobić coś dodatkowego, to wcześniej czy później zostanie skrytykowany. Ba, nawet nie musi nic robić, a i tak zostanie wyzwany od pazernego belfra, który "chce się za darmo najeść" – mówi nauczycielka z Łodzi z ośmioletnim stażem.
Jej złość wywołał tekst, który od kilku dni krąży po internecie, a dotyczy tego, jak przy okazji studniówek szkoły łamią prawa nie tylko uczniów, ale w ogóle: prawa człowieka. Jego autorka, Alina Czyżewska związana z siecią obywatelską Watchdog, wypunktowała w nim kilkanaście przykładów naruszeń, jakich dopuszczają się szkoły przy organizacji studniówek.
"Choć większość uczniów i uczennic z radością wyczekuje studniówki, to niestety często wielu młodym ludziom ta pierwsza "dorosła" impreza już kojarzy się z przymusem i łamaniem ich praw" - pisze w tekście "Nadchodzi czas studniówek – i łamania przez szkoły prawa".
Mocne zarzuty. A konkretnie?
• Nauczyciele wyznaczają, z kim można pójść, a z kim nie (z osobą tej samej płci – nie wolno, z osobą poniżej 16 lat – nie wolno).
• Koszty studniówki nieoczekiwanie rosną, wpłaty nie są zwracane w przypadku wycofania się ("bo nie").
• Szkoła często oczekuje, że zostaną zaproszeni wszyscy nauczyciele, a nie tylko ci uczący rocznik (co oczywiście powoduje wzrost kosztów, których nauczyciele nie ponoszą).
• Dyrektorzy bezmyślnie powielają hulające w internecie bezprawne "regulaminy studniówek", czyniąc z ich podpisania warunek uczestniczenia w studniówce. Dyrektorzy ustalają w nich zasadę, że nie wolno opuścić budynku studniówki – kto wyjdzie się przewietrzyć (lub na papierosa, o zgrozo! A przecież mówimy tu o dorosłych osobach) – nie ma prawa powrotu (choć zapłacił za imprezę 600 zł)".
To tylko kilka pierwszych przykładów. Lista "przewinień" jest tak długa, że można odnieść wrażenie, że bale maturalne to jakaś forma współczesnej opresji.
Nie do szkół te pretensje
- Przekłamaniem jest już sama teza, jakoby to szkoły organizowały studniówki. Być może są w Polsce szkoły, w których tak się dzieje, ja się jednak z tym nie spotkałem – mówi adwokat z Warszawy, który specjalizuje się w prawie oświatowym. Nie zgadza się na ujawnienie nazwiska, bo "te zarzuty są luźno oparte na przepisach, to jakieś dywagacje". I dodaje, że choć szkołom doradza od kilkunastu lat, po raz pierwszy spotyka się z zarzutem, że bale mogą naruszać czyjekolwiek prawa.
Wyjaśnia, że organizatorami są rodzice (którzy z reguły formują komitet), ale to tylko od strony formalnej, bo faktycznymi decydentami – co do miejsca, wystroju sali, menu – są uczniowie. To oni na kilka miesięcy przed imprezą zaczynają się zastanawiać, jak ma ona przebiegać. W tej sytuacji trudno mówić, przekonuje, o naruszaniu prawa przez dyrekcję szkół.
Dajmy sobie spokój z takimi studniówkami
"Organizacja tego młodzieżowego balu jest w wielu szkołach tak daleko odsunięta od uczniów, że ich rola jest sprowadzona do zapłacenia kilku stów oraz podporządkowania się absurdalnemu i łamiącemu prawo regulaminowi – i w ten sposób odhaczana jest wyprana z sensu
Wspomniana już nauczycielka z Łodzi złości się na takie stawianie sprawy.
- Czy naprawdę są szkoły, w których na stu uczniów w roczniku nie ma choćby garstki chętnych do wymyślania przedstawienia czy ewentualnych dekoracji? Nie wierzę. A ponadto, skoro studniówkę organizują rodzice, to jak apodyktyczne relacje muszą panować w tych rodzinach, że nastolatkowie nie mogą wyrazić własnego zdania? – zastanawia się.
Pod linkiem do testu Czyżewskiej na facebookowej grupie "Ja, nauczyciel" pojawiło się ponad 70 komentarzy nauczycieli, którzy byli oskarżeniami wobec szkół zaskoczeni na równi z prawnikiem.
- Co za bzdury! Studniówkę organizują rodzice dla swoich dzieci i to oni mają mieć wszystkie faktury. Nigdy nie tknęłam się nawet złotówki z kosztów balu studniówkowego czy gimnazjalnego. Jak kto durny, to niech kasę zbiera. Potem i tak nauczycielom wymówią, że za uczniowskie się bawili i jedli – napisała pani Mirosława.
Jej wpis dotyczył zarzutu, że wiele szkół stosuje nietransparentne zasady rozliczeń, a uczniowie skarżą się, że "nie wiedzą nawet, do kogo trafiają te pieniądze, co właściwie za nie zostanie kupione, nie mają żadnego wpływu na ich własny – w teorii – bal".
Insynuacje, że nauczyciele przychodzą, "żeby się najeść za pieniądze uczniów", snute są od lat i szczerze męczą nauczycieli, z których wielu powtarza, że studniówka nie jest dla nich jakimś najbardziej wyczekiwanym dniem w roku, lecz po prostu obowiązkiem. I że bez żalu w ten piątkowy czy sobotni wieczór zostaliby w domu.
- Dajmy po prostu sobie spokój z tymi studniówkami. Uczniowie nas tam nie chcą. Tekst zawiera tyle bzdur, że jeśli faktycznie powiela to, co uczniowie myślą o studniówkach, to po prostu czas z nimi skończyć. To generalnie jakaś farsa jest: impreza szkolna czy nieszkolna? Nauczyciele w pracy czy jako goście? Prawa ich łamane, bo są traktowani jak uczniowie, a przecież są dorośli - czy nie łamane, bo są tu jako uczniowie danej szkoły? – zastanawia się pani Agnieszka.
Alkohol pod nadzorem
Czy można zakazać dorosłym uczniom picia alkoholu? Na studniówkach przyjęło się, że uczniowie wypijają na wejściu lampkę szampana, ale żadne inne trunki nie mają legalnego wjazdu na stół. O ile zakaz picia na terenie szkoły wynika z przepisów ustawy oraz dodatkowo wypunktowane jest w regulaminie szkoły, to jeśli impreza odbywa się w zewnętrznym lokalu, to zakazywanie picia alkoholu dorosłym uczniom jest niezgodne z prawem – przekonuje Czyżewska.
- Przecież w żadnym lokalu nie wolno pić wnoszonego przez siebie alkoholu – dziwi się tym zarzutom warszawski mecenas. – Załóżmy jednak, że impreza odbywa się w restauracji, w której znajduje się część barowa, gdzie na co dzień serwuje się alkohol. Tylko że organizatorzy, czyli rodzice, zawierając umowę, z jakiegoś powodu wyłączyli możliwość sprzedaży swoim dorosłym dzieciom.
- To żadne naruszenie prawa uczniów, lecz element umowy między organizatorami a lokalem – uważa.
Dodaje, że w przypadku studniówek wiele rzeczy odbywa się na zasadzie zwyczaju. Zwyczajowo więc niektóre szkoły zapraszają emerytowanych nauczycieli, przedstawicieli lokalnej władzy. Zwyczajowo też nie stawia się na stole alkoholu. Alina Czyżewska stawia jednak również zarzuty, których nijak nie wyjaśnimy kwestią mniej lub bardziej umownej tradycji. Jest nią obowiązujący w niektórych szkołach wymóg podawania organizatorom danych osobowych uczestnika i jego osoby towarzyszącej (PESEL) oraz informacje o alergiach pokarmowych, które stanowią dane wrażliwe.
"To się nadaje od razu do zgłoszenia do Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Rodzice nie są organem uprawnionym do żądania niczyich danych osobowych! A dopisek o ustawie o ochronie danych osobowych nie ma niestety nic wspólnego z ustawą o ochronie danych osobowych (ani z RODO)" – pisze Czyżewska.
- Proszę powiedzieć rodzicom z komitetu organizacyjnego, by zgłosili zbiór danych do odpowiedniej instytucji. Już widzę, jak to robią. Co do alergii – czy lepiej kurtuazyjnie ominąć to pytanie po to tylko, by na imprezie uczeń nie mógł tknąć części potraw? – napisał jeden z nauczycieli na forum.
Czyżewska odpowiedziała w komentarzu pod swoim tekstem, że "chodzi o to, że ktoś bezprawnie żąda podania informacji o alergiach, podpisywania oświadczeń. To po stronie dostawcy pożywienia, organizatora, leży obowiązek informowania o alergenach w pożywieniu".
- Komitet organizacyjny nie jest jakąś władzą, która ma legitymację prawną do żądania takich danych, w formie oświadczeń, załączonych do jakiegoś regulaminu. Komitet organizacyjny – czyli grupa prywatnych ludzi – w ramach cywilizowanych stosunków międzyludzkich w zdrowo funkcjonującym społeczeństwie szanującym i rozumiejącym prawo i demokrację, może zaproponować: jeżeli ktoś nie spożywa określonych produktów, prosimy o informację, aby menu na naszej wspólnej imprezie odpowiadało potrzebom wszystkich imprezowiczów – wyjaśnia.
Nauczycielki na studniówce. "Poloneza czas zacząć"
Jakieś pozytywne wnioski?
Tekst Aliny Czyżewskiej można traktować jako zbiór dobrych praktyk, których realizacja powinna stać się celem komitetów organizacyjnych w przyszłości. Czy to do osiągnięcia? Biorąc pod uwagę, że studniówki organizują nie profesjonaliści, ale rodzice – będzie to trudne. Lektura komentarzy pod artykułami, w których przywołano spostrzeżenia aktywistki, każe wątpić, czy nauczyciele będą chcieli w tym pomóc.
- Ciekawe, czym jeszcze poniżeni zostaną nauczyciele. Niedługo będą przepraszać, że w ogóle są. Już nawet za studniówki, których nie są organizatorami, dostają baty. Jakie to smutne i przykre! To niech uczniowie i ich rodzice nie zapraszają nauczycieli, skoro to taki problem finansowy. Zapraszać i później obgadywać... – napisała nauczycielka.
- A najlepiej w ogóle zrezygnujmy ze studniówek, skoro to takie pole do nadużyć – dopowiadają inni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl