Jeśli trzeba by wskazać firmy, które nie tylko odpierają koronawirusowy kryzys, ale wychodzą z niego wzmocnione, to są to z pewnością platformy streamingowe. Największa z nich – Netflix – podwoiła swoje wyniki w kwietniu w porównaniu do roku ubiegłego. W zeszłym miesiącu na Netflixa weszło 5,68 mln polskich użytkowników. Odwiedzający wykonali w serwisie ponad 92 mln odsłon.
Oczywiście liczba odwiedzających nie jest równie liczbie subskrybentów, dzięki którym Netflix zarabia. Firma nie podaje danych z poszczególnych krajów, ale według szacunków Amper Analysis w Polsce może ich być 800 tys.
Sukces Netflixa jest jednak globalny. W pierwszym kwartale tego roku gigant z Kalifornii osiągnął rekordowe od początku swojego istnienia wyniki. Chodzi o wzrost liczby subskrybentów o 15,77 mln do 182,86 mln, 5,77 mld dolarów przychodów i 709 mln dolarów zysku netto.
Tym, co dziś pozwala budować firmie swoją pozycję, jest izolacja społeczna i brak dostępu do kin. W skrócie, ludzie po prostu zaszyli się w domach i włączyli Netfliksa. Ale trzeba pamiętać o tym, że Netflix był już "duży" zanim zaczęła się epidemia. Wycena firmy wynosi 194 mld dolarów, a więc więcej od istniejącej od stu lat korporacji medialnej The Walt Disney Company (130 mld dol.), a ludzie tacy, jak Bill Taylor (współzałożyciel Fast Company, a wcześniej redaktor Harvard Business Review) twierdzą, że model biznesowy Netfliksa uchodzi za wzorcowy.
Jednak zanim gigant stał się gigantem, zaczynał przeszło dwadzieścia lat temu jako niewielki sklep i wypożyczalnia płyt DVD. Marc Randolph, pierwszy dyrektor generalny i współzałożyciel firmy, przyznał w swoich pamiętnikach, opublikowanych pt. "Netflix. To się nigdy nie uda", że poza nim niewiele osób wierzyło w powodzenie tego projektu. Nawet jego własna żona.
A skąd w ogóle wziął się pomysł na firmę? Otóż według Randolpha on i Reed Hastings, który jest obecnie CEO Netfliksa, kończyli proces przejęcia ich dotychczasowego biznesu. Oznaczało to, że już niebawem będą bogatsi o sporą sumę, ale bez stałego zajęcia. Randolph miał spore doświadczenie, jako spec od marketingu, ale wiedział, że nie chce go realizować w innej firmie, ale we własnym projekcie. Długo szukał pomysłu, ale każdy kolejny był torpedowany przez Hastingsa - partnera biznesowego, ale też automobilnego, albowiem panowie dojeżdżali wspólnie do biura. Podczas jednej z takich podróży Hastings zaklął na jedną z wypożyczalni video, która nałożyła na niego wysoką karę za przetrzymanie filmu. I to dało Randolphowo do myślenia.
I tak przedsiębiorstwo wystartowało w sierpniu 1997 roku. Miało już wtedy swoją siedzibę w Los Gatos w stanie Kalifornia, stworzyło częściowo działającą stronę i zaczynało pracę nad biblioteką utworów. I co ważne, nie nazywało się jeszcze Netflix, ale Kibble (z ang. kubeł). Z perspektywy czasu można ocenić, że zmiana nazwy była korzystnym krokiem, choć i tak nie miała ona w firmie entuzjastów.
"Wszyscy – i mam na myśli naprawdę wszystkich – początkowo patrzyliśmy na Netflix raczej niechętnie. Pewnie, dwie sylaby. Jasne, nazwa spełniało oba kryteria, nawiązując zarówno do filmów, jak i do internetu. Jednak martwiliśmy się o skojarzenia z cząstką flix. (…) Nie było idealnie. Brzmiało trochę pornograficznie. Ale to była najlepsza nazwa, jaką potrafiliśmy wymyślić" – tłumaczył Marc Randolph.
Od firma 1998 zaczęła oferować wypożyczenie płyt DVD za pośrednictwem poczty. Wystarczyło wejść na stronę, wybrać tytuł, podać numer karty i gotowe. Za 2-3 dni płyta z filmem była w domu. Można ją było trzymać przed siedem dni, oglądać dowolną liczbę razy, a potem zapakować i wrzucić do najbliższej skrzynki pocztowej. Co ciekawe, pierwsza strona Netflixa w niczym nie przypominała tej dzisiejszej. Charakterystyczny czerwony kolor pojawił się w później.
Jednym z problemów, z którymi startup musiał się mierzyć, były padające serwery. W 1998 roku nikt jeszcze nie myślał o usługach chmurowych. Aby prowadzić sklep internetowy – albo jakąkolwiek stronę z dużym ruchem – trzeba było na własną rękę zapewnić środki do przechowywania i udostępniania danych, a także śledzenia informacji o kliencie.
"Przyzwyczailiśmy się, żeby myśleć o naszej wypożyczalni w podobnych kategoriach, co fizyczne wypożyczalnie. (...) Jednak w przeciwieństwie do zwykłego sklepu, strona internetowa nie może po prostu wywiesić na drzwiach tabliczki: 'PRZEPRASZAM, ZARAZ WRACAM'. Internet nie ma godzin otwarcia" - tłumaczył Randolph.
Na początku Netflix miał bibliotekę składającą się z ok. 900 tytułów. Wśród nich były bardzo ciekawe okazy, jak choćby nagranie z przesłuchania prezydenta Billa Clintona przed Ławą Przysięgłych w sprawie tzw. afery rozporkowej. Film, którego wypożyczenie kosztowało jedyne 2 centy, spotkał się z dużą popularnością… i przysporzył pierwszych, dużych problemów w firmie. Okazało się, że w wyniku pomyłki do części klientów, zamiast nagrania z Clintonem, trafił film dla dorosłych. Bardzo paskudny film, jak twierdził Randolph.
Wtopy nikt jednak nie rozpamiętywał. Rok później Netflix zebrał od inwestorów 30 mln dolarów i zaczął pracę nad modelem subskrypcyjnym. W 2000 r. właściciele platformy wystawili ją na sprzedaż. Chętnym na zakup była inna wypożyczalnia – Blockbuster – a transakcja miała wynieść 50 mln dolarów. Ostatecznie jej nie sfinalizowano.
W 2002 roku Netflix trafił na giełdę, zbierając w dniu debiutu 82 mln dolarów, a rok później pochwalił się 1 mln użytkowników. 25 lutego 2007 przedsiębiorstwo ogłosiło, że dostarczyło już miliard płyt DVD do swoich klientów. W tym samym roku Netflix rozszerzył swoją działalność o streaming. W 2013 Netflix wypuścił swoją pierwszą, własną produkcję, czyli serial "House of Cards". Do Polski platforma ze swoją ofertą trafiła w 2016 roku.
Wspomniana wyżej firma Blockbuster – niedoszły właściciel Netfliksa – zbankrutowała. Dlaczego Netfliksowi się udało, a takim firmom, jak Blockbuster nie? Bill Taylor wskazuje, że przedsiębiorstwo z Kalifornii zawsze było o krok przed konkurentami w sprawie wprowadzania innowacji. Gdy inni wypożyczali kasety VHS, Netflix skupił się na płytach DVD, gdy konkurencja pobierała od klientów opłaty dopiero po odesłaniu produktu, Netflix wprowadził proste płatności z góry. I wreszcie, gdy wiele firm dopiero oswoiło się z płytami DVD, Netflix zaczął eksperymenty ze streamingiem.
"Netflix może być słownikową definicją firmy z Doliny Krzemowej, która zmieniła zasady gry; nowego uczestnika, który zmienił logikę całej branży. Netflix rozpoczął się oczywiście od dość prostej innowacji - zgniatania Blockbustera poprzez wysyłkę płyt DVD pocztą i zniesienie późnych opłat. Przeszła ona następnie od wysyłania treści do strumieniowego przesyłania filmów i programów telewizyjnych w formie cyfrowej. Dziś Netflix jest najbardziej godnym uwagi twórcą treści" – pisał Bill Taylor.
Dodatkowo Netflix posiada ogromne ilości danych na temat zwyczajów swoich milionów abonentów. Tego, które filmy i programy polubili, jak długo je oglądali etc. I potrafi z tych informacji korzystać.
"Big data to potężne narzędzie. A Netflix uprawia technologiczną żonglerkę, w której analityka, algorytmy i innowacje w zakresie strumieniowania cyfrowego zmieniły sposób, w jaki klienci oglądają filmy i programy telewizyjne. Ale ta technologia zawsze służyła wyjątkowemu punktowi widzenia - budowaniu platformy, która kształtuje to, co klienci obserwują, a nie tylko to, jak patrzą" – puentuje Taylor.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl