Dzisiejszy świat uwielbia wielkie i dramatyczne deklaracje, dlatego wyraz "ostateczny" jest często nadużywany. Ale w tym przypadku muszę go użyć. To, co widzicie na zdjęciach, to McLaren 765LT: warty blisko trzy miliony złotych Supersamochód Ostateczny.
Niechybnie przyjdą po nim modele szybsze. Ale to nie będzie już to samo. Dziś w końcu nawet do najwyższych sfer motoryzacji docierają już trendy elektryfikacji napędów i autonomizacji prowadzenia, lobbowane przez nieustannie rosnące standardy emisji spalin i poprawności politycznej. Nim ulegnie im również ta ekscentryczna manufaktura z Woking, to dostaliśmy jeszcze to: analogowy supersamochód starej szkoły.
765LT jest ostatecznym rozwinięciem przepisu, który ten uznany zespół Formuły 1 dopieszczał od momentu powrotu do produkcji samochodów drogowych w 2010 roku. Od pierwszego modelu MP4-12C wszystkie kolejne dzieła McLarena serwowały na różne sposoby w gruncie rzeczy te same składniki. Czyli potężny, podwójnie doładowany silnik V8 mający swoją genezę w świecie wyścigów, sztywną ramę z włókna węglowego i szczyptę czystej inżynieryjnej magii.
Dzięki tej formule w przeciągu zaledwie dekady McLaren zdołał stać się godnym rywalem całej motoryzacyjnej elity pokroju Ferrari, Lamborghini i spółki. A model 765LT jest tym, który ma im wymierzyć decydujący cios.
To jak tak właściwie tworzy się Supersamochód Ostateczny? Najpierw trzeba znaleźć odpowiednią bazę. Za nią niech posłuży najlepszy z dotychczas oferowanych modeli seryjnych, czyli McLaren 720S. Następnie należy dodać do niego trochę mocy (a dokładniej 45 KM do tytułowych 765 KM) i docisku aerodynamicznego.
Wtedy też nawet poniekąd przy okazji otrzyma się jeden z najbardziej przejmujących projektów nadwozi ostatnich lat, który potrafi przyprawić o ciarki na plecach nawet wtedy, kiedy auto stoi. W pogoni za wygładzonym opływem powietrza karoseria ta będzie również dłuższa niż w modelu bazowym, stąd dopisek LT w nazwie. Skrót ten oznacza Long Tail (ang. długi ogon) i nawiązuje do słynnego McLarena F1 GTR "Long Tail" sprzed ćwierćwiecza, który również był dłuższy od oryginału z podobnych pobudek.
Na samej mocy i oporze powietrza jednak się nie poprzestaje. Obowiązkową atrakcją przy tworzeniu takich ostatecznych pochodnych aut sportowych jest obniżanie masy. I tutaj zaczynają się schody, bo już McLaren 720S był wykonany z materiałów, które w innych przypadkach obecne są wyłącznie w garażach zespołów F1 i hangarze NASA.
By zrzucić z tej konstrukcji kolejne 80 kg, inżynierowie McLarena musieli sięgać po tak radykalne środki jak wymiana zwykłych śrubek na tytanowe czy też odchudzenie szyb o 0,8 milimetra. Na końcu wyrzucono dywaniki z kabiny. O takim poziomie poświęcenia tutaj mówimy.
W wyniku takich założeń powstało Najlepsze Auto Sportowe Roku 2020 – przynajmniej według mojego własnego rankingu. Otrzymanie takiego tytułu w dzisiejszych czasach jest trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej ze względu na rosnącą konkurencję nie tylko ze strony perfekcyjnych aut sportowych, ale i zaskakująco szybkich i wciągających w prowadzeniu super-SUV-ów pokroju Audi RS Q8 czy też BMW X6 M oraz elektrycznych limuzyn w stylu Porsche Taycana i Tesli.
Plujący ogniem, przenikliwie wibrujący całą kabiną McLaren jednak nadal gra w innej lidze. To niespokojny typ. Gdy budzi się do życia, słyszą to wszyscy w promieniu dwóch przecznic. Do 200 km/h (dwustu, nie stu) przyspiesza we wgniatającym w fotel tempie siedmiu sekund. Tylko po to, by następnie wyhamować z tej prędkości do zera na dystansie 108 metrów. Towarzyszy temu takie przeciążenie, które wywołuje u kierowcy fizyczny ból w głowie i klatce piersiowej.
W jakiś trudny do wytłumaczenia sposób chce się tego bólu więcej. I mocniej. Ci, którym starczy umiejętności, pokonają za sterami 765LT zakręty toru Silverstone z niewiele mniejszą prędkością niż Lando Norris w bolidzie Formuły 1 McLarena. Ci, którym starczy odwagi, pokuszą się o długie, spektakularne, kontrolowane poślizgi i ogólnie przeżyją w tym aucie bajeczne chwile. Ale wystarczy jeden mały błąd, a 765LT może nastraszyć, a nawet zabić.
A to już wśród aut rzadki talent w 2020 roku. Mimo wszystko z jazdy tym Supersamochodem Ostatecznym nie wyniosłem poczucia strachu, tylko szoku. Nadal nie mogę uwierzyć w to, jak absurdalnie szybki i skuteczny na torze jest to samochód. Po paru sesjach przyspieszania, hamowania i rzucania po zakrętach byłem tak wycieńczony i przepełniony emocjami, że w kręciło mi się w głowie i drżały mi ręce jeszcze wiele godzin później. Nie mogłem się otrząsnąć nawet gdy już położyłem się spać do własnego łóżka po powrocie do Polski.
Czy samochód może być… za szybki dla człowieka? Nawet jeśli tak, to ludzka natura i pokazuje, że tym większe pożądanie takie auto wzbudzi.