Chiński gigant rynku nieruchomości Evergrande złożył wniosek o ochronę przed wierzycielami w amerykańskim sądzie upadłościowym. Teraz musi prosić o pomoc, aby osoby, które mu zaufały, nie chciały nagle odzyskać swoich pieniędzy. To najdobitniejszy argument, że coś naprawdę niedobrego dzieje się z branżą odpowiadającą za 25-30 proc. PKB Chin.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chiny mają problem, a wraz z nimi cały świat
Upadek Evergrande pod koniec 2021 r. stał się w ostatnich latach symbolem chińskiego kryzysu na rynku nieruchomości. Problemy tego sektora traktowane są jako jeden z głównych stanów zapalnych całej chińskiej gospodarki, która w ostatnim czasie pogrąża się w coraz większych tarapatach, o czym pisaliśmy TUTAJ.
Spada sprzedaż detaliczna, poważne problemy ma przemysł. Pojawią się komentarze, że model biznesowy Chin się powoli kończy i "stare gospodarki", które bazowały na sile surowców naturalnych, będą miały coraz więcej problemów, by przestawić swoją produkcję na nowoczesne tory.
Olbrzymim problemem jest także bezrobocie wśród młodych, które jeśli policzyć osoby nieaktywne zawodowo (młode osoby, które nie chcą się uczyć ani pracować), zbliżyłoby się do ok. 50 proc.
- Problemy Chin i terytoriów zależnych uwydatniają się ze wszystkim stron, a warto wspomnieć, że z otwarciem chińskiej gospodarki wiązane były spore nadzieje na szerokim rynku. Po wygaśnięciu epidemii COVID-19 kraj ten nie zdecydował się na gwałtowną stymulację gospodarki, która przypomnijmy relatywnie długo na tle innych państw, poddana była surowym obostrzeniom, co zdusiło wewnętrzny popyt mimo początkowej fali euforii. Dzisiaj gospodarka odczuwa skutki tego zjawiska, które dodatkowe potęgowane są przez powracające problemy na rynku nieruchomości i narastające ryzyko problemów wypłacalności kluczowych dla gospodarki podmiotów, które muszą odnaleźć się w sytuacji gwałtownie spadających cen nieruchomości oraz zaledwie śladowego popytu na nowe kredyty - wyjaśnia Mateusz Czyżkowski, analityk XTB.
- Na początku roku chińska gospodarka rozwijała się. Jednak od tego czasu sytuacja stopniowo się pogarszała i obecnie wygląda dość ponuro - komentuje z kolei Jonas Goltermann, zastępca głównego ekonomisty ds. rynków w Capital Economics.
Swoje zdanie wyrażają też analitycy z Barclays. Napisali oni w raporcie, że dwiema przeszkodami dla ożywienia wzrostu gospodarczego w Chinach są sektor nieruchomości i ożywienie konsumpcji w obliczu rosnącego bezrobocia. Ta pierwsza branża rozpala rynki do czerwoności.
Alarm w chińskim sektorze nieruchomości
"Nasilające się problemy sektora nieruchomości zwiększają ryzyko niewypłacalności największych deweloperów, co w krytycznym scenariuszu może grozić zapaścią całej gospodarki" - ostrzegali kilka dni temu ekonomiści PKO BP.
W lipcu Evergrande odnotował łączną stratę w wysokości 81 miliardów dolarów w ciągu ostatnich dwóch lat, po zmaganiach z ukończeniem projektów oraz spłatą swoich dostawców i pożyczkodawców. Nie on jeden ma problemy.
W ostatnim czasie kilku innych dużych deweloperów w Chinach, w tym Kasia, Fantasia i Shimao Group, nie spłaciło swoich długów. Inny chiński gigant nieruchomości - Country Garden - ostrzegł, że "rozważy przyjęcie różnych środków zarządzania długiem". To sygnał, że i on zaczyna mieć problemy.
- Bankructwo Evergrande może mieć daleko idące konsekwencje dla krajowego systemu finansowego i rynku nieruchomości - wskazuje Andrew Lokenauth, amerykański komentator rynków finansowych.
Co zrobi Pekin?
Pojawia się pytanie, czy chiński rząd doprowadzi do rozlania się problemów deweloperów na inne branże. Analitycy w to jednak wątpią.
Teraz słyszymy, że Chiny pociągną w dół resztę świata, w tym USA. Ale widzieliśmy ten film już wcześniej i wiemy, jak się kończy. Mogę wam powiedzieć, co się nie wydarzy - Chiny się nie zawalą - stwierdził Jim Cramer, były finansista, obecnie autor programu w stacji CNBC.
Według niego te problemy nie doprowadzą do całkowitego upadku chińskiej gospodarki, ponieważ uważa on, że przywódcy tego kraju ostatecznie zaradzą tym problemom. Wskazał na 2015 r., kiedy chiński rynek załamał się, ale udało mu się odbić.
Podobnego zdania jest analityk Andrew Lokenauth. - Bankructwo Evergrande przypomina o ryzyku nadmiernego zadłużenia. Jest to ostrzeżenie dla innych krajów, które borykają się z podobnymi problemami - dodaje jednak.
Jego zdaniem komuniści będą musieli podjąć kroki, aby bankructwo Evergrande nie spowodowało szerszego kryzysu finansowego. Jakie? Mogą udzielić pomocy finansowej deweloperom, wdrożyć politykę stymulującą gospodarkę lub rozprawić się z nadmiernym zadłużeniem.
Marco Papic, strateg w Clocktower, stwierdził w CNBC, że plan ratunkowy Pekinu może opiewać na 1 bilion dolarów. Tyle jego zdaniem jest potrzebne, by Państwo Środka wygrzebało się z "nieruchomościowego bagna", w które wdepnęło.
Ludowy Bank Chin interweniuje
Te wszystkie problemy odbijają się także na juanie. Chińska waluta w stosunku do dolara osiągnęła najniższy poziom od 16 lat. W ostatnim czasie na rynku musiał interweniować Ludowy Bank Chin - informuje Reuters.
Ale to nie wszystko. W czwartek z przecieków do mediów dowiedzieliśmy się, że chiński rząd nakazał państwowym bankom sprzedaż dolara i kupowanie juana. To pokazuje, że najwyższe władze są świadome problemów i próbują się ratować, jak tylko mogą. Zbyt słaby juan może bowiem doprowadzić do turbulencji w systemie finansowym. A to jest ostatnia rzecz, jaka jest teraz Pekinowi potrzebna.
Efekty
Strach o gospodarkę Chin przekłada się na niepewność co do decyzji inwestycyjnych na globalnych rynkach. Dlatego też obserwujemy od kilku dni nasilenie wyprzedaży indeksów giełdowych. Czerwono jest w Europie oraz na naszym krajowym podwórku.
Jeden z najważniejszych indeksów rynków Azji i Pacyfiku, a mianowicie hongkoński Hang Seng zamknął dzienne notowania poniżej bariery 18 tys. punktów, notując tym samym ponad 20 proc. spadki od ostatnich szczytów z tego roku. To właśnie ta bariera (+/- 20 proc. od szczytu/dołka) z technicznego punktu widzenia postrzegana jest jako punkt zwrotny dla nastrojów panujących na danym rynku. Innymi słowy, Hang Seng wszedł w bessę.
Giełdy to jednak jedna strona monety. One niejako wyprzedzają to, co może dziać się w realnej gospodarce w przyszłości. I w tym wypadku ekonomiści nie mają raczej dobrych wieści. Polska gospodarka zostanie uderzona przez problemy Państwa Środka. Słabszy popyt da się odczuć w całej Europie, a nasz wzrost PKB ma być w tym roku mizerny - nieco powyżej 0 proc. To ma dobre i złe strony. Z jednej będzie oznaczało ciągnące się spowolnienie gospodarcze, z drugiej osłabi presję inflacyjną.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl