Od pierwszego lipca obowiązuje zakaz połowu dorsza na wschodniej części Bałtyku. 3 lipca, o 5 rano, port we Władysławowie jest pusty. Zazwyczaj o tej porze statki wracają z wieczornych połowów.
- Wszystko stoi - mówi ochroniarz. - Od pierwszego lipca jest sezon ochronny na dorsza, więc wszyscy się przezbrajają na śledzie.
Reklamy smażalni zachwalających "świeżą rybkę prosto z kutra" jednak nie znikają. Właściciele sklepów i restauracji zapewniają, że dorsza bałtyckiego mają. Skąd?
- Obowiązują limity połowowe - tłumaczy mi właścicielka smażalni tuż przy porcie. - Jak ktoś nie wykorzysta, to może łowić dalej, niezależnie od sezonu ochronnego.
Tę samą wersję powtarzają właściciele pięciu lokali. Słyszę ją również w portowym sklepie.
- Nie wiem jak to dokładnie jest z tymi okresami ochronnymi, ale rybacy mówią, że jak nie wykorzystają limitu w ciągu roku, to w lipcu mogą łowić - mówi sprzedawca ryb. - Niektórzy sobie oszczędzają, bo w sezonie jest większy popyt i więcej zarobią - wyjaśnia.
Brzmi wiarygodnie? Możliwe. Ale to nieprawda.
Łowić nie wolno
Sezon ochronny obowiązuje przez miesiąc i dotyczy najbardziej zagrożonych rejonów, po wschodniej stronie morza. W tym czasie dorszy łowić nie wolno i niewykorzystanie limitów nie ma na to żadnego wpływu.
"Niewykorzystanie limitów połowowych przez armatorów nie uprawnia ich do prowadzenia połowów w okresie ochronnym. Kwoty połowowe dorsza przyznawane są armatorom na okres całego roku kalendarzowego, w związku z czym rybacy mogą odpowiednio zaplanować połowy, z przerwą na okresy zakazu połowów. Okresy ochrony znane są również z wyprzedzeniem, zatem mogą być wykorzystane np. na zaplanowane remonty statku itp" - pisze w odpowiedzi na nasze pytania Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.
- Byłoby to absurdalne - mówi Artur Jończyk z Darłowskiej Grupy Producentów Ryb i Armatorów Łodzi Rybackich. - Sezon ochronny jest po to, by chronić populację ryb w czasie tarła, żeby mogły się rozmnażać. Zezwolenie komukolwiek na połów na tarliskach doprowadziłoby do wyginięcia ryb. Ten sezon ochrony i tak jest krótki, bo tarło dorsza zaczyna się już w czerwcu, a nawet w maju. Zakaz powinien być bezwzględny - dodaje.
Rybacy, którzy mimo to łowią, muszą się liczyć z kontrolami i karami za nielegalny połów.
"Kontrolą połowów zajmują się inspektorzy rybołówstwa morskiego. Prowadzą oni kontrole rybaków komercyjnych, jak i wędkarzy morskich, w tym kontrole na morzu, w miejscach wyładunku, a także w łańcuchu dystrybucyjnym. Kontrola i monitorowanie połowów odbywa się przy pomocy systemu elektronicznego, który obejmuje rejestr statków rybackich, dane o kwotach i połowach poszczególnych armatorów, a także naruszeniach przepisów. Raportowanie połowów komercyjnych odbywa się za pomocą dzienników połowowych" - wyjaśnia ministerstwo.
Skąd się bierze ryba
Zakaz połowu nie oznacza jednak, że świeżego dorsza bałtyckiego nad morzem nie kupimy. Dorsze są dostępne, tylko w niewielkich ilościach.
Przepisy mówią, że zakaz połowu obejmuje statki o "długości całkowitej co najmniej 12 metrów, prowadzące połowy przy użyciu włoków, niewodów duńskich lub podobnych narzędzi o rozmiarze oczek równym co najmniej 90 mm".
Mniejsze jednostki na wodach przybrzeżnych (do 12 mil morskich od brzegu) łowić mogą. I to właśnie ryby z takiego połowu trafiają do smażalni.
Problem w tym, że nawet tam, gdzie łowić wolno, ryb jest coraz mniej.
- Do 12 mil morskich od brzegu, tam, gdzie mimo okresu ochronnego wolno łowić dorsza, nie ma praktycznie nic. Jeśli nic z tym nie zrobimy, to za trzy lata ta ryba wyginie - mówi Artur Jończyk.
Dorsze na skraju wymarcia
- Jeszcze kilka lat temu, jak rybacy przywozili dorsze, to niektóre miały po metr długości - słyszę w sklepie rybnym niedaleko portu. A dzisiaj? Niech pan zobaczy. Po 30, 40 cm - słyszę w jednym ze sklepów rybnych we Władysławowie.
Według ostatniego raportu International Council for the Exploration of the Sea (ICES - Międzynarodowa Rada Badań Morza) reprodukcja ryb we wschodnim stadzie dorsza osiągnęła poziom najniższy od 1946 roku.
Jak mówią sami rybacy, tylko zamknięcie wschodniej części Bałtyku na przynajmniej 3 lata da jakąkolwiek szansę na ocalenie populacji dorszy.
- Dorszom zagrażają nie tylko połowy ukierunkowane na tę konkretną rybę, ale też na inne, np. połowy paszowe - tłumaczy Artur Jończyk. - To są połowy szprotów, dość niskiej jakości, które sprzedaje się później na paszę albo przetwórniom. Robi się to na pełnym morzu, w czasie tarła dorsza, przy pomocy ogromnych sieci. Te sieci zbierają wszystko, co w nie wpadnie, również dorsze w trakcie tarła, które powinny być chronione.
Podobnego zdania jest resort gospodarki morskiej.
Polska administracja wielokrotnie podnosiła ten temat na forum Unii Europejskiej. Zdaniem MGMiŻŚ konieczne jest wprowadzenie lepszej ochrony tarlisk dorsza oraz ograniczenie wielkości i mocy jednostek mogących prowadzić połowy pelagiczne (przy pomocy dużych sieci - red.) na Bałtyku, wprowadzenie okresu ochronnego dorsza w terminie przynajmniej od czerwca do sierpnia oraz zakaz połowów pelagicznych w miesiącach ochrony, a także przywrócenie wymiaru ochronnego dorsza z 35 cm do 38 cm.
W czerwcu minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że Polska już od 2015 roku domaga się wprowadzenia "radykalnego" obniżenia kwot połowowych dorsza na terenie Bałtyku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl