Społeczny doradca Mariana Banasia - syn Jakub - tworzy w Najwyższej Izby Kontroli swoją grupę wpływów, złożoną z ludzi ściągniętych z banku, w którym niedawno pracował – informuje "Rzeczpospolita".
Syn Banasia oraz prof. Romuald Szeremietiew stanowią zespół społecznych doradców prezesa NIK. Zespół powstał 28 maja, jednak to twór, którego nie przewiduje ustawa o NIK.
Jak czytamy w dzienniku, społeczni doradcy dostali niezwykle szerokie, a nawet - zdaniem części pracowników Izby - kontrowersyjne uprawnienia. Na przykład dyrektorzy zostali zobowiązani do udzielania społecznym doradcom "wszelkich informacji i przekazywania dokumentów".
Tacy doradcy pracują bez wynagrodzenia, ale NIK pokrywa koszty ich działalności, m.in. delegacje (wynika to z zarządzenia). Jak zapewniła w rozmowie z "Rzeczpospolitą" rzeczniczka Izby Anna Matusiak-Rześniowiecka, NIK "nie poniosło żadnych wydatków i kosztów związanych z wyżej wymienioną funkcją doradcy społecznego".
Dziennik, powołując się na rozmówców, informuje, że Romuald Szeremietiew dołączył do zespołu niedawno, wcześniej był tam tylko syn Banasia. Ten ma mieć ogromny wpływ na kadry i funkcjonowanie Izby – zdążył otoczyć się grupą zaufanych ludzi (część ściągnął z banku Pekao, gdzie wcześniej pracował).
Jeden z rozmówców "Rzeczpospolitej" twierdzi, że syn prezesa ma duży wpływ na decyzje kadrowe, próbuje wydawać polecenia. Jak dodaje, jego ingerencja może przekraczać dopuszczalne granice, na co wielu dyrektorów się nie godzi.
Czytaj także: Odciski palców w dowodach osobistych. Jest projekt
To powoduje napięcia, pracownicy mówią o "patologii" oraz "iskrzeniu" na linii Banaś junior a funkcyjni pracownicy NIK.
Jakub Banaś odmówił dziennikowi komentarza. Twierdzi, że jest "osobą prywatną". Z kolei sam prezes NIK Marian Banaś rozważa rozszerzenie listy społecznych doradców, rozpatruje właśnie kolejne wnioski złożone przez kandydatów.