- Ojciec sobie poradzi. To człowiek, który zawsze patrzy 10 kroków do przodu. Już raz to przechodziliśmy parę lat temu. Rozmawialiśmy. Tata wierzy, że wybory 10 maja mogą doprowadzić do tragedii wielu osób. Z drugiej strony nie chce doprowadzić do paraliżu państwa i rozpadu rządu. Woli więc poświęcić siebie i zachować się honorowo – mówi Zbigniew Gowin, syn wicepremiera Jarosława Gowina oraz krakowski przedsiębiorca.
Szef Porozumienia w poniedziałek złożył dymisję z funkcji wicepremiera oraz ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Jest też przeciwny zmianie prawa wyborczego umożliwiającego przeprowadzenie korespondencyjnych wyborów 10 maja. Tym samym Jarosław Gowin wyłamał się z koalicji z PiS.
Syn wicepremiera w politykę mieszać się nie chce, ale wie, że od nazwiska nie ucieknie. Na co dzień działa w branży fitness (jest współtwórcą centrum fitness znajdującego się w obiektach Wisły Kraków) oraz medycznej. Obecnie przygotowuje projekt związany z treningami w domu. Z racji swoich kontaktów ma możliwość sprowadzenia do Polski co najmniej kilkuset tysięcy maseczek.
- Mógłbym na tym zarobić, ale nie chcę tego. Sprzedać je hurtowo po 2 zł, żeby potem usłyszeć, że jakiś senior musi wydać na nie 10 zł - tłumaczy.
Jaki jest jego plan? Rozmawia z partnerami o organizacji zbiórki publicznej. Za zgromadzone pieniądze chce kupić maseczki, które następnie wspólnie z wolontariuszami dostarczy osobom starszym oraz szpitalom. Dystrybucją zająć mają się także współpracujące z nim organizacje. Pomóc w zbiórce mają TS Wisła Kraków oraz Instytut Polska Przyszłości im. Stanisława Lema, którym kieruje dr Maciej Kawecki.
- Czy będzie hejt? Będzie. Już się do tego przyzwyczaiłem. Co bym nie zrobił i tak zostanę obsmarowany. Trudno. Nie mogę pozwolić jednak, by mnie to paraliżowało - tłumaczy. I dodaje, że chce pomóc np. pacjentom onkologicznym czy osobom starszym.
Jaki jest cel? Zebranie kilku milionów złotych i dostarczenie ich osobom potrzebującym. Zbigniew Gowin dodaje, że nie chce, aby choć jedna złotówka przeszła przez jego konto, bo w obecnej sytuacji mogłoby to zostać źle odebrane. Stąd właśnie współpraca z fundacjami, które będąc instytucjami społecznego zaufania udostępnią konto.
- Zależy mi też na pewnym ustabilizowaniu rynku. To co się teraz dzieje, to jest absolutna wolna amerykanka. Ceny maseczek przekraczają już wyceny absurdalne. Sądzę, że dostarczenie na rynek kilkuset tysięcy maseczek, a w dalszej perspektywie jeszcze większej liczby może go trochę uspokoić - tłumaczy Zbigniew Gowin.
Jeden z jego pomysłów opiera się na podziale maseczek na sprzedawane i te do podarowania - przez fundację kupuje się cegiełkę płacąc za dwie maseczki. Jedna trafia do ofiarodawcy, druga do osoby starszej.
Gowin przypomina, że dziś maseczki, które dotąd kosztowały 2 zł sprzedawane są kilkukrotnie drożej. Te droższe za 15-20 zł można znaleźć w internecie w cenach sięgających kilkudziesięciu złotych. A ponieważ koronawirus nie odpuści jeszcze nawet przez kilka miesięcy, więc problem może narastać.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie