Odra produkowała jeansy w czasach, w których zakup w Polsce tego typu spodni z Zachodu był nie lada wyzwaniem. Dana z kolei wytwarzała damskie kolekcje, które wyróżniały się elegancją i jakością – zwłaszcza na tle szarej, PRL-owskiej mody.
Ubrania obu szczecińskich firm były niegdyś prawdziwymi hitami. Jednak po upadku komunizmu nie miały takiego szczęścia – zostały sprywatyzowane i traciły na znaczeniu. Ostatecznie obie marki zniknęły z rynku.
Teraz Natalia Wąsik chce przywrócić pamięć o ubraniach, w których zakochana była cała Polska. Chce też przedstawić historię ludzi, którzy za nimi stali.
Muzeum Dany i Odry już działa – na razie jednak tylko wirtualnie, na stronie internetowej. Pod adresem muzeum można oglądać zebrane przez Natalię eksponaty – czyli najciekawsze kreacje ze Szczecina. W tej chwili jest ich 317, a ciągle dochodzą nowe. Są dżinsowe spodnie, kurtki, są sukienki, nawet ubrania robocze. Część z nich ma nawet fabryczne metki.
Muzeum ma jednak wyjść z internetu – i to już w przyszłym roku. Wtedy ma otworzyć swoje drzwi placówka stacjonarna. Odwiedzający mają nie tylko móc zobaczyć kreacje na własne oczy, ale też poznać historię zakładów i zapoznać się ze wspomnieniami pracowników.
Miejsce na muzeum zostało już wybrane, choć lokalizacja pozostaje tajemnicą. - Znalazłam lokal, którego właścicielka, usłyszawszy o muzeum, powiedziała od razu "wchodzę w to!" – opowiada Natalia Wąsik.
Babcia modelka
Natalia Wąsik nie pamięta czasów, gdy Dana i Odra święciły największe triumfy. O tej pierwszej firmie dowiedziała się w gimnazjum od przyjaciółki, której babcia pracowała w Danie jako modelka. Kilka lat później poznała Zofię Wolską, która zajmowała kierownicze stanowiska w obu firmach. To wtedy historia szczecińskiej mody ją zafascynowała.
Oczywiście jednak nie od razu postanowiła otwierać muzeum. - W momencie, kiedy zaczęłam interesować się historią Dany i Odry, byłam bardzo młoda – opowiada w rozmowie z money.pl. - Po prostu mnie to ciekawiło. Pomysł powstania muzeum wykrystalizował się w zeszłym roku, a w marcu tego roku podjęłam decyzję o uruchomieniu muzeum stacjonarnego. Od kilku lat badam historię zakładów, muzeum jest konsekwencją tych działań - dodaje.
Po maturze przeprowadziła się do Berlina, gdzie znalazła pracę w jednym z muzeów. – Cały czas zresztą tam pracuję. W tej chwili dzielę swój czas pomiędzy Berlinem a Szczecinem – mówi w rozmowie z money.pl.
Dodaje, że badając temat szczecińskich zakładów, przejrzała aż 10 tys. archiwalnych numerów "Kuriera Szczecińskiego" i przeszukała tysiące dokumentów z trzech archiwów państwowych. Ciągle jednak bada temat i szuka rozmówców – na przykład byłych pracowników Odry i Dany. - Oczywiście, jeśli ktoś ma jakieś wspomnienia związane z zakładami, to zachęcam do kontaktu - dodaje Natalia Wąsik.
- Muzeum nie jest inicjatywą wspieraną przez miasto – zaznacza w rozmowie. I dodaje, że wszystkie koszty do tej pory ponosiła sama. Jak duże były to koszty? O tym na razie mówić nie chce. Czy liczy na pomoc? - Jestem otwarta na propozycje, gdyby jakaś instytucja czy firma chciała wesprzeć działania muzeum. Ale przede wszystkim zależy mi na swobodzie działań i stworzeniu muzeum na jak najwyższym poziomie - zaznacza.