Styczeń 2021. Niewykluczone, że wtedy pierwszy polski pacjent będzie mógł przyjąć szczepionkę na COVID-19. Tak wynika ze wstępnych deklaracji Ministerstwa Zdrowia. Zasadnicza wydaje się jednak inna kwestia. Jak podała kilka dni temu rozgłośnia RMF FM, ma nie być powszechnych i obowiązkowych szczepień. Będą za to rekomendacje.
Szczepionka byłaby zalecana osobom z grup największego ryzyka. Chodzi o seniorów, którzy ukończyli 65 lat, pacjentów z chorobami współistniejącymi oraz pracowników służby zdrowia. Co ważne, dla wymienionych szczepionka na COVID-19 byłaby w pełni refundowana.
Pytanie, czy osoby, które miałyby przywilej pierwszeństwo oraz możliwość skorzystania ze szczepień, faktycznie chciałyby przyjąć lek? Okazuje się, że nie jest to takie oczywiste. Firma Ipsos przygotowała na zlecenie Światowego Forum Ekonomicznego badanie, z którego wynika, że Polacy - obok Węgrów i Rosjan - byliby w grupie największych sceptyków, jeśli chodzi o przyjmowanie szczepionek.
"Czy przyjmiesz szczepionkę na COVID-19, gdy będzie już dostępna?" – na tak sformułowane pytanie 45 proc. ankietowanych z Polski odpowiedziało "nie", 55 proc. - "tak" (na grafice błędnie zaprezentowano 56 proc. - red.). Niewątpliwie, odsetek zwolenników szczepień jest wyższy, ale różnica pomiędzy jedną a drugą grupą nie jest znacząca. Dla porównania, osoby z Chin, które wzięły udział w badaniu, były niemal zgodne – 97 proc. przyznało, że przyjęłoby lek.
Wysoki odsetek chętnych do zaszczepienia się, odnotowano także m.in. w Brazylii, Australii, Indiach, Malezji, Wielkiej Brytanii czy Korei Południowej. Badanie przeprowadzono na grupie 20 tys. osób z 27 państwa. Czy można tłumaczyć, tak różne nastawienie wobec szczepień pomiędzy trzema krajami z Europy Środkowo-Wschodniej a resztą?
- Nie jestem zaskoczona tymi rezultatami. Polacy niechętnie szczepią się na dodatkowe choroby, które są poza programem szczepień. Mam na myśli m.in. grypę, gdzie odsetek zaszczepień wynosi tylko 4 proc. Natomiast szczepionka przeciwko Sars-Cov-2 jest nowa, więc tym bardziej może spotykać się z nieufnością co do efektów działania - komentuje prof. dr hab. Agnieszka Szuster-Ciesielska, wirusolog.
- Przykład idzie z góry. Jeśli politycy i inne osoby znane ludziom, np. dziennikarze, aktorzy, a także lekarze, ręka w rękę mówiliby, że szczepienia są potrzebne, do tego, gdyby same zabiegi były bezpłatne, to odsetek osób zaszczepionych byłby wyższy. W tej kwestii ważne są edukacja i budowanie zachęt - dodaje.
Efekty właśnie takich działań widać w innych krajach. Jeszcze kilka lat temu w Nowej Zelandii odsetek osób zaszczepionych przeciwko grypie wynosił tyle, ile wynosi dziś w Polsce. Jednak dzięki systematycznemu uświadamianiu obywateli, w co zaangażowały się władze kraju, obecnie zaszczepialność wzrosła do 97 proc.
Za to w Polsce bardzo chętnie - i na ogół krytycznie - na temat szczepień wypowiadają się m.in. gwiazdy estrady, jak Edyta Górniak, która powiedziała wprost, że woli "odejść z tego świata niż cokolwiek wstrzyknąć w swój organizm". Również prezydent Andrzej Duda, jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej, wypowiedział słowa, od których zawrzało w środowisku medycznym.
Czy teraz, gdy Polska znalazła się na dole tabeli pod kątem nastawienia do szczepień, prezydent zmieni swoje nastawienie i będzie zachęcał do przyjmowania leku? W czwartek wysłaliśmy nasze pytania do prezydenckiego ministra Błażeja Spychalskiego. Odpowiedzi opublikujemy po ich otrzymaniu.