- Nie jestem Judymem. Nie będę ryzykował, że mnie jakiś psychopata zaatakuje za to, że rzekomo "chcę eksterminować naród polski", zmuszając ludzi do szczepień przeciw COVID-19 - wyznał w rozmowie z money.pl dr Andrzej Szmit, dyrektor Samodzielnej Publicznej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gorzowie Wielkopolskim.
Jak przyznaje, od momentu, kiedy jego wewnętrzne pismo do zespołu zostało opublikowane w internecie, ma do czynienia z falą hejtu. Przeraziła go skala i waga gróźb.
- Przez wiele lat, jako dyrektor, stawiałem czoła różnym atakom na moją osobę w związku z - czasem niepopularnymi - decyzjami. To, co się teraz dzieje, jest jednak przerażające. Dostaję pogróżki. To małe miasto, ludzie wiedzą, gdzie mieszkam, którędy chodzę. Hejt dotyka również moje dzieci, dostają groźby, że i im może stać się krzywda - wyjaśnia.
Co wywołało taką falę agresji? Chodzi o pismo skierowane do pracowników kontraktowych, w którym dyrektor pogotowia zapowiedział, że nie będzie przedłużał umów, które wygasają z końcem roku, jeśli się nie zaszczepią.
Jak wyjaśnia dr Andrzej Szmit, ta decyzja to efekt rozmów z ratownikami, którzy przychodzili do niego, pytając, dlaczego mają pracować z ludźmi, którzy świadomie stwarzają zagrożenie dla nich i dla pacjentów.
- Zgodziłem się z tym. Poza tym moim obowiązkiem jest dbanie o zespół, stąd też nigdy nie oszczędzałem na środkach ochrony indywidualnej, płynach odkażających, dostępie do leków i innych zabezpieczeniach dla moich zespołów. Jesteśmy na pierwszej linii, jedziemy w nieznane. Szczepionka wydaje się jedyną skuteczną bronią, jaką teraz mamy. Nie sądziłem, że będzie taki opór - mówi.
Ledwie 40 proc. załogi
Dyrektor Szmit zaznacza, że trud i zagrożenia tej pracy zna od podszewki. Sam wciąż jeździ w pogotowiu. Kiedy dowiedział, że zaledwie 40 proc. jego pracowników złożyło deklarację o przystąpieniu do szczepień, załamał ręce.
Jak dodał, do tej pory słyszał głównie naciski, aby przyśpieszyć szczepienia przeciw grypie. - Pierwsi, którzy do mnie przychodzili pytać o szczepionkę na COVID, to ci, którzy przeszli tę chorobę i nie chcą ponownie się z nią zmagać - zaznaczył, że tego powodu, tym bardziej był w szoku.
- To przerażające, że ludzie, których wychowałem, z którymi od lat pracuję w pogotowiu i których miałem za świetnych specjalistów, teraz dają posłuch fake newsom i niesprawdzonym teoriom lansowanym przez celebrytów. To mnie załamało. Odechciewa się. Spór z medykami na temat słuszności szczepień jest ponad moje siły - mówi z rezygnacją.
Liczył, że skoro nie zdrowy rozsądek, naukowa i medyczna wiedza, odpowiedzialność za pacjentów, do których jeżdżą i kolegów, z którymi pracują, nie wystarczają, to chociaż może argumentacja finansowa przemówi do ludzi.
Po zapowiedzi nieprzedłużenia umów na świadczenia medyczne z tymi, którzy się nie zaszczepią, ostatecznie jedynie dwie osoby nie złożyły tej deklaracji, a i one zapowiadały, że najbliższym terminie dopiszą się do listy.
Dyrektor się wycofuje
- Nie jestem człowiekiem lękliwym, ale z błahszych powodów ludzie byli w tym kraju atakowani nożem - mówi z rezygnacją dyrektor Szmit. - Wycofałem się z tej decyzji. Zapowiedziałem też, że ci, którzy złożyli pod presją deklaracje, również mogą je wycofać.
Jak dodaje, nie żałuje pierwszej decyzji, z drugą też się pogodził. Jednak, jak zaznacza, ma żal do rządu, że nie miał odwagi, aby szczepienie przeciw COVID-19 włączyć do obowiązkowych.
- Byłem pierwszy, który głośno powiedział, że tak trzeba. To jedyna skuteczna walka z pandemią. 30-40 proc. wyszczepienia naszego społeczeństwa nie pomoże. To wyrzucone miliardy i przedłużenie tego koronawirusowego koła nieszczęść - argumentuje.
Jego pismo obiegło internet. Krytycznie do niego odniosło się również na portalu społecznościowym Porozumienie Chirurgów. Po burzy komentarzy, po części z anonimowych kont, usunęło jednak wpis.
Z drugiej jednak strony wielu lekarzy wsparło decyzję dyrektora. - Uważam, że to bardzo odważna i jak najbardziej prawidłowa decyzja. Pierwszy taki głos w Polsce - przekonuje dr Paweł Bogacz, lekarz z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Lublinie. - Osobiście złożyłem deklarację chęci przystąpienia do szczepienia w pierwszym możliwym terminie w Lublinie razem z moimi teściami - lekarzami po 60. roku życia. Żona, też lekarz, niestety zaszczepić się nie może, bo jest w ciąży - wyjaśnia.
Podobnego zdania jest Agata Kapelańczyk, lekarka ze Specjalistycznego Szpitala Miejskiego im. Gabriela Narutowicza w Krakowie. Bardzo dobra decyzja, wszyscy, jako pracownicy ochrony zdrowia, jeśli nie mamy przeciwwskazań, powinniśmy się zaszczepić - zaznacza. - Bez zaszczepienia się większości ludzi epidemia nigdy nie zostanie opanowana - podkreśla.
A może to kwestia prawa?
Dyrektor pogotowia podkreśla, że ugiął się głównie ze względu na groźby i zagrożenie, jakie odczuwa w związku z hejtem. Pytany jednak o kwestię prawną przyznaje, że dostał informacje, że takie decyzje mogą naruszać przepisy o RODO, ale nie to było głównym powodem wycofania się z decyzji.
Zapytaliśmy o tę sprawę Naczelną Izbę Lekarską. Jak poinformował nas Rafał Houbicki, rzecznik NIL, dotychczas nie docierały do Izby takie informacje.
"To, co istotne z punktu widzenia prawa, to to, że mówimy tu o osobach na kontraktach, a więc nie pracownikach, do których zastosowanie miałyby przepisy kodeksu pracy. Kontrakty lekarzy są umowami cywilnymi, które nie podlegają tak szczegółowej regulacji jak umowy o pracę i opierają się w dużej mierze na zasadzie swobody umów" - czytamy w przesłanym nam stanowisku.
Jak dodaje NIL, "bez względu na podstawę prawną zatrudnienia, zachęcamy wszystkich lekarzy, lekarzy dentystów, pozostały personel medyczny oraz wszystkich obywateli do poddaniu się szczepieniu przeciwko COVID-19".
Również pytana przez nas Kancelaria Adwokacko-Radcowska Podsiadły-Gęsikowska, Powierża sp.p., która udziela porad on-line medykom pod szyldem Prawnik Lekarza, przyznaje, że sprawa "nie jest jednoznaczna".
Z jednej strony, jak informuje Aleksandra Powierża, radca prawny w kancelarii, informacja o odbytych szczepieniach stanowi przejaw konstytucyjnej zasady ochrony prywatności i niewątpliwie jako informacja o stanie zdrowia należy do danych wrażliwych i podlega ochronie RODO.
Jednak ustawodawca określił wyjątki od tej zasady, np. kiedy przetwarzanie jest niezbędne do celów profilaktyki zdrowotnej lub medycyny pracy, do oceny zdolności pracownika do pracy, diagnozy medycznej, zapewnienia opieki zdrowotnej lub zarządzania systemami i usługami opieki zdrowotnej lub zabezpieczenia społecznego na podstawie prawa Unii lub prawa państwa członkowskiego lub zgodnie z umową z pracownikiem służby zdrowia.
Wirus jako szkodliwy czynnik
Mało tego, zgodnie z prawem pracy pracodawca jest obowiązany chronić zdrowie i życie pracowników przez zapewnienie bezpiecznych i higienicznych warunków pracy przy odpowiednim wykorzystaniu osiągnięć nauki i techniki, w tym jest obowiązany reagować na potrzeby w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa i higieny pracy oraz dostosowywać środki podejmowane w celu doskonalenia istniejącego poziomu ochrony zdrowia i życia pracowników, biorąc pod uwagę zmieniające się warunki wykonywania pracy.
- Wirus SARS COV 2 to szkodliwy czynnik biologiczny, a szczepionka według naukowców to skuteczna droga przeciwdziałania czy ograniczania ryzyka. W tej sytuacji można byłoby również mówić o możliwości przetwarzania danych w interesie publicznym w dziedzinie zdrowia publicznego - zwraca uwagę Aleksandra Powierża.
Prawniczka dodaje jednak, że przepisy nie nakazują pracownikowi obowiązkowego poddania się szczepieniu i pracodawcy nie mogą zmusić pracownika do poddania się im. Mogą jedynie poinformować o możliwych konsekwencjach nieprzyjęcia szczepionki. Jedną z nich może być np. pozbawienie wszelkich świadczeń z ubezpieczenia wypadkowego w przypadku, gdy pracownik zachorowałby na chorobę zawodową, przeciwko której miał możliwość zaszczepienia się i odmówił.
- W omawianym liście kierownictwa placówki medycznej mamy jednak do czynienia z umowami cywilnoprawnymi, które kończą się i na nowo mogłyby być zawarte od nowego roku - zaznacza. - W tym kontekście należy zwrócić uwagę na przepisy dotyczące swobody umów, która w swoim zakresie obejmuje także tzw. swobodę zawarcia umowy a więc także decyzję o jej niezawarciu. I chociaż takie stanowisko kierownictwa placówki medycznej budzi zrozumiały opór, to jednak nie można jednoznacznie stwierdzić, że przy zachowaniu innych warunków wymaganych przepisami, jest niezgodne z prawem.
Przedstawicielka kancelarii obawia się jednak, że takie postępowanie dyrekcji placówki medycznej może przynieść odwrotny efekt od zamierzonego, "tym bardziej że większość pracowników ochrony zdrowia chce się poddać szczepieniom". Postawienie jednak sprawy na tzw. ostrzu noża może spowodować, że w danej placówce medycznej po prostu zabraknie personelu - zaznacza Aleksandra Powierża.
Podobne wątpliwości ma przewodnicząca OZZL regionu warmińskio-mazusrskiego Maria Dziąbowska. - Ten kij ma dwa końce. W moim szpitalu też były listy puszczone. Dobrowolnie zapisałam się na to szczepienie. W sytuacji, w której w placówkach brakuje personelu, stawianie takiego ultimatum jest poważnym ryzykiem - dodaje.