Artykuł opublikowano w 1987 roku. Nosił tytuł: "Brak prawa do walki". Oto jego fragment:
"Nie chodzi o to, czy kobiety mogą strzelać z M-60, walczyć z myśliwcami podczas walk myśliwskich lub prowadzić czołgi. Wprowadzenie kobiet do walki zniszczyłoby wyłącznie męskie wartości związane z wojskiem oraz kobiecy wizerunek mężczyzn walczących o pokój, dom i rodzinę."
Dziś Niel Golightly ma na ten temat, jak twierdzi, inne zdanie.
"Mój artykuł był błędnym wkładem 29-letniego pilota marynarki wojennej w debatę, która toczyła się w tamtych latach" - powiedział Golightly w oświadczeniu cytowanym przez Boeinga. "Moje argumenty były żenująco niewłaściwe. Artykuł nie odzwierciedla tego, kim jestem; ale mimo to zdecydowałem, że w interesie firmy ustąpię".
W mailu wysłanym do pracowników były już szef działu komunikacji przyznaje, że wykluczenie kobiet z pola walki było "polityką rządu szeroko popieraną przez społeczeństwo. To też było złe".
Rezygnacja szefa komunikacji powoduje, że Boeing musi szukać osoby na to stanowisko po raz czwarty w ciągu niespełna trzech lat.
Dla firmy to obecnie jedna z kluczowych ról, bo od 15 miesięcy Boeing boryka się z kryzysem PR-owym, wywołanym katastrofami samolotów 737 MAX.
Boeingi 737 Max uziemiono w marcu 2019 roku w następstwie dwóch katastrof - w Indonezji w październiku 2018 roku i w Etiopii w marcu 2019 r.
Łącznie zginęło w nich 346 osób. Pomimo decyzji o uziemieniu, koncern produkował 42 maszyny miesięcznie, licząc na unormowanie się sytuacji. W grudniu 2019 r. amerykański nadzór lotniczy zlecił audyt, który wykrył w maszynach usterkę: wadliwe oprogramowanie kontrolujące system MCAS automatycznie zapobiegające przeciągnięciu (utracie siły nośnej).
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl