Mimo szybko rosnących cen, Rada Polityki Pieniężnej nie podniosła w środę stóp procentowych. W sierpniu inflacja wyniosła 5,4 proc. w skali roku, co oznacza, że ceny rosły najszybciej od dwóch dekad.
- Jest to poziom daleki od tego, jaki chcielibyśmy widzieć (…). Bardzo nas zasmucił ten wskaźnik. Jednak poziom ten jest efektem czynników niezależnych od polityki Narodowego Banku Polskiego – powiedział w czwartek Adam Glapiński.
- Jest to efekt szoku podażowego, na który niestety nie mamy żadnego wpływu. Ewentualny wpływ na takie czynniki mogą mieć jedynie działania po stronie polityki fiskalnej, akcyzowej – dodał.
Szef banku centralnego powtórzył to, co słyszymy od miesięcy: wskazał na droższą energię, paliwa czy wywóz śmieci, jako głównie przyczyny inflacji. Podkreślił, że wkład cen energii do wskaźnika inflacji w Polsce jest "miażdżący".
Jak powiedział Glapiński, łączny wkład cen paliw, energii i innych cen administrowanych, niezależnych od działań banku centralnego, odpowiada za połowę wzrostu wskaźnika inflacji.
Jednak takie szacunki nie pokrywają się z danymi opublikowanymi do tej pory przez NBP. W lipcu inflacja konsumencka w Polsce wyniosła 5 proc. w skali roku. Natomiast obliczana przez bank centralny inflacja bazowa po wyłączeniu cen żywności i energii wyniosła 3,7 proc. Z kolei po wyłączeniu cen administrowanych (podlegających kontroli państwa) wyniosła 4,7 proc.
Co zatem zrobi bank centralny z rosnącymi cenami w Polsce? Nic. – Na negatywne szoki podażowe bank centralny nie powinien reagować podwyższeniem stóp. To byłby szkolny błąd prowadzący do stłumienia wzrostu gospodarczego – powiedział Glapiński.
Jednocześnie szef banku centralnego mocno wierzy w skuteczność i trafność działań NBP. - Zapewniam Państwa, że gdyby zarząd NBP i RPP zarządzały światem, żylibyśmy w o wiele lepszym świecie - powiedział.
Wzrost cen. Kiedy podwyżka stóp?
Zdaniem szefa NBP, bieżący rok upłynie pod znakiem podwyższonej inflacji. Natomiast prognozy wskazują, że przyszłym roku inflacja znacząco się obniży.
- Oczywiście nadal od strony czynników podbijających inflację w górę pozostaną wzrosty cen energii elektrycznej. I prawdopodobne dalsze podwyżki cen gazu. Czyli negatywne szoki podażowe, na które bank centralny nie ma żadnego wpływu – powiedział Glapiński.
- Wpływ może mieć ewentualnie rząd od strony podatkowej. Ale oczywiście kosztem firm, które dostarczają te surowce. I kosztem budżetu. Coś za coś. Nie ma darmowych obiadów, jak mówił Milton Friedman – dodał.
Zapowiedział, że RPP będzie zacieśniać politykę pieniężną, jeśli inflacja będzie trwale wyższa od celu inflacyjnego NBP, ale na skutek trwałej presji popytowej, a nie szoków podażowych. Przypomnijmy, że cel inflacyjny NBP wynosi 2,5 proc. z możliwością odchylenia o 1 pkt. proc. w górę lub w dół.
Glapiński ocenił, że obecnie podwyższenie stóp byłoby niekorzystne dla gospodarki, która odbudowuje się po pandemii.
- Gdybyśmy w tym momencie zacieśnili, tak żeby było to odczuwalne dla gospodarki, to byśmy zdusili wzrost kiełkujący po pandemii, a nie uzyskalibyśmy żadnego spowolnienia inflacji - powiedział.
Szef banku centralnego chętnie mówił o wzroście cen na świecie, co - jego zdaniem - jest spowodowane wzrostem cen surowców i transportu, a także ograniczeniami podażowymi (braki półprzewodników czy mikroprocesorów).
Podkreślał, że ceny rosną również w innych krajach, jak USA czy Niemcy. Natomiast u naszych sąsiadów, nie wywołuje to "szumu informacyjnego".
Rynek pracy
Zdaniem szefa NBP, w Polsce nie występuje obecnie presja inflacyjna ze strony kosztów pracy. Wzrost wydajności pracy jest bardzo duży w Polsce, zwłaszcza w przemyśle, znacząco przekracza wzrost wynagrodzeń. Nie ma zatem mowy o spirali płacowo-cenowej.
Jednak ekonomiści uważają, że wraz z rosnącą inflacją pracownicy coraz częściej myślą o podwyżkach. W najbliższym czasie część pracowników będzie zatem oczekiwała od pracodawców podwyżek.