Minister zdrowia Łukasz Szumowski ogłosił, że podaje się do dymisji. Dzień wcześniej zrezygnował jego zastępca, wiceminister Janusz Cieszyński. Szef resortu poinformował, że z zamiarem odejścia z resortu nosił się od pewnego czasu, ale wybuch pandemii kazał mu pozostać na stanowisku "dopóki będzie to konieczne".
- Systemu opieki zdrowotnej nie naprawił. Czas, który spędził w ministerstwie, nie okazał się przełomem, choć zapowiadał hucznie, że osiągnie określone cele – mówi Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Zaznacza, że opinie będzie formułował w imieniu własnym, a nie Związku.
Szumowskiego doceniał za to, że był dobrym partnerem nawet w trudnych rozmowach i "w przeciwieństwie do kilku poprzedników nie poniżał rozmówców".
- Zrobił parę gestów w kierunku środowiska medycznego. Wdzięczni mogą mu być rezydenci, bo właśnie w rozmowach z Szumowskim udało się im osiągnąć podwyżkę wynagrodzeń, która została wpisana do ustawy. Wprawdzie nie było to tyle, ile sobie życzyli, ale i tak była to odczuwalna podwyżka – wylicza Krzysztof Bukiel.
Wspomniał też dodatkach dla specjalistów z deficytowych dziedzin czy tzw. dodatku patriotycznym, który otrzymują rezydenci w zamian za zobowiązanie do przepracowania dwóch lat w kraju w placówce udzielającej świadczeń finansowanych ze środków publicznych. W kolumnie "zasługi" wpisuje również zniesienie limitowania pewnych zabiegów i większe badania na niektóre procedury, np. usunięcie zaćmy.
- Innych zasług nie widzę. W dziedzinie zmian systemowych nie ma żadnych zmian – podsumowuje Bukiel i dodaje, że gdyby miał wystawić Szumowskiemu ocenę w szkolnej skali, oscylowałaby ona w okolicach trójki z niewielkim minusem.
Krzysztof Bukiel mówi, że nie chce krytykować Łukasza Szumowskiego za decyzje, które podejmował w czasie pandemii. - Myślę, że był tak przestraszony zdjęciami trumien we Włoszech, że nie przesadzał, mówiąc, że poszedłby do diabła, by coś załatwić. Uważam, że to strach odpowiadał za jego chaotyczne ruchy – powiedział.
Pozytywnie ocenił decyzję Szumowskiego, by ogłosić lockdown już przy bardzo niewielkiej liczbie zakażonych, bo dzięki temu spowolniliśmy rozprzestrzenianie się wirusa.
Przewiduje, że następca Szumowskiego będzie miał trudne zadanie. Nie dość, że będzie musiał działać w trudnych warunkach pandemii i niepewnych scenariuszy, które może przynieść sezon jesienno-zimowy, to jeszcze przypadnie mu kontynuowanie zmian systemowych, które tak bardzo są polskiej służbie zdrowia potrzebne.
- Wbrew rządowej propagandzie, służba zdrowia nie poprawiła się przez ostatnie 5 lat – podsumowuje.
Na razie nie wiadomo kto zastąpi ministra Szumowskiego. Lekarze są powściągliwi w typowaniu kandydatów. Wiedzą za to, czego oczekują od nowego szefa resortu.
"Dla nas, lekarzy, najważniejsze jest, by pacjenci nie odczuwali w sposób negatywny skutków jakichkolwiek zmian politycznych. Pacjenci codziennie, naprawdę każdego dnia, powinni odczuwać, że system zmienia się na lepsze – a to wciąż się nie dzieje. My codziennie chcemy móc leczyć pacjentów lepiej. Nie ma czasu na czekanie, cofanie się, trzeba iść do przodu i działać. Zależy nam na systemie z pacjentem w centrum uwagi. Politycy powinni mieć ten sam cel i tym właśnie celem kierować się, podejmując decyzje" - powiedział prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie Łukasz Jankowski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl