Pan Grzegorz od 13 lat prowadził punkt naprawy obuwia na warszawskim bazarku Sadyba. Miał wielu klientów, którzy regularnie korzystali z jego usług. Niestety kilka miesięcy temu bazarek, a wraz z nim lokal pana Grzegorza został zlikwidowany i rzemieślnik musiał znaleźć inne miejsce pracy.
- Punkt naprawy obuwia mojego taty był bardzo znany. Miał wielu stałych klientów, którzy regularnie go odwiedzali, bo ludzie od lat przyzwyczaili się do tego miejsca. Nagła informacja o tym, że umowa najmu lokalu nie zostanie przedłużona sprawiła, że tato musiał szukać nowego miejsca pracy. Co oznaczało przyzwyczajenie stałych klientów do nowego adresu i pozyskanie nowych, co nie było łatwe – opowiada córka pana Grzegorza, Zuzanna.
Od lutego pan Grzegorz przyjmuje w innym punkcie. Jest to dalej ta sama dzielnica Warszawy (Mokotów), ale jednak to już zupełnie inne miejsce. Początki w nowym lokalu były trudne. Brakowało klientów, dlatego pan Grzegorz wraz z córką zaczęli w okolicy roznosić ulotki promujące zakład, ale efekty były krótkotrwałe. - Obecna pracownia mojego taty niestety nie jest ulokowana w charakterystycznym i widocznym na pierwszy rzut oka miejscu, dlatego o klientów musimy zabiegać. Wszyscy prowadzący własne biznesy wiedzą, że nie jest to łatwe – mówi Zuzanna.
Córka pana Grzegorza postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zareklamować pracę swojego taty. Umieściła informacje o nim i jego usługach na kilku facebookowych grupach. Zainteresowanie, jakie pojawiło się po publikacji postów, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
- Po publikacji rozdzwoniły się telefony. Tato nazbierał zleceń na cały tydzień. Oboje nie sądziliśmy, że przybędzie mu pracy, a jednak się udało. Mamy nadzieję, że trafi do niego jeszcze więcej klientów i cały czas będzie miał co robić. On uwielbia swoją pracę, a zostały mu tylko 4 lata do emerytury – komentuje Zuzanna.
Nadzieja na stabilizację
Pan Grzegorz jest skrytym człowiekiem, który nie skarży się, gdy pojawiają się problemy. Jego córka wie jednak, że prowadzenie punktu z naprawą obuwia nie jest w dzisiejszych czasach łatwym biznesem. - Tato był w ciężkiej sytuacji, ZUS jest wysoki, a płacić trzeba. Do tego musi na bieżąco uzupełniać wszystkie materiały potrzebne do pracy. Kosztów jest sporo, ale dla niego najważniejsza jest stabilizacja. Nie chodzi teraz o to, żeby zarabiał "miliony", bo przy tego typu działalności jest to raczej niemożliwe, ale o poczucie, że ci klienci są i z nim zostaną – opowiada córka rzemieślnika.
Pani Zuzanna dodaje, że tata całe życie pomaga bezinteresownie. - Oddałby wszystko, co ma, żeby pomóc innym. O sobie zawsze myśli na samym końcu. Tym bardziej wzrusza mnie to, że dobro do niego teraz wraca, kiedy on jest w trudnej sytuacji – mówi kobieta.
Córka pana Grzegorza dodaje, że chciałaby, aby było coraz więcej świadomych klientów, którzy zamiast kupować co sezon nowe buty, stawiają na zakup jednej, porządnej pary - najlepiej polskiej produkcji. - Regularne dbanie o obuwie, impregnacja, wymiana fleków i takie buty mogą posłużyć nam na lata. Kupować co sezon buty za 80 zł? Przecież to się w ogóle nie opłaca. Lepiej kupić takie, które posłużą nam przez długie lata. Idea zero waste powinna przyświecać nam także w branży obuwniczej – mówi pani Zuzanna.
Pan Grzegorz również podziela zdanie córki. - Jeżeli but jest wygodny, to ludzie będą go reanimować do ostatka. Teraz z jakością obuwia nie jest niestety najlepiej. Mam wrażenie, że nawet kultowe firmy produkujące buty od lat obniżyły jakość. Myślę, że wszystko to kwestia oszczędności – mówi rzemieślnik.
Pan Grzegorz nie tylko naprawia buty, ale także wymienia baterie w zegarkach, naprawia skórzane torebki, kurtki i paski, dorabia klucze, ostrzy noże. W jego zakładzie można też kupić wkładki i łyżki do butów, sznurówki czy impregnaty. Rzemieślnik czeka na klientów w swoim nowym zakładzie przy ul. Burgaskiej 2/4.