"Czas pandemii miał potencjał do zrewolucjonizowania kształcenia na poziomie wyższym, ale to się nie udało i ponieśliśmy klęskę, próbując przenieść model wykładowy i ćwiczeniowy do internetu" - wskazuje Konopczyński w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Jego zdaniem zdalne nauczanie powinno polegać na rozmowach, wspólnym studiowaniu ze studentami i inspirowaniu ich, natomiast w Polsce spotkało się to z "blokadą".
W jego ocenie wykłady akademickie czy ćwiczenia w dobie pandemii to "gra pozorów", gdzie prowadzący nie widzi twarzy uczniów i nie jest w stanie wyczuć intencji studentów.
Kolejnym problemem ma być brak relacji na zasadzie mistrz - uczeń, między wykładowcami a studentami. "Tych osób gotowych do „zarażenia" studentów jakąś dziedziną jest stosunkowo niewielu – to nie kwestia wiedzy, a osobowości, pasji" - argumentuje profesor.
Przedstawiciel PAN wskazuje także, że jest zwolennikiem włączania kamerek w czasie zajęć.
"Oczywiście nie zawsze się to udaje, ponieważ nie wszyscy studenci mają dobre łącze internetowe. Ale podobnie jak nie chcemy, by słuchacze spali na wykładach stacjonarnych, tak podczas nauki zdalnej powinniśmy wymagać od nich uwagi i uczestnictwa" - udowadnia.
W jego percepcji brak kontaktu bezpośredniego w trakcie zajęć uniemożliwia faktyczne kształcenie studentów, a takie sytuacje na uczelniach są "karygodne".
Pytany, czy czesne powinny być zmniejszone ze względu na pogorszenie jakości kształcenia i kryzys związany z pandemią, Konopczyński odpowiada, że w czasie być może powinien powstać też program pomocy osobom studiującym zaocznie i wieczorowo na uczelniach państwowych oraz studentom dziennym pod postacią obniżenia lub czasowego zawieszenia czesnego, a później rozłożenia go na raty.