- Chińczycy mogliby nauczyć Polskę, Europę i cały świat, jak buduje się błyskawicznie i jakościowo. Postawili na nowe technologie i zbierają tego owoce. I dziś, gdy muszą walczyć z wirusem, udowadniają, że mobilizacja nie jest im obca. Tysiąc, dwa, trzy lub cztery tysiące pracowników na jednej budowie to nic nadzwyczajnego - mówi Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki.
I sam wspomina, gdy kilka lat temu odwiedzał jedno z miast portowych. Były wizualizacje, były nagrania wpływających do portu statków, były rozrysowane drogi dojazdowe. I wystarczyły dwa lata, by całość już funkcjonowała. - W tym samym czasie w Europie podobne projekty dopiero się rysowały - opowiada.
Bo Chiny budują na potęgę. I to coraz szybciej. Na początku 2002 roku Chiny odpowiadały za 8 proc. światowego PKB. Dziś to 19 proc. Odpowiadają za zużycie 50 proc. rocznie sprzedawanych zasobów miedzi. Sami Chińczycy kupują 30 proc. wszystkich sprzedanych na świecie telefonów i 20 proc. komputerów. I to Chiny odpowiadają za zużycie 53 proc. aluminium.
1000 łóżek i powierzchnia niemal 25 tys. metrów kwadratowych oraz kolejne 1200 łózek i niemal 30 tys. metrów kwadratowych pod dachem - tak duże mają być dwa błyskawicznie wybudowane szpitale w chińskim Wuhan. To tutaj znajduje się epicentrum koronawirusa, to stąd choroba miała powędrować dalej. I to właśnie to miasto jest dziś całkowicie odcięte od świata. Chorych przybywa, leku wciąż brak.
Dwa nowe szpitale przyjmą tylko chorych, a powstaną wyłącznie na czas walki z chorobą. Później zostaną rozebrane. O ile oczywiście sytuacja wróci do normy.
- W Chinach sytuacja jest prosta. Jest decyzja, to są siły i środki. W tym przypadku było dużo wolnego miejsca, więc władze zdecydowały się na budowę. Ludzi, sprzętu i kapitału jest tutaj pod dostatkiem - opowiada Andrzej Zawadzki-Liang, który w Chinach mieszka od 30 lat. I dodaje, że o budowie w lokalnych mediach mówi się w zasadzie na okrągło. Z podobną częstotliwością puszczane są piosenki pokrzepiające naród: pokazujące pracujących przy chorych lekarzy.
Już sam pomysł budowy tymczasowego szpitala na taką skalę może szokować. A budynki będą ogromne - bez problemu przykryłyby swoimi rozmiarami w sumie 10 boisk piłkarskich. Oba mają być otwarte w pierwszych dniach lutego: dokładnie 3 i 5 dnia miesiąca. W sumie zatem powstaną w zaledwie kilkanaście dni. I to nic nowego. Przynajmniej dla Chińczyków i tamtejszych firm.
Chiny budują tak od lat
Bo Chińczycy od lat zdobywają doświadczenie w szybkim budowaniu. A im większy projekt, tym jeszcze lepiej. W 2018 roku 1,5 tys. pracowników w mieście Longyan (3 mln mieszkańców) postawiło stację kolejową w niecałe 9 godzin. Rano nie było stacji, wieczorem mogli z niej korzystać pasażerowie. A materiał z otwarcia stacji mogła wyemitować państwowa telewizja.
Gdy sypał się 30-letni most Sanyuan w Pekinie, rząd zdecydował się na błyskawiczną przeróbkę. I w zasadzie nowy obiekt powstał w zaledwie 40 godzin. Wstępnie przebudowa miała trwać tylko 24 godziny, jednak robotnicy odkryli znaczne zniszczenia w części konstrukcji. Więc cała akcja przedłużyła się o 16 godzin. I tak jedna z ważniejszych części obwodnicy Pekinu znów była przejezdna.
Inne przykłady? Można je mnożyć. W 2003 roku Chińczycy walczyli z inną chorobą - SARS. W siedem dni postawili inny szpital - w Pekinie. Efekt? Przewinął się właśnie przez tę tymczasową placówkę co siódmy chory. Do pracy przy budowie zaprzęgnięto niemal 4 tys. robotników, którzy pracowali po kilkanaście godzin w ciągu dnia. Prace nie były wstrzymywane ani podczas złej pogody, ani w nocy. Szpital miał być. I był.
Jak to możliwe? Chiny już dawno przestawiły się na budowę z prefabrykatów, mają też inne nowoczesne technologie. Coraz częściej zaczynają budować za pomocą… druku 3D. Chińska firma Winsun New Materials zbudowała dziesięć 200-metrowych domów właśnie za pomocą takiej technologii. I wyłożyła na ten cel ponad 3 mln dolarów (w przeliczeniu około 11,5 mln zł).
- Chiny budują szybko, budują intensywnie i budują imponująco. Jest jednak spore "ale". Dzieje się to głównie dlatego, że przepisy budowlane są zdecydowanie inne niż w Polsce i reszcie Europy. Jeżeli lokalna władza zdecyduje, że chce nowego mostu, nowego tramwaju lub nowej drogi i ma na to finansowanie to… po prostu wjeżdżają państwowe firmy i budują. I pracownicy z budowy nie schodzą przez 24 godziny każdego dnia - mówi Bartosz Michalak, prezes Poland Hong Kong Business Association.
- Z drugiej strony w Chinach, mówiąc delikatnie, obowiązuje inna kultura pracy. Liczy się efekt, zarobek, a nie sposób realizacji celu. Stąd warunki pracy nie należą do najlżejszych i nie ma znaczenia, czy to firma państwowa, czy prywatna. Biznes działa w Azji wyjątkowo agresywnie - dodaje.
Jest potrzeba, jest budowa
- Trzeba oddzielić propagandę od rzeczywistości. Nie wszystko w Chinach buduje się w kilka dni, choć czas realizowania inwestycji jest tam imponujący. Z jednej strony to efekt zupełnie innych przepisów, a z drugiej strony nowoczesnych technologii budowy, zupełnie innych materiałów budowlanych - mówi money.pl Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki, a obecnie prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja.
- Chiny już lata temu zaczęły eksperymentować przy technologiach budowlanych i to przynosi dziś efekty. To gigantyczny kraj o wielkich potrzebach infrastrukturalnych. Nie dałoby się ich nadrobić, gdyby nie zmiana sposobu myślenia - przekonuje. Zwraca jednak uwagę, że w wielu przypadkach ostateczny koszt inwestycji wciąż jest mało istotny.
- Gdy władza jest przekonana, że w tym miejscu trzeba postawić most, to on powstaje. Chiny nie mierzą efektów ekonomicznych w krótkim okresie, bo rozwijają się zbyt dynamicznie. Zmieniają swoje miasta, muszą budować, muszą realizować potrzeby mieszkaniowe. Są też doskonali w sytuacjach kryzysowych. Rzucają wszystkie siły w jedno miejsce, aż będzie gotowe - mówi Piechociński.
I jak podkreśla - jest gotowe dokładnie wtedy, gdy było to zaplanowane.