Sebastian Ogórek, redaktor naczelny money.pl: Jest aż tak źle, że trzeba było z urlopu zrezygnować?
Łukasz Szumowski, minister zdrowia: Nie, ten wzrost zachorowań w głównej mierze wynika z przesiewów w kopalniach. A to suguruje, że trzeba dopilnować tego procesu.
Dziś przecież to nie tylko Śląsk. Rośnie liczba zarażonych w Małopolsce, na Mazowszu.
Jeśli odjęlibyśmy te 100 przypadków z jednej kopalni i 227 ze Śląska, gdzie są to głównie górnicy i ich rodziny, to wzrost nie byłby aż taki wielki. Do tego dwa, trzy ogniska w Małopolsce. Od rana pilnuję więc, żeby wszystkie procesy były poprawne.
Uczestniczyłem w zespole zarządzania kryzysowego z premierem. Wczoraj rozmawiałem z nim także na temat działań i strategii, które mogą dać odpór, gdyby te tendencje po zakończeniu przesiewów się nie wygaszały.
Co to mogą być za rozwiązania?
Mówimy tu o większej dyscyplinie w noszeniu maseczek i zakończeniu pewnych fikcyjnych tłumaczeń. Na przykład, że ktoś ma przeciwwskazania medyczne do zakrywania twarzy. Podam przykład z urlopu. Kobieta w sklepie tłumaczyła się innym klientom, że nie nosi maseczki, bo ma klaustrofobię. To pokazuje pewien stopień absurdu.
Nie ma przeciwskazań do zakrywania twarzy. Jak ktoś nie toleruje maseczki, niech założy przyłbicę.
To jeśli ktoś będzie chciał się tłumaczyć np. astmą, to powinien mieć zalecenie od lekarza okazywane na wezwanie sprzedawcy?
Astma też nie jest przeciwskazaniem do maseczki. Jedynie ciężkie stany: niewydolność serca czy płuc. Nie powinno być żadnego wytłumaczenia. Powtarzam: taka osoba może założyć przyłbicę. Zacznijmy to traktować poważnie: w urzędzie, sklepie, autobusie.
Premier reaguje na pana apele? Będzie zachęcał ministra spraw wewnętrznych, by zmobilizował do większej liczby kontroli?
To kwestia wyraźnych sygnałów i działań. Zastanawiamy się nad pewnego rodzaju regionalizacją. Praktycznie cały wzrost zakażeń to kwestia 28 powiatów z ponad 300, jakie mamy w Polsce. Ponad 60 proc. zachorowań to tylko trzy obszary kraju.
Mówi pan regionalizacja. To tam byłoby więcej kontroli i większe restrykcje? Dotyczyłoby to wybranych powiatów?
Tak. Po pierwsze chcemy sprawić, że kontroli np. w sklepach, będzie w tych miejscach po prostu więcej. Po drugie zastanawiamy się nad pewną zwiększoną kontrolą dotyczącą imprez rodzinnych, szczególnie wesel w tych powiatach. Możliwe jest zmniejszenie liczby osób na tych uroczystościach. Rozwiązaniem jest też obowiązek rejestracji takiego wydarzenia w jakikolwiek sposób. Chcielibyśmy, by było wiadomo, gdzie takie wesele się odbywa, kto w nim uczestniczy. Wszystko oczywiście zgodnie z RODO.
Dzięki temu mielibyśmy mniej dowolności przy tych wydarzeniach: prywatnych, weselnych, pogrzebowych. Wiemy, że z nich jest ostatnio więcej zakażeń.
Obniżenia do ilu osób?
W tej chwili to analizujemy. Tego jeszcze nie mogę podać. Tego typu regionalizacja jest ważna w perspektywie jesiennej. Wszyscy wiemy, że we wszystkich rozporządzeniach te formy aktywności są różne.
Może to być uczenie w klasach, uczenie zdalne, wymieszane formy. Pytanie więc jakie gdzie zastosować. Chcemy, by wskaźniki tu były bardzo precyzyjne i określone liczbą osób chorych czy zarażanych na 10 tys. mieszkańców.
Czyli lockdownu dla całego kraju nie będzie, ale lokalne obostrzenia i zaostrzanie rygorów w poszczególnych powiatach? Działania punktowe.
Nie, lockdownu kraju na pewno nie będzie. Mamy tu na szczęście do czynienia ewidentnie z ogniskowym charakterem tych wzrostów. To są trzy kopalnie i rodziny górników. To są też trzy duże zakłady pracy w Małopolsce. Mamy de facto ogromną część zachorowań tylko w tych miejscach.
Na świecie coraz częściej zakażane są zakłady mięsne czy rybne. Tak było w Niemczech, tak jest w Stanach Zjednoczonych. W Polsce też mamy problem z miejscami, gdzie panuje chłód i jest niewielka cyrkulacja powietrza: firma Konspol czy Mowi. One nie stają się dziś problemem po kopalniach?
Myślę, że tu mechanizmów jest wiele. Trudno wypowiadać się o transmisji w poszczególnych zakładach. Na pewno są fabryki, które są bardziej narażone niż inne. Pytanie co my z tym robimy? Nie patrząc na to, jakie niesie to koszty, teraz badamy przesiewowo całe zakłady pracy.
To jest jedyne podejście do tego, by ograniczyć epidemię do ognisk, a nie rozprzestrzeniania swobodnie. Wtedy mielibyśmy bowiem wykładniczy wzrost. Dziś mamy falowanie.
To kiedy zacznie się problem? Przy tysiącu chorych dziennie? Kiedy zapali pan czerwoną, a nie żółtą lampkę?
Wszystko zależy od tego, w jaki sposób my ten tysiąc chorych uzyskamy. Jeśli to będzie z jednego miejsca, bo tak wykażą testy w dużym zakładzie pracy, to będziemy mieli ognisko.
Problemem będzie wzrost wykładniczy, bo to by oznaczało, że epidemia z fazy ogniskowej wejdzie w fazę transmisji poziomej. Wtedy naprawdę jest bardzo trudno ją opanować. Wówczas jedynie lockdown kraju daje szanse na sukces. Natomiast na razie to nie ma miejsca. Mamy typ ogniskowy.
Myślę, że przez najbliższe dni, najbliższy tydzień te liczby będą nadal oscylowały w granicach 500-600 dziennie. Powtórzę: to wszystko dotyczy trzech kopalni i trzech innych zakładów pracy. Wszędzie tam jest ponad 1000 pracowników. Musimy wszystkich przebadać. Jeśli tam będzie 10-20 proc. zakażonych, to od razu mamy wysokie liczby.
To jak powstrzymać te zarażenia przez zakłady pracy?
Raz to zachować reżim sanitarny, dwa ograniczyć dopływ z innych źródeł: wesel, pogrzebów. Tam naprawdę nie musimy aż tak często uczestniczyć. Powinniśmy te uroczystości ograniczyć do najbliższej rodziny.
Czytamy w prasie, i mam nadzieję, że to informacje, które się nie potwierdzą, o dyskotekach [w WP ostatnio opisywaliśmy przypadek kilku zarażonych DJ-ów - przyp. red.]. To jest nielegalne. Takie imprezy nie mogą mieć miejsca. To już jest sprawa dla organów ścigania.
A jak pan z premierem rozmawiał, to na ile jest u niego chęć, żeby więcej karać. Umówmy, się że dziś tych kontroli nie ma.
To nie chodzi nawet o to, by więcej karać. Liczy się to, by egzekwować prawo. Wystarczy 100 zł mandatu, ale skutecznie wyegzekwowanego. Kara dotkliwa powinna być dla organizatora dyskoteki. Ja rozumiem, że ludzie chcą się bawić, ale na razie jeszcze dyskoteki nie powinny być czynne. I to niezależnie czy okna otworzono, czy nie.
A tu nie ma pan pretensji do premiera Morawieckiego, że zbyt swobodnie mówił o koronawirusie? Twierdził, że nie należy się go bać, że epidemia się skończyła…
Wszystko to kwestia semantyki. Mieliśmy wtedy 200 zakażeń dziennie. Pan premier powiedział, że wirus jest w odwrocie, bo wtedy był. Teraz przyrósł. Widzimy, że zawsze trzeba pamiętać i mieć z tyłu głowy, że epidemia to jest dzikie zwierzę. W każdej chwili może wyrwać się z kontroli, którą wydawało się nam, że mamy.
Na szczęście w porównaniu do innych krajów, gdzie jest po 2000 zakażeń dziennie, to u nas mamy w pewien sposób zdiagnozowane i zlokalizowane. Wiemy, co trzeba robić. Opanowaliśmy te kilka kopalń i ognisk.
Patrząc na aspekt kliniczny, to mamy 70 osób pod respiratorami i ok. 1700 w szpitalach. To pokazuje, że nie mamy problemu służby zdrowia od strony hospitalizacji i opieki nad chorymi. Mamy jak leczyć tych pacjentów.