Badanie "DIAGNOZA.plus", które wykonali ekonomiści z Uniwersytetu Warszawskiego i ośrodków badawczych specjalizujących się w rynku pracy, pokazuje, jak wygląda sytuacja. A wygląda dużo gorzej, niż wskazują na to oficjalne rejestry urzędów pracy
Nie ma dla nich pracy w kraju
Z wyliczeń prof. Joanny Tyrowicz, jednej z autorek raportu, wynika bowiem, że na koniec kwietnia 2020 r. mieliśmy już półtoramilionowe bezrobocie. W czasie trwania pandemii pracę straciło 660 tys. pracujących osób. To wzrost w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego aż o 60 proc. I dużo więcej, niż pokazują rządowe statystyki. Te mówiły o wzroście o jedynie 14 proc. i ok 996 tys. zarejestrowanych osób bezrobotnych.
Z czego wynika tak duża rozbieżność w danych? Chodzi aż o pół miliona ludzi! Wyjaśnień jest kilka: tylko część osób – bo 120 tys. spośród tych 660 tysięcy zarejestrowała się w urzędach pracy.
W pierwszej fazie kryzysu wywołanego COVID-19 urzędy pracy zawiesiły działalność. Z czasem rejestrację można było przeprowadzić elektronicznie, ale to wymagało znajomości obsługi programu ePUAP i posiadania profilu zaufanego.
Była też duża grupa zwolnionych, która nie mogła zarejestrować się w urzędzie, bo była w okresie wypowiedzenia, zatem formalnie byli jeszcze ubezpieczeni i otrzymywali wynagrodzenie od byłych pracodawców.
Weź udział w 10-minutowej ankiecie "DIAGNOZA.plus". Wejdź tu.
Nadciąga druga fala wyjazdów za pracą?
Jest jeszcze coś bardzo ciekawego, mianowicie aż 320 tys. osób, które straciło pracę w wyniku kryzysu, nie podejmowało żadnej aktywności, by jej szukać. Według prof. Tyrowicz głównym powodem był "lockdown", czyli zamrożenie gospodarki i strach przed zakażeniem, które uniemożliwiały bezpośrednie poszukiwania pracy na rynku. Pojawia się drugi powód: część spośród tej grupy nie wierzyła, że przy pogarszającej się sytuacji gospodarcze w Polsce rzeczywiście jest szansa na znalezienie pracy w kraju.
Czy to są nowi kandydaci do kolejnej fali emigracji zarobkowej? Ekonomistka tego nie wyklucza. – Będziemy wiedzieli więcej na ten temat pod koniec czerwca, gdy pojawią się wyniki kolejnej edycji badania "DIAGNOZA.plus" – mówi i dodaje: - Niemiecki rynek pracy, pomimo pandemii, radzi sobie dobrze i niezmiennie jest zainteresowany znaczną liczbą pracowników z Polski, Ukrainy i innych krajów.
Dodaje, że Polacy, którzy pracowali do czasu narodowej kwarantanny sezonowo lub dorywczo za Odrą i mogą łatwo porównać reakcje rządów tych dwóch krajów na pandemię, mogą wybrać emigrację na stałe. Wiele takich decyzji będzie jednak uzależnionych od strategii rodzinnych.
Nieoficjalnie ministrowie rządu potwierdzają, że to lato może być gorące i nie chodzi tu o temperaturę powietrza, ale sytuację na rynku pracy. Po fali zwolnień wywołanych przestojami w turystyce i hotelarstwie przyszła kolej na inne branże. Zwalniają m.in fabryki motoryzacyjne - Volkswagen Poznań czy Neapco - łącznie 700 osób, Elektrobudowa - pół tysiąca osób, Open Finance - 380 pracowników, Kross Usługi i Logistyka - blisko 200 osób. Do nich wkrótce dołączy też przemysł meblarski i drzewny. Dramat jest też w branży transportowej.
Ze strony rządu padają deklaracje dotyczące tworzenia miejsc pracy przy budowie dróg i mostów. Do tego potrzebna jest jednak współpraca z samorządami, a te nie chcą podejmować nowych inwestycji, które nie są zagwarantowane środkami unijnymi.
Eksperci nie są jednomyślni
- Trzeba pamiętać, że mamy obecnie do czynienia ze zjawiskiem porównywalnym do kataklizmu przyrodniczego czy nawet wojny. W tych warunkach nie ma prostych mechanizmów, które rozwiązałyby problem rosnącego bezrobocia - uważa Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora i ekspert rynku pracy z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Podkreśla, że nie cała gospodarka jednak ucierpiała, chociaż przyznaje, że popyt na pracę spadł o 1/3. - Ludzie są wciąż przyjmowani do pracy w budownictwie, handlu detalicznym czy przemyśle spożywczym - podaje przykłady Kubisiak.
Jego zdaniem drugiej wielkiej fali emigracyjnej tak szybko jednak nie będzie, bo ludzie nie będą mieli dokąd za tą pracą wyjeżdżać. Gospodarki zachodnie przeżywają obecnie większą recesję niż Polska, a przyrost bezrobocia jest tam dużo większy niż u nas.
Innego zdania jest prof. Krystyna Iglicka-Okólska, ekonomistka i demograf, była rektor Uczelni Łazarskiego. Jej zdaniem kryzysy zawsze wzmacniały Unię Europejską, a wspólny rynek i swoboda przepływu będą teraz wielkim jej atutem. - Europejski rynek pracy jest tak duży, że każdy znajdzie na nim swoje miejsce pracy. Nieporównywalnie wyższe stawki w krajach zachodnich będą również dodatkową zachętą do wyjazdów bezrobotnych Polaków zagranicę - uważa ekspertka od emigracji.
Według niej pracę będzie można znaleźć bez problemów m.in. w opiece osób starszych czy sektorze budowlanym, w którym sezon na roboty na południu Europy jest dużo dłuższy niż u nas. Pracy nie zabraknie też w zachodnim rolnictwie, np. przy zbiorach winogron, w hotelarstwie, gastronomii i turystyce. Europejskie potęgi turystyczne będą chciały nadrobić stracone lato i wydłużą tegoroczny sezon na jesień, co pociągnie za sobą większe zapotrzebowanie na tańszych pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na#dziejesie