24 stycznia (środa) w całej Polsce będą protestować rolnicy. Blokady pojawią się na drogach całego kraju. Na udostępnionej przez organizatorów - Solidarność Rolników Indywidualnych - mapie już dziś znajduje się 130 punktów. Może ich jednak przybywać, bo organizacje rolnicze wzywają do masowego sprzeciwu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rolnicy zapowiadają protesty. Mogą sparaliżować kraj
Protest nie jest niespodzianką. Jego przeprowadzenie związkowcy zapowiadali już w połowie stycznia. Władze SRI po spotkaniu z ministrem rolnictwa Czesławem Siekierskim, które odbyło się 15 stycznia, stwierdziły że kwestia ukraińskiej żywności napływającej do Polski jest dla polskich rolników prawdziwym wyzwaniem.
To jest bardzo krzywdzące dla polskich rolników, ponieważ utrudnia sprzedaż polskich produktów. Podobne problemy mają także niemieccy rolnicy, którzy z tego powodu protestują – mówił po spotkaniu z ministrem Tomasz Obszański, przewodniczący NSZZ RI "Solidarność".
Nie tylko "Solidarność" chce protestować. "W imieniu Zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych popieram ogłoszony przez SRI protest w dniu 24 stycznia 2024 r. i apeluję do rolników o przyłączenie się do wspólnie organizowanych działań" - pisze w swoim apelu Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. Wyjaśnia też dwie główne przyczyny akcji.
"Jest to protest, który ma na celu wywrzeć presję na Komisję Europejską, aby zmieniła podejście do niekontrolowanego napływu towarów rolno-spożywczych z Ukrainy do Unii Europejskiej. Rolnicy domagają się również zmiany strategii Zielonego Ładu, która prowadzi do ograniczenia produkcji rolnej w Europie poprzez nakładanie dodatkowych wymagań środowiskowych. W związku z sytuacją trwającej wojny w Ukrainie zwiększają się również bardzo koszty produkcji" - czytamy w komunikacie.
Zdaniem KRIR realizacja przyjętego kierunku zmian polityki rolnej i środowiskowej doprowadzi w efekcie do likwidacji wielu gospodarstw rodzinnych i pogorszenia się sytuacji rolników.
Rolnicy nie ukrywają, że akcja to włączenie się w ogólnoeuropejski protest przeciwko niekorzystnym dla rolnictwa kierunkom zmian.
Wiceminister rolnictwa: reforma ze zdrowym rozsądkiem
Wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski w rozmowie z money.pl stwierdza, że to, co wydarzy się w środę, to głównie protest przeciwko temu, co się dzieje w Komisji Europejskiej.
- Rolnicy zdają sobie sprawę z wyzwań płynących z potrzeby ochrony środowiska i klimatu. Zawsze starali się jak najlepiej do tego przygotować. Kiedy wchodziliśmy do Unii, korzystali z wielu programów, które te zmiany ułatwiały. Dziś musimy pamiętać o tym, że kolejnym zmianom powinien towarzyszyć zdrowy rozsądek. A czasem go brakuje. Unijni urzędnicy, którzy przygotowują przepisy, nie zawsze je konsultują. I w wyniku tego powstają nierealistyczne regulacje - przyznaje.
Nie ukrywa też, że rolnicy mieli powody do protestów znacznie wcześniej, kiedy rodził się Krajowy Plan Strategiczny, oraz kiedy dyskusja nad Zielonym Ładem się rozpoczynała. Było to dobrych kilkanaście miesięcy temu.
My, będąc jeszcze w opozycji, mówiliśmy o potrzebie dyskusji nad Zielonym Ładem, nad zgłaszanymi wcześniej zapowiedziami reform. Protest, który odbędzie się za kilka dni, to wyraz sprzeciwu wobec złej polityki komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego - co też wcześniej podnosiliśmy. Jako resort jesteśmy za tym, żeby był dialog. Żeby prowadzić rozmowy, które pozwolą przygotować dobre rozwiązania - stwierdził Stefan Krajewski.
Innym problemem podnoszonym przez rolników jest wprowadzenie obowiązkowego ugorowania części ziemi. Stanowisko w tej sprawie wyraził na poniedziałkowej konferencji prasowej w Białymstoku prezes Podlaskiej Izby Rolniczej Grzegorz Leszczyński.
- Jeśli nie będziemy uprawiać w Polsce, w Europie, to te towary przyjadą z Brazylii, przyjadą z Ukrainy. Niestety w ostatnich latach nikt nie chciał nas słuchać. Mamy efekt - powiedział Leszczyński.
Rolnicy strajkują w wielu krajach UE
Polski protest będzie w pewnym sensie wyrazem solidarności z rolnikami niemieckimi. Ci najbardziej intensywne protesty mają już za sobą. Powodem blokad ustawionych pomiędzy 8 a 15 stycznia była nie tylko kwestia napływu żywności z Ukrainy, ale i plany rządu. Zapowiedział on likwidację ulg podatkowych - zwrotu akcyzy za olej napędowy i zwolnienia z podatku od maszyn rolniczych. Rząd planował też cięcia dotacji do paliwa rolniczego w 2024 roku.
Akcja niemieckich rolników była imponująca. Do stolicy przyjechali prowadzący gospodarstwa z całego kraju. Na licznych transparentach pojawiły się wezwania do rozliczenia z rządem SPD, Zielonych i FDP. Były też proste przesłania: "Chleb, masło, piwo - to my" (Brot, Butter, Bier - das sind Wir). Co kilkadziesiąt metrów stały koksowniki, przy których ogrzewali się przybyli do Berlina - często z rodzinami - rolnicy. Niektóre traktory ciągnęły za sobą przyczepy kempingowe.
Protesty przyniosły skutek. Rząd wycofał się ze zniesienia ulgi podatkowej na olej napędowy dla rolników w tym roku. Zamiast tego władze zapowiadają stopniowe wycofywanie ulgi, która nie ma zniknąć raptownie, a w ciągu trzech lat.
Protesty w Niemczech, Francji, Rumunii, Polsce
Niezadowolenie wyrażają też rolnicy we Francji. Rolnicy zablokowali tam w poniedziałek dostęp do elektrowni atomowej w Tarn-et-Garonne w południowo-zachodniej Francji. W kraju zaostrzają się protesty przeciw niskim cenom skupu i unijnej polityce rolnej. Przywódcy protestów grożą ich dalszym rozszerzeniem.
Protestują też rolnicy w Rumunii.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl