"Trzeba przypomnieć, że od czerwca 2020 roku do października 2021 roku zaciągnięto 408 tys. nowych kredytów mieszkaniowych o wartości 126,4 mld zł. To może w przyszłości wpływać negatywnie na stabilność sektora finansowego w Polsce" - pisali w tym tygodniu w "Rz" członkowie Rady Polityki Pieniężnej Eugeniusz Gatnar i Łukasz Hardt.
Sektor bankowy w Polsce, a wyższe stopy procentowe
Jest to dość poważny temat, ponieważ negatywny wpływ na stabilność sektora finansowego w Polsce oznacza, że część Polaków nie byłaby w stanie spłacać już swoich kredytów przez drastyczny wzrost rat spowodowany wzrostem nominalnym stóp procentowych. A te z kolei od października zeszłego roku już poszły w górę z poziomu 0,1 pkt proc. do obecnych 2,25. Wszystko przez podwyższoną inflację, która pomimo tarczy rządowej może sięgnąć w styczniu powyżej 9 proc.
Zdaniem członków RPP wspomniany popyt na kredyty wspierały również wypowiedzi niektórych członków Rady. Twierdzili, że nie ma inflacji (bo miesięczne zmiany CPI są niewielkie) lub że inflacja jest przejściowa i sama spadnie. Kolejny szkodliwym przykładem jest stwierdzenie, że inflacja jest czynnikiem niemonetarnym i RPP nic nie może z nią zrobić czy to, że podwyżka stóp byłaby "szkolnym błędem".
Ekonomiści są zdania, że to nie koniec wzrostu cen i co za tym idzie podwyżek stóp. Credit Agricole w związku z ogłoszonymi tarczami antyinflacyjnymi zdecydowało o podniesieniu swoich wcześniejszych prognoz, które zakładały, że inflacja w 2023 roku spadnie do 3,5 proc. Teraz spodziewają się już 5,5 proc. Według banku stopy powędrują w górę o 50 pkt bazowych w lutym i 25 pkt bazowych w marcu.
Nie tak dawno, w materiale money.pl wypowiadali się z kolei członkowie zarządów największych banków w Polsce, którzy przekonywali, że wzrost nominalnych stóp powyżej 4-5 proc. może zacząć szkodzić ich portfelom kredytowym. Jak więc należy czytać problem postawiony przez Łukasza Hardta i Eugeniusza Gatnara? Jest dobra i zła wiadomość. Najprawdopodobniej rozejdzie się on po kościach, ale wciąż widać na horyzoncie poro niepewności.
Pięć powodów, dlaczego powinniśmy mieć spokojną głowę
W rozmowie z money.pl dr hab. Aneta Hryckiewicz, profesorka z Akademii Leona Koźmińskiego (ALK), ekspertka od sektora bankowego tłumaczy, że podwyżki stóp zawsze generują podwyższone ryzyko kredytowe dla sektora bankowego.
- Polska nie jest wyjątkiem, dlatego pogorszenie portfela kredytowego nie ominie również nas z kolejnymi podwyżkami. Nie przewiduję na razie jakiegoś "armagedonu". Składa się na to kilka czynników - mówi.
Według niej po pierwsze obecny poziom NPL (non-performing loans - tzw. "złe kredyty" niespłacane na czas przez kredytobiorców) w bankach jest na niskim poziomie, a wielkość kredytów w fazie trzeciej jest zdominowana przez kredyty konsumpcyjne i operacyjne, czyli o niższych wartościach.
- Po drugie, banki były przygotowane do podwyżek stóp procentowych i w swoich stress-testach brały to pod uwagę. Po trzecie, sytuacja na rynku pracy wciąż jest bardzo dobra i jest dość duża presja płacowa. Po czwarte, kredyty zaciągnięte w czasie pandemii, czyli te o najniższych stopach procentowych, stanowią 15 proc. w portfelu banków - wylicza prof. Hryckiewicz.
Mieszkanie sprzedać, a kredyt spłaca się zawsze
Co więcej, jak przekonuje, część tych kredytów została zaciągnięta w celach inwestycyjnych, np. mieszkania na krótkoterminowy wynajem. Wzrost raty kredytowej może spowodować, że część inwestorów zdecyduje się na sprzedaż tych mieszkań, co może mieć oczywiście wpływ na ceny mieszkań, ale nie zadziałać negatywnie na sektor bankowy.
Po czwarte Polacy jej zdaniem ostrożnie podchodzą do kredytów bankowych, więc będą priorytetyzować swoje wydatki w taki sposób, aby jednak kredyty spłacać.
Z ekspertką ALK zgadza się prof. Joanna Tyrowicz, specjalistka rynku pracy z Uniwersytetu Warszawskiego, a obecnie kandydatka do Rady Polityki Pieniężnej z ramienia Senatu. Na pytanie money.pl podczas spotkania z dziennikarzami odpowiedziała ona tak:
W Polsce mieliśmy już raz obawy, że ludzie przestaną spłacać kredyty. Było to w 2008-2009 r. po upadku Lehman Brothers. Wtedy okazało się, że Polacy różnych rzeczy nie zrobią, nie zapłacą za kablówkę, nie pójdą do sklepu na zakupy, ale prędzej sczezną, niż nie zapłacą raty kredytu. Oczywiście od tego czasu miały miejsce różne zjawiska, być może dyscyplina i moralność kredytobiorców rzeczywiście uległa zmianie, ale na razie nie ma takich badań, więc jak na razie jest to co najwyżej hipoteza do rozważenia.
- Inna sprawa, że zdecydowana większość kredytobiorców płaciła już znacznie większe odsetki i przeżyli. A jeszcze inna sprawa, że gdyby rzeczywiście dzięki wyższym odsetkom, kredytobiorcy ograniczyli wzrost konsumpcji, to wzmocniłoby to oddziaływanie kanału stopy procentowej, czyli potencjalnie skróciło okres restrykcyjnej polityki pieniężnej: poboli mniej i krócej - zauważyła.
Są jednak znaki zapytania
Prof. Hryckiewicz przestrzega jednak przed bagatelizowanie problemu. Jak zapewnia, pewne ryzyko w tym aspekcie jednak istnieje.
- Wciąż nie wiemy, jak będzie się kształtowa sytuacja pandemiczna i jak długoterminowo to wpłynie na rynek pracy. Ostatnie wydarzenia pokazują, że jest to mało przewidywalne i trochę wróżenie z fusów. Gdyby jednak pandemia się przedłużała i wymuszała lockdowny, może to negatywnie wpłynąć na firmy i rynek pracy, a tym samym na spłacalność kredytów - przewiduje.
Ekspertka tłumaczy również, że drastyczne wzrosty stóp procentowych rzeczywiście mogą w znaczący sposób podwyższyć ryzyko kredytowe w sektorze bankowym, ale w jej opinii bank centralny bierze to pod uwagę.
- Chyba, że inflacja wymknie się spod kontroli i trzeba będzie szybko gasić pożar. Wtedy rzeczywiście wysokie stopy procentowe mogą być zagrożeniem dla sektora bankowego. Na dziś jednak trudno to jest przewidzieć - kończy.