Francuskie media żyją od kilku dni tym o czym i na czym prezydent Emmanuel Macron rozmawiał ze swoim byłym już ochroniarzem. Okazuje się, że choć Alexandre Benalla stracił stanowisko po tym jak w maju zaatakował demonstrantów w Paryżu, prezydent nadal pozostaje z nim w kontakcie. Zdziwienie budzi nie tylko trwająca wymiana zdań, ale również użytego do tego narzędzie – Telegram, komunikator założony przez rosyjskiego biznesmena Pawła Durowa – informuje "Rzeczpospolita".
Durow zbił fortunę na "rosyjskim Facebooku", czyli portalu społecznościowym „Vkontakte”. To najpopularniejsze tego rodzaju medium w wielu krajach dawnego ZSRR. Serwis przejęli ludzie związani z Kremlem, a Durow przeniósł się za granicę.
Oficjalnie siedziba spółki zarządzającej „Telegramem” jest Berlin. Jak wyjaśnia „Rz”, jest to system szyfrowany, ulokowany w chmurze i uważany przez użytkowników za bezpieczniejszy, dodatkowo nie podlega żadnej wielkiej korporacji internetowej, które maja teraz problemy ze skandalami o wykorzystywanie prywatnych danych użytkowników do celów reklamowych. Podobnie dobre oceny ma także działający w podobnym modelu Signal. Obydwa zyskują zwłaszcza w sytuacji, gdy choćby WhatsApp był już atakowany przez hakerów i stracił dane użytkowników.
Czytaj też: Strajk "żółtych kamizelek" we Francji uderza w polski transport. "Koszty trudne do oszacowania"
"Telegram" zyskał już blisko 100 mln użytkowników. Jakiś czas temu pod lupę wzięły go rosyjskie służby, które twierdzą, że z komunikatora korzystają terroryści. Telegram był już w Rosji blokowany podobnie jak serwery firm z nim współpracujących.
Wątpliwości związane z "Telegramem" podsycają pytania o to, dlaczego Macron korzysta z tego niepewnego komunikatora. Jak zwraca uwagę „Rzeczpospolita”, jeśli dojdzie do prokuratorskiego śledztwa treść korespondencji może zostać ujawniona co może niespecjalnie popularnemu prezydentowi jeszcze zaszkodzić.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl