Według rosyjskiej agencji TASS prywatny Embreaer Legacy leciał z lotniska Szeremietiewo do Petersburga. Na pokładzie było trzech pilotów i siedmiu pasażerów, wśród nich był Jewgienij Prigożyn. Wszyscy zginęli.
Majątek Prigożyna. Na czym dorobił się szef Grupy Wagnera
Prigożyn był przez lata zaufanym człowiekiem Władimira Putina. "To jeden z rosyjskich oligarchów, którzy upaśli się dzięki kontaktom z Putinem. Jest on właścicielem tzw. fabryki trolli (Internet Research Agency, IRA) i licznych spółek zajmujących się eksploatacją surowców naturalnych (m.in. Lobaye Invest, M-Invest, M-Finance, M-Finans, Meroe Gold, Evro Polis, Mercury, Veleda, Sewa Security Services)" - pisał w marcowym raporcie Polski Instytut Spraw Międzynarodowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zanim zrobił karierę, Prigożyn zaliczył odsiadkę w więzieniu. W 1981 r. został skazany za napaść, rabunek i oszustwo. Wyrok mówił o 13 latach w kolonii karnej, ale wyszedł na wolność po dziewięciu latach. Po rozpadzie ZSRR wszedł w biznes gastronomiczny. Jego firma Concord Catering odpowiadała m.in. za catering podczas spotkań prezydenta, czym zyskał sobie przydomek "kucharza Putina". Z czasem jego biznes się rozrastał, oligarcha dostał kontrakt na wyżywienie dla rosyjskiej armii, a nawet budowę koszar.
W 2013 roku założył Agencję Studiów Internetowych, znaną jako "fabryka trolli". Jej pracownicy tworzyli fikcyjne konta w mediach społecznościowych i masowo produkowali komentarze prorządowe i atakujące opozycję, działali też poza Rosją. W marcu 2018 roku USA objęły "fabrykę trolli" i inne firmy Prigożyna sankcjami za próby ingerencji w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku.
W 2014 roku powstała Grupa Wagnera, prywatna firma wojskowa, za którą również stał Prigożyn. Swoją nazwę zawdzięcza pseudonimowi założyciela i głównodowodzącego Dmitrija Utkina, ps. "Wagner". Nazywana była "prywatnym wojskiem" Putina. Grupa działała w Ukrainie, ale też wszędzie tam, gdzie Rosja miała swoje interesy - w Libii, Syrii, Sudanie czy Mali, dopuszczając się zbrodni.
Miliony na ropie i złocie
"Financial Times" podawał, że w 2018 roku USA objęły sankcjami kontrolowaną przez Prigożyna firmę Evro Polis, która otrzymała koncesje energetyczne od syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada w zamian za dostarczenie najemników, aby odbili pola naftowe z rąk bojowników Państwa Islamskiego.
"FT" wyliczał, że w 2020 roku spółka osiągnęła sprzedaż na poziomie 134 mln dolarów i zysk netto w wysokości 90 mln dolarów, który został przetransferowany do Rosji. W grudniu 2021 roku, na dwa miesiące przed inwazją, firma odnotowała spadek przychodów związanych z kontraktem do nieco ponad 400 tys. dolarów, ale nadal miała na koncie 92 mln dolarów.
Z kolei M Invest, firma działająca w branży wydobycia złota w Sudanie, która została objęta sankcjami przez rząd USA w lipcu 2020 roku, w kolejnym roku nadal generowała sprzedaż na poziomie 2,6 mln dolarów. Dwie firmy, które jak wynika z rejestrów eksportowych wysłały duże ilości sprzętu przemysłowego do związanych z Grupą Wagnera firm w Sudanie i Republice Środkowoafrykańskiej, wygenerowały ponad 6 mln dolarów przychodów do końca 2021 roku.
"Mimo sankcji w latach 2018–2022 kontrolowane przez Prigożyna podmioty wygenerowały przychód w wysokości 250 mln dol. Jednym z najbardziej dochodowych procederów był wywóz złota z Sudanu" - pisali w marcu eksperci PISM. Rosyjskie media w 2016 r. oszacowały jego majątek na ponad 7,14 mld rubli, a w 2020 r. - na 16 mld. Przy dzisiejszym kursie to równowartość ponad 690 milionów złotych.
Chciał głowy Szojgu, trafił na margines
Przez ostatnie miesiące wojny w Ukrainie Prigożyn krytykował sposób jej prowadzenia przez rosyjskie wojsko. Pod koniec czerwca oskarżył armię, że ostrzelała pozycje jego ludzi i rozpoczął bunt. Dzień później najemnicy Grupy Wagnera zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem i zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Prigożyn, od dawna skonfliktowany z częścią rosyjskiego establishmentu wojskowego, domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu.
Tego samego dnia wieczorem Prigożyn ogłosił jednak odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem. Zgodnie z tymi uzgodnieniami najemnicy Grupy Wagnera i sam Prigożyn mieli się przemieścić na Białoruś.
– Pamiętajmy, że przed wybuchem wojny w Ukrainie Afryka była dla Grupy Wagnera głównym obszarem działania - mówił na początku sierpnia w programie "Newsroom" WP dr Jędrzej Czerep, koordynator programu Bliski Wschód i Afryka PISM. - Tam byli najlepsi z najlepszych, jeśli chodzi o najemników rosyjskich. Oni zostali w Afryce przez całą wojnę w Ukrainie i pełnią tam funkcje bojowe, ochroniarskie i doradcze. Ale oprócz tego prowadzą wiele dochodowych biznesów w przemyśle drzewnym, spożywczym i w wielu innych branżach - tłumaczył.
- To wszystko by upadło, gdyby Moskwa wycofała Prigożyna z Afryki. Uznano na Kremlu, że on musi tam zostać, że trzeba postawić jasną granicę obszaru kompetencji i pozwolić mu budować pozycję Rosji w Afryce. Dla Prigożyna otworzyła się tam nowa szansa, bo w wojnie nie odegra już większej roli. Zwłaszcza, że z Mali wycofywani są żołnierze ONZ i będzie mógł przejąć tamtejsze bazy wojskowe – komentował ekspert.