Michał Wąsowski, money.pl: Po wczorajszej wizycie szefowej Komisji Europejskiej w Polsce rząd zapowiedział z werwą, że środki z KPO zaczną spływać już w lipcu. Czy możemy uznać, że ta batalia została wygrana i czy możemy już planować wydawanie tych pieniędzy?
Prof. Witold Orłowski, Akademia Biznesu i Finansów Vistula: Jeśli rządzący zachowają minimum racjonalności, to tak. Skoro jest podpisana umowa, to wystarczy przestrzegać jej zasad, określających warunki, pod jakimi te pieniądze będą płynąć do Polski.
Zawsze z tyłu głowy jest pytanie, czy rządzący na pewno będą to robić. Wiadomo, że wewnątrz rządu dzieje się walka, jedną ręką likwidowana jest izba dyscyplinarna, a drugą zaostrzane są represje względem części sędziów.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Na pewno te pieniądze są dla Polski są dostępne. Wyłącznie od racjonalności rządzących zależy, czy one będą płynąć, czy zostaną wstrzymane.
Wczoraj premier zapowiedział, że te środki z KPO pomogą przezwyciężyć "putinflację". Pana zdaniem faktycznie pozwolą nam zniwelować przykre skutki inflacji?
"Putinflację" te środki na pewno pozwolą przezwyciężyć. Problem w tym, że my mamy w Polsce inflację wywołaną przez kilka lat proinflacyjnej polityki, której teraz zbieramy owoce.
Tutaj, jeśli nie zmieni się strategia prowadzenia polityki, to inflację będziemy mieli. A "putinflacja", w znacznej mierze wymyślona przez pana premiera, tak czy owak w pewnym momencie zniknie.
Ten zewnętrzny element inflacji jest poważny, ale przejściowy. Środki z KPO może nie pozwolą go zlikwidować, ale pozwolą nam się przed tym lepiej osłonić.
Gdyby pan premier chciał mnie zapytać, jak się walczy z inflacją, to odesłałbym go do podręczników makroekonomii, gdzie to wszystko jest czarno na białym napisane. Bynajmniej nie jest tam napisane, że wystarczy pożyczyć parę miliardów.
A czy gdybyśmy dostali te środki wcześniej, to istnieje szansa, ze ta inflacja byłaby mniejsza dzisiaj?
W jakimś stopniu tak. Ale generalnie to nie są środki na walkę z inflacją. My zmierzamy w stronę stagflacji, czyli bliskiego zera wzrostu gospodarczego i jednocześnie dwucyfrowej inflacji.
Środki z KPO przede wszystkim pomogłyby nam uniknąć gwałtownego spowolnienia gospodarki. Czy już jest za późno? Gdyby te środki już od roku mogły być wydawane, pewnie mielibyśmy dzisiaj gospodarkę w lepszym stanie.
One mają pewien efekt proinflacyjny. To są dodatkowe pieniądze, które się wyleją na rynek w formie inwestycji. Już widzimy, jak rosną ceny np. w budownictwie. Dalsze zamówienia spowodują, że będą dalej rosły.
To, co jest dobrego w środkach z KPO, to fakt, że one pochodzą zza granicy. One będą wzmacniać kurs walutowy. Czyli z jednej strony podnoszą ryzyko inflacji, z drugiej je zmniejszają, bo umocnią złotego.
Te środki są Polsce bardzo potrzebne, wręcz niezbędne, po to, żeby uniknąć recesji.
Czy w takim razie pomysły, które się ostatnio pojawiły, jak np. waloryzacja 500+, byłyby w tej chwili dolewaniem oliwy do ognia?
Oczywiście na pytanie, czy należy waloryzować pewne świadczenia, jak np. emerytury, trzeba odpowiedzieć "tak". Skoro się już dopuściło do wybuchu inflacji, to trzeba reagować i nie można wpędzać ludzi w nędzę.
Ale jednocześnie trzeba szukać oszczędności. Może zastanowić się nad wydawaniem miliardów na Centralny Port Komunikacyjny, czy przekop Mierzei Wiślanej?
Musimy wydawać więcej na obronę, na służbę zdrowia, czy waloryzację emerytur. Ale nie musi rząd koniecznie przed wyborami wprowadzać nowego 700, czy może nawet 1000 plus. Bo to są rzeczy, które prowadzą nas w stronę spirali inflacyjnej.
Ja nie zazdroszczę rządowi decyzji, którą musi podjąć. Ale jak się już władzę zdobyło, to trzeba być gotowym do rządzenia zarówno w łatwych, jak i trudnych czasach. A do tej pory rząd miał dużo szczęścia, bo rządził w czasach, w których pieniądze same płynęły. Teraz musi pokazać, że potrafi rządzić w trudnych czasach.