Artykuł jest częścią cyklu #JedziemyWPolskę. Chcesz opowiedzieć o czymś, co dzieje się w Twojej miejscowości? Pisz na dziejesie@wp.pl.
Wszystkie teksty powstałe w ramach cyklu #JedziemyWPolskę znajdziesz tutaj.
Potok Górny na Lubelszczyźnie to najbiedniejsza gmina w Polsce. Z nowych danych Ministerstwa Finansów wynika, że w 2020 r. (tego roku rozliczeniowego dotyczą ostatnie statystyki resortu) na jednego z ok. 5300 mieszkańców przypadało tu 523,72 zł z dochodu podatkowego. W najbogatszym Kleszczowie w Łódzkiem - ponad 50 razy więcej. A w drugich od góry Kobierzycach na Dolnym Śląsku - 15 razy więcej.
W ramach akcji WP #JedziemyWPolskę sprawdziliśmy, co kryje się za niechlubnym tytułem Potoka Górnego, który dzierży już czwarty rok z rzędu. Czy dane za 2022 r. pozwolą opuścić dno tabeli? Między innymi to właśnie chcieliśmy ustalić.
- Jesteśmy gminą typowo rolniczą, o słabych glebach. Nie mamy też przemysłu czy większych zakładów pracy. Stąd też wpływy do budżetu z podatków są małe - mówi Stanisław Dyjak, wójt gminy wybrany w ostatnich wyborach z ramienia PiS.
I przyznaje, że czasy są coraz trudniejsze. Gdyby nie dotacje unijne i państwowe, samorząd nic by nie zrobił. Wystarczy wspomnieć, że z "Polskiego Ładu" urząd dostał prawie 10 mln zł na budowę hali sportowej, która ma wzbogacić życie lokalnej społeczności. Takich miejsc w okolicy nie ma. 10 mln zł to jedna trzecia budżetu gminy.
Najbiedniejsza gmina, która stoi tytoniem
Potok Górny to jedna z kilku gmin w kraju, gdzie produkuje się najwięcej tytoniu. Roślina dominuje na okolicznych polach, ale nie jest jednak do końca dobrowolnym wyborem rolników. A to oni stanowią lokalnie największą siłę gospodarczą. - Tutejsze wsie nie przeszły jeszcze "transformacji". Mieszkańcy nie poszli jeszcze w usługi - słyszymy od jednego z księży tutejszej parafii. Potwierdziliśmy to w rejestrach samorządu.
Dlaczego akcent postawiono na tytoń? W gminie głównie jest ziemia piątej i szóstej klasy. Raptem w kilku miejscach jest trzeciej. Zasiane tu zboże nie przynosi plonów, z których można utrzymać gospodarstwo. Złej jakości ziemia oznacza też, że każdą suszę w gminie odczuwa się mocniej, bo gleba nie trzyma wody. Tytoń w takich warunkach to wciąż wyjątkowo opłacalna uprawa.
Tymczasem młodzi za edukacją i pracą wyjeżdżają do większych miast lub za granicę, gdy tylko pojawi się okazja. W efekcie wiele mniejszych pól skumulowano w 18 dużych gospodarstw. W sklepie słyszymy, że ci rolnicy mają się dobrze. Sami rolnicy mają nieco inne zdanie, twierdzą, że przeżywają właśnie najtrudniejszy okres od lat. - Tak źle jeszcze nie było - mówi nam młody mężczyzna, który przejął ojcowiznę w 2004 r. Jest jednym z większych producentów tytoniu w regionie.
Rolnicy załamują ręce. "Dla nas to zabójstwo"
- W nawozach wszystko podrożało o jakieś 400 proc. W ostatnich dwóch latach cena tony nawozu wzrosła z 860 zł do 3700 zł. Środki ochrony roślin podrożały o 100 proc. O tym, co się dzieje z olejem opałowym, pelletem i węglem wiadomo. Wszystko idzie w górę, tylko plony tanieją - denerwuje się gospodarz w sklepie rolniczym.
Produkcja tytoniu wymaga sporo ciepła. Dawniej liście tytoniu po zebraniu nabijało się na drut czy sznurek, wieszano na ramach, tworząc "wiązanki", a następnie suszono tradycyjnymi piecami na drewno lub węgiel. Po tygodniu z suszarni można było wyciągnąć ok. 100 kg suchego tytoniu. Wymagało to ogromu pracy i czasu przy niskiej wydajności.
Teraz jest szybciej i łatwiej. Rolnicy stawiają kubaturowe i szczelne suszarnie. Niektórzy mają kilka. Z każdej można wyciągnąć pięć, nawet siedem razy więcej wysuszonego tytoniu niż kiedyś. Ale w tym roku doszło do załamania w bilansie zysków i strat. A to dlatego, że obecnie do suszenia liści wiele gospodarstw wykorzystuje pellet, który jeszcze w ubiegłym roku był optymalnym rozwiązaniem.
- Ale teraz? W zeszłym roku tonę pelletu kupowaliśmy za 800 zł. Teraz to ponad 2000 zł. Tytoń natomiast zdrożał może o 20 proc. Zboże zaczęło tanieć po wzmożonym imporcie kukurydzy z Ukrainy. To wszystko jest dla nas jak zabójstwo - mówi z kolei rolnik, któremu w zeszłym roku udało się zaopatrzyć w pellet. - Gdybym tego nie zrobił, to dzisiaj musiałbym do zbiorów dołożyć ok. 70 tys. zł - wylicza.
Mężczyzna w rozmowie o problemach nie zapomina o rosnących stopach procentowych. Pokazuje na ciągnik, mówiąc, że w tym momencie za taki trzeba by zapłacić 300 tys. zł. Oczywiście, mógł liczyć na sporą dotację, ale ona nie pokryje w całości zakupu maszyny. Drugie tyle trzeba wydać na pługi, rozsiewacz itp. - Z kredytu - załamuje ręce.
Największy pracodawca w gminie zatrudnia 15-20 osób
Skoro mowa była o ogrzewaniu, sprawdzamy lokalny skład paliw opałowych. Pytamy o węgiel. Na placu sklepu stworzonego na terenie dawnej gminnej spółdzielni widzimy sporą hałdę. Tonażu sprzedawca nie podaje. Dowiadujemy się jednak, że cena 3100 zł za tonę nie jest w stanie skusić klientów.
Dostawę mieliśmy w zeszłym miesiącu. Od tego momentu nic nie zeszło. Ludzie czekają chyba na rządowe ceny - mówi sprzedawca, który (jak większość osób w gminie) chce zachować anonimowość.
Tropem opału trafiliśmy do stolarni Krzysztofa Kołodzieja w miejscowości Lipiny Górne. To rodzinna firma, która funkcjonuje od 1994 r. Dodatkowym profitem z produkcji m.in. desek są odpadki wykorzystywane do produkcji pelletu, choć nie tylko. Kupują je także producenci mebli w większych miastach regionu. Potrzebują ich np. do tworzenia płyt.
Stolarnia Kołodzieja to też - jak usłyszeliśmy m.in. w urzędzie - największy pracodawca w gminie. - Zatrudniamy od 15 do 20 osób - mówi przedsiębiorca. Niektórzy są w firmie zatrudnieni 10, nawet 15 lat.
- Na rynku widać zmiany - opowiada właściciel stolarni. Wciąż co prawda dobrze idzie handel wspomnianymi deskami, bo ludzie się budują. Pandemia sprawiła, że sporo osób chce się przenieść bliżej natury. Niekoniecznie do najbiedniejszej gminy, choć i tutaj urząd dostrzega zainteresowanie zwłaszcza odcinkami, do których dzięki dopłatom udało się dociągnąć wodociągi i kanalizację.
Co ciekawe, gmina ma rozwiniętą infrastrukturę wodno kanalizacyjną od ok. 20 lat. Unijne i rządowe pieniądze idą na dalszą rozbudowę sieci czy też budowę oczyszczalni ścieków i przepompownię. Wójt z dumą zaznacza, że także wszystkie hydranty są nowe, czerwone, wymalowane. Podkreśla to ze względu na nieugaszony pożar sprzed kilku lat. Z hydrantu wówczas nie poleciała woda.
Walka o odpadki na opał
Drewno, które Kołodziej kupuje do stolarni, jak mówi, zdrożało rok do roku o 40 proc. Dlatego też rosną ceny głównych produktów. Na razie nieznacznie spadła ich sprzedaż. O odpadki toczy się ostra rywalizacja. - Biomasą są teraz bardzo mocno zainteresowane elektrownie - zdradza właściciel stolarni.
Poza granicami gminy mieszkańcy pracują m.in. w Leżajsku, Biłgoraju czy Stalowej Woli. Ci, którzy są zatrudnieni u producentów mebli, pracują ostatnio krócej. Jeszcze niedawno fabryki działały na pełnych obrotach, w systemie zmianowym, także w weekendy. Ze względu na brak zamówień, produkcja spowalnia. Producenci mebli mówią, że niedługo nie będą w stanie przebić ofert elektrowni.
- Gdy sam chciałem kupić pellet, to w tartaku usłyszałem, że mogę się zapisać na wrzesień. Teraz wszystko idzie w ramach zamówienia do Włoch - dodaje rolnik, który biomasy potrzebuje do suszarni tytoniu.
Tymczasem drożyzna sprawiła, że właściciel stolarni zamroził plany rozbudowy parku maszynowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co trzeci dom z fotowoltaiką
Brak pelletu i jego cena to duży problem w gminie, bo w zeszłym roku można było dostać dotację na kupno pieca na zasilanego biomasą. Wiele osób skorzystało. Dotacjami można było także ułatwić sobie montaż fotowoltaiki.
Co trzeci dom we wsi Potok Górny ma zamontowane panele słoneczne. Niemal wszystkie są ocieplone, zadbane i pomalowane, z obowiązkowo wykoszonym trawnikiem.
Stanisław Dyjak na pytanie o to, czym ludzie głównie ogrzewają swoje pomieszczenia, odpowiada, że drewnem. Mieszkańcy oprócz pól, także przydomowych, mają też prywatne lasy. Tam zaopatrują się w suche drewno.
"Rynek pracodawcy" w najbiedniejszej gminie w Polsce
Z jednej strony Kołodziej przyznaje - w gminie Potok Górny jest rynek pracodawcy. Wszędzie jest daleko, jak słyszymy z różnych ust, więc pensja w mieście minus dojazdy dają pensję osiągalną na miejscu.
Powiatowy Urząd Pracy w Biłgoraju podał money.pl, że w czerwcu 2022 r. w gminie zarejestrowanych było 81 bezrobotnych. W poprzednim roku - 88. W połowie 2020 r. - 101. W czerwcu 2019 r. przed pandemią w rejestrach PUP-u widniało 91 mieszkańców gminy. Stopa bezrobocia wynosiła w połowie roku 4,2 proc., a w całym kraju - 4,9 proc.
Część osób, które wyjechały kiedyś za pracą lub nauką, wraca. Na pewno pozytywnie może ich zaskoczyć stan lokalnych dróg. Potok Górny jest mniej więcej pół godziny drogi od S19, którą dalej S17, S2 i A2 można dojechać do centrum kraju w okolicy skrzyżowania z A1. Do ekspresówki dostać się można lokalnymi trasami, które w ostatnich latach zmodernizowano lub zbudowano ze wsparciem unijnych i państwowych dotacji.
Biedna, ale ambitna gmina
Mieszkańcy na pytania o "najbiedniejszą gminę w Polsce" zbywają śmiechem. Na zeszyt nikt w sklepach nie bierze. Bochenek chleba kosztuje w największym sklepie w Potoku Górnym 5 zł. Litr Oleju Kujawskiego - 9,99 zł. Kilogram Polskiego Cukru - 5,99 zł. Kostka masła - 8,69 zł. Jajka 10 szt. - od 7,49 zł do 9,59 zł. - Jeszcze nie jest tak źle, żeby nie zapłacić - bulwersuje się klientka, gdy pytamy o zeszyt.
Potok Górny to gmina wiejska bez dużych zakładów, które zasiliłyby budżet. Wójt Dyjak jest w trakcie negocjacji z dwoma inwestorami, którzy chcieliby zająć się specjalnie dla biznesu przeznaczone działki. Jeśli wszystko pójdzie o myśli urzędu, gmina będzie mogła pochwalić się nowym źródłem dochodu podatkowego, ale przede wszystkim nowymi miejscami pracy.
Wkrótce przyjdą wyniki badań, po których rozstrzygnie się kwestia jednego z przedsięwzięć. Jeśli będą bardzo dobre, za jakiś na spożywczych półkach pojawi się nowa marka. - Potok Górny jest ubogim, ale ambitnym samorządem - zaznacza wójt. Dodaje, że "jak Bóg pozwoli", gmina pozbędzie się wstydliwego tytułu.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl