"Na koniec 2020 roku moc zainstalowana w odnawialnych źródłach energii (OZE) wyniosła 12,49 GW, w tym 3,96 GW zainstalowane było w fotowoltaice" - informował w lutym na Twitterze wiceminister klimatu i środowiska Ireneusz Zyska, powoławszy się na dane Agencji Rynku Energii (ARE).
Przed tygodniem Zyska podzielił się jeszcze lepszymi informacjami. "Energia elektryczna wytworzona w instalacjach fotowoltaicznych z energii słonecznej osiągnęła dziś historyczną wartość 2 180,725 MWh" - napisał na Twitterze dokładnie 22 marca.
Aby zrozumieć, jak duża rewolucja dokonuje się nad Wisłą, wystarczy cofnąć się do danych z 2015 roku. Wtedy fotowoltaika dała nam zaledwie 71 MW. Natomiast na koniec stycznia 2021 roku - już ponad 4,1 GW (dokładnie 4112,5 MW), co wskazują dane ARE.
- To nie jest kropla w morzu, to zauważalne zmiany, które będą kontynuowane. Już teraz mamy w fotowoltaice 4 GW, a w ciągu dwóch, trzech lat będziemy mieli 10 GW. A zapotrzebowanie latem to dziś 15-20 GW - tłumaczył w programie "Money. To się liczy" Bartłomiej Derski, ekspert portalu wysokienapiecie.pl.
W ubiegłym roku przyłączono ok. 300 tys. nowych mikroinstalacji - wynika z danych przekazanych przez cztery główne spółki energetyczne. Polacy wydali na nie 9 mld złotych i zainstalowali instalacje o mocy niemal 2 GW. Miesięcznie nad Wisłą przybywało ponad 165 MW wygenerowanych z energii słonecznej.
Fotowoltaiczny boom nastąpił pod koniec 2018 roku. Z danych dostępnych na stronie Urzędu Regulacji Energetyki wynika, że na koniec tego moc zainstalowana z energii słonecznej wynosiła niecałe 147 MW (rok wcześniej - niecałe 104 MW). Na koniec 2020 roku - ponad 887,4 MW.
Czytaj też: Fotowoltaika daje duże oszczędności. Czasami jednak możesz stracić. Infrastruktura nie wytrzymuje
URE jednak podkreśla, że dane te dotyczą instalacji mających koncesję i widniejących w rejestrze działalności regulowanego przez Prezesa URE. Choćby dane ARE, przytoczone wcześniej, wskazują, że moc zainstalowana z energii słonecznej jest znacznie większa.
Inwestycja w niższe rachunki
Skąd w ogóle tak duże zainteresowanie fotowoltaiką wśród Polaków? Odpowiedź jest prosta: bo daje realne oszczędności w rachunkach. Do tego programy typu "Mój prąd" ułatwiają podjęcie decyzji o wyłożeniu pieniędzy na start, bo należy pamiętać, że żeby korzystać, najpierw trzeba zainwestować.
Bartłomiej Derski w "MTSL" zwracał uwagę, że w przypadku programu "Mój Prąd" dotacja w wysokości 5 tys. złotych do mikroinstalacji w praktyce przyspiesza o rok zwrot inwestycji. A w ostatnich dniach Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zapowiedział start trzeciej odsłony programu.
By zrozumieć zainteresowanie panelami fotowoltaicznymi, warto też przypomnieć, kim w ogóle jest prosument. Słowo to powstało z połączenia "producenta" i "konsumenta". W praktyce jest to osoba wytwarzająca energię z mikroinstalacji OZE (do 50 kWp) na własne potrzeby, a także magazynująca ją i przekazująca nadwyżkę do sieci energetycznej.
Prosumentem może być zarówno firma, jak i pojedyncze gospodarstwo. Co ważne, prosument będzie mógł skorzystać z oddanej nadwyżki energii, w okresie, gdy instalacja fotowoltaiczna nie będzie zapewniać energii na pokrycie zapotrzebowania. Panele są bowiem najefektywniejsze od kwietnia do września, kiedy to występuje w Polsce najwięcej dni słonecznych.
W pozostałych miesiącach przyda się zatem zgromadzony wcześniej nadmiar energii. Właściciel instalacji do 10 kWp będzie mógł odzyskać do 80 proc. wytworzonej nadwyżki, a posiadacz instalacji do 50 kWp - do 70 proc.
Ireneusz Zyska podał w lutym, że prosumentów nad Wisłą było 457,44 tys. na koniec 2020 roku. Oznacza to wzrost o 11 tys. proc. w ciągu ostatnich pięciu lat.
Zwrot nakładów w 6-10 lat
Ile kosztuje instalacja? Jednorazowo to może być spory wydatek. Portal fotowoltaikaonline.pl szacuje, że w 2021 za każdy 1kWp instalacji dobrej klasy zapłacimy od 4 do 6 tys. złotych. Przyjmuje się, że rodzina w jednym domu nie ma zapotrzebowania na moc większego niż 10 kWp (można założyć, że 1 kWp to ok. 800 kWh energii zużytej w rok).
- Zazwyczaj jednak dom jednorodzinny potrzebuje instalacji o mocy 5-7 kWp - słyszymy od przedstawiciela jednej z firm zajmujących się instalacją fotowoltaiki. Trzeba zatem liczyć, że inwestycja w instalację to wydatek na poziomie od 20 do nawet 60 tys. złotych, a na zwrot takiej inwestycji trzeba czekać od 6 do 10 lat.
Nie trzeba jednak czekać na spadki na fakturach za prąd. W money.pl wielokrotnie opisywaliśmy przykłady osób, które szybko dostrzegły zmianę w rachunkach.
- Żona jest księgową. Długo się broniła, ale jak zobaczyła roczne rachunki, powiedziała: ale to jest fajne - mówił money.pl Aleksander Augustyn zaledwie po roku z panelami na dachu swojego domu.
Jego rachunki spadły z blisko 300 zł miesięcznie do niewiele ponad 50 zł.
Ulga termomodernizacyjna pomoże odzyskać pieniądze
Co niezwykle istotne - instalację fotowoltaiczną od 2019 roku można odliczyć od podatku dochodowego. Z ulgi termomodernizacyjnej skorzystać mogą osoby fizyczne opłacające podatek dochodowy według skali podatkowej (17 proc., 32 proc.), 19 proc. podatek liniowy oraz opłacający ryczałt od przychodów ewidencjonowanych.
Muszą być jednak właścicielami lub współwłaścicielami jednorodzinnych domów i ponieść wydatki na przedsięwzięcia termomodernizacyjne. Kwota odliczenia nie może przekroczyć 53 tys. złotych. Więcej o uldze na fotowoltaikę przeczytasz tutaj.