Od kwietnia do końca czerwca Ryanair przewiózł 55,5 mln pasażerów, czyli o 10 proc. więcej w porównaniu z ubiegłym rokiem. Utrzymał zbliżony wskaźnik wypełnienia samolotów (94 proc. wobec 95 proc.) i obniżył ceny biletów średnio o 15 proc. Niższe taryfy były wynikiem "większej stymulacji cen niż wcześniej oczekiwaliśmy". Przychody spadły o 1 proc. do 3,63 mld euro. Nie bez znaczenia było też przesunięcie Wielkanocy na koniec marca (czyli z I do IV kwartału).
W sprawozdaniu finansowym Ryanaira uwagę zwracają koszty operacyjne przewoźnika wyższe o 11 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem - sięgnęły 3,26 mld euro. Ryanair przyznaje jednak, że oszczędza na hedgingu paliwa. Na rok finansowy 2025 spodziewa się 460 mln euro oszczędności z tego tytułu. "Oszczędności związane z zabezpieczeniem paliwa zrównoważyły wyższe koszty personelu i inne koszty, co częściowo wynikało z opóźnień w dostawach Boeinga" - czytamy w sprawozdaniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyższe koszty. Ryanair oszczędza na paliwie
Ryanair ma w swojej flocie 156 samolotów Boeing 737 MAX 8, które sam nazywa B737 Gamechanger. Do końca lipca spodziewa się odebrać kolejne cztery, jednak opóźnienia w dostawach sięgnęły już 20 egzemplarzy. Łącznie dysponuje 566 samolotami z rodziny B737.
W raporcie za pierwszy kwartał nowego roku obrotowego (do końca marca 2025 r.) podtrzymuje jednak optymistyczne prognozy na kolejne miesiące. Spodziewa się, że ruch lotniczy wzrośnie o 8 proc., co będzie oznaczać wzrost ze 198 do 200 mln pasażerów. Warunkiem jest jednak brak pogłębienia opóźnień w dostawach samolotów.
"Zgodnie z wcześniejszymi wytycznymi, spodziewamy się, że koszty jednostkowe wzrosną w tym roku nieznacznie, ponieważ koszty pozapaliwowe (w tym wzrost wynagrodzeń i produktywności, wyższe opłaty manipulacyjne i kontroli ruchu lotniczego oraz wpływ wielu opóźnień w dostawach B737) są w znacznym stopniu kompensowane przez oszczędności wynikające z hedgingu paliwowego oraz rosnące przychody odsetkowe netto, które zwiększają przewagę kosztową Ryanaira nad konkurencją" - czytamy.
Nici z podwyżek cen biletów
Popyt w drugim kwartale (lipiec-wrzesień) jest wysoki, jednak Ryanair spodziewa się, że ceny biletów pozostaną wyraźnie niższe niż rok temu. I to wbrew oczekiwaniom przewoźnika - "wcześniej oczekiwano, że będą płaskie lub nieznacznie wyższe".
O tym, jakim wynikiem Ryanair zakończy pierwsze sześć miesięcy roku obrotowego zadecydować mają rezerwacje oraz zyski w sierpniu i wrześniu. Na wynik roczny wpływ ma mieć też Wielkanoc wypadająca w kwietniu 2025 r., co oznacza, że popyt na podróże do rodziny i znajomych nie podbije wyników w ostatnim kwartale roku obrotowego.
"Ostateczny wynik za rok finansowy 2025 zależy od uniknięcia niekorzystnych zmian w ciągu roku (zwłaszcza biorąc pod uwagę trwające konflikty na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, powtarzające się braki kadrowe w ATC i ograniczenia przepustowości lub dalsze opóźnienia w dostawach Boeinga)" - podkreślono w sprawozdaniu Ryanaira.
W długoterminowej perspektywie Ryanair chce skorzystać też na problemach swoich konkurentów. Chodzi o dziesiątki uziemionych samolotów Airbus A321 we flocie m.in. Wizz Aira z powodu problemów z silnikami Pratt&Whitney. Wpłynie to na ograniczenia na europejskich trasach, które są domeną Ryanaira.
"Te ograniczenia przepustowości, w połączeniu z naszą znaczną przewagą w zakresie kosztów jednostkowych, silnym bilansem, zamówieniami na samoloty niskokosztowe i wiodącą w branży punktualnością, będą stanowić podstawę dekady rentownego wzrostu do 300 mln pasażerów do roku finansowego 2034" - podkreślono.
"Spadek zysków linii powinien wyjść wszystkim na dobre"
Ekspert rynku lotniczego nie widzi w tych wynikach powodów do niepokoju. - Ryanair zarobił ponad 1,5 mld zł w trzy miesiące i miał prawie 10 proc. marży netto, więc absolutnie nie można mówić o jakimkolwiek kryzysie. Linia pozostaje rekordowo rentowna - komentuje dla money.pl Dominik Sipiński, analityk ch-aviation.com i Polityki Insight.
- To raczej koniec wyjątkowo dobrego okresu w odbiciu popandemicznym i normalizacja rynku. Rosnące koszty paliwa, koszty środowiskowe i do tego potężne problemy z łańcuchem dostaw zwiększają koszty linii, a wzrostu cen nie da się przerzucić na pasażerów, bo ich skłonność do wydawania na podróże maleje po okresie "travel revenge". Wyhamowanie tego gwałtownego popytu i spadek zysków linii powinien wyjść wszystkim na dobre, bo tempo z ostatnich dwóch lat było niezrównoważone - dodaje ekspert.
oprac. Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl