Kto łamie regulacje "covidowe", ten nie powinien korzystać z różnych form pomocy publicznej, przewidzianej dla przedsiębiorców dotkniętych kryzysem. Takie cele ma przepis art. 23 ustawy, obowiązującej od listopada 2020 r. - wskazuje "Rzeczpospolita".
Jako przykład nieoczywistego łamania przepisów dziennik przywołuje sytuację z Wrocławia. Jedna z tamtejszych restauracji pod koniec dnia pracy zamknęła wejście, a wewnątrz jej pięciu pracowników urządziło sobie "śledzika".
W tym czasie nie sprzedawano żadnych posiłków na wynos ani nie przyjmowano klientów w lokalu. Widok biesiady zwrócił jednak uwagę sąsiadów, którzy zawiadomili policję. Funkcjonariusze stwierdzili wówczas, że złamano zakaz działalności gastronomicznej i ukarali właścicieli lokalu mandatem.
Restauratorka wskazywała później, że co prawda udało się przekonać policjantów, iż nie było tam zakazanego zgromadzenia, ale naruszenie zakazu i tak zostało stwierdzone.
Okazuje się, że według ustawy antycovidowej co do zasady policja lub sanepid powinny poinformować o naruszeniu przepisów organy udzielające pomocy antykryzysowej.
"Przepis art. 23 jest tak sformułowany, że nie jest wymagane formalne udowodnienie złamania zakazu" - argumentuje "Rz".
W sytuacjach podobnych do tej z Wrocławia pomoc może być cofnięta natychmiast. Dotyczy to pomocy publicznej. Chodzi zatem o wsparcie udzielane w gotówce m.in. przez Polski Fundusz Rozwoju.
Zdaniem ekspertów przepis art. 23 ustawy antycovidowej jest bardzo nieprecyzyjny i pozwala dość swobodnie interpretować "naruszenie" zakazów pandemicznych. W ich ocenie nie wiadomo do końca, czy chodzi o stan faktyczny domniemany czy stwierdzony po przeprowadzeniu odpowiedniej procedury.
Skutki decyzji mogą się okazać opłakane dla wielu przedsiębiorców. Dla wielu z nich odmowa udzielenia pomocy, a nawet cofnięcie jej z powodu doniesienia o samym tylko naruszeniu, choćby nie było ono potwierdzone jakimkolwiek postępowaniem wyjaśniającym, oznacza bankructwo.