Z nagrania, które wyciekło do mediów, jasno wynika, że ministrowi rolnictwa Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu puściły nerwy w związku z sytuacją w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jak sama nazwa wskazuje, instytucja powinna się zajmować wspieraniem polskiej wsi i unowocześnianiem jej.
Tak się jednak nie dzieje, bo wnioski rolników rozpatrywane są zbyt wolno, a w tym i innych biznesach, czas to pieniądz. Jak przyznał sam minister, sensem istnienia ARiMR jest sprawna obsługa wniosków rolników, którzy chcą unowocześniać swoje gospodarstwa. W innym przypadku - zdaniem Ardanowskiego - dalsze działanie agencji mija się z celem. Jak sam przyznaje, obecnie zaległości w rozpatrywaniu wniosków ciągną się latami.
Minister stwierdził jednocześnie, że rekomendowane przez PiS osoby obecnie zarządzające agencją powinny być "sprawniejsze" od poprzedników. Zaznaczył przy tym, że "nieudolnym nie pomoże miejscowy poseł".
- Instytucja niesprawna, która nie jest w stanie szybko realizować oczekiwań rolników, jest instytucją chorą i trzeba zastanowić się nad jej istnieniem - powiedział minister. W jego ocenie to od kadry zarządzającej "należy wymagać umiejętności zarządczych”. Tak na ujawnionym nagraniu szef resortu wyjaśnia, dlaczego odwołał pod koniec sierpnia prezes ARiMR Marię Fajgier.
Nie ma mowy biznesplanie
To, co teraz mówi Ardanowski, dla rolników nie jest żadnym zaskoczeniem, bo to przecież oni, zmagają się z biurokratyczną machiną Agencji. Jak tłumaczy Marcin, rolnik z województwa zachodniopomorskiego, z wnioskami o dopłaty bezpośrednie Agencja jakoś sobie radzi. Gorzej jest z innymi, na przykład o dofinansowanie modernizacji gospodarstw czy o premie na rozpoczęcie działalności pozarolniczej.
- ARiMR ma 100 dni na rozpatrzenie takiego wniosku. Zwykle robi to albo w ostatnich dniach, albo po terminie. Ja na zaakceptowanie wniosku o dopłatę z programu "Młody rolnik" czekałem niemal dwieście dni - mówi.
- W takich warunkach, jeśli ktoś prosi o dofinansowanie modernizacji gospodarstwa, bo chce kupić ciągnik, to zamiast sfinalizować transakcję na przykład po roku, zrobi to po trzech, czterech latach. Jak taki rolnik ma układać biznesplan i rozwijać działalność? - pyta retorycznie.
Jak jednak podkreśla, opieszałość nie wynika ze złej woli czy niekompetencji urzędników. - Oni mają po prostu za dużo pracy i jest ich za mało. Szeregowi pracownicy są często apolityczni, nie należą do zaciągu z "dobrej zmiany". Zamiast dawać pieniądze na programy społeczne, rząd powinien je dać na zatrudnienie nowych osób, które wsparłyby tę urzędniczą machinę - kwituje.
ARiMR nie nadąża za gospodarką
Nieco inaczej powody tej opieszałości postrzega Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii.
- Problem wynika głównie z tego, że wielu pracowników jest tam zatrudnionych według klucza politycznego. Problem jest duży. Młodzi rolnicy czekają tak długo, że przestają być młodzi (program jest dla rolników przed 40-tką - red.). Ja sam na dopłatę na modernizację czekałem kilkanaście miesięcy. Przez ten czas wszystko się może zmienić i na rynku, i w gospodarstwie - mówi Kołodziejczak.
Jego zdaniem, ARiMR choć ma modernizować polską wieś, to nie jest w stanie nadążyć za wolnym rynkiem, gdzie wszystko dzieje się szybko. Teoretycznie ktoś przecież może chcieć zainwestować w sprzęt pod jakaś konkretną uprawę. Przez te dwa lata biznesplan pod to przygotowany można wyrzucić do kosza.
Doskonale widać to na przykładzie Mateusza Kacperkiewicza, rolnika z okolic Kalisza. W modernizacyjnym programie rozwoju obszarów wiejskich wniosek złożył w lutym 2018 r. Za uzyskane pieniądze (50 proc. daje Agencja) chciał kupić ciągnik, beczkowóz, halę i wagę samochodową do 60 ton.
Maszyny już nie ma
- Odezwali się do mnie tylko raz, we wrześniu 2018 r. Od tego czasu jest cisza. Naiwnie myślałem, że wtedy już będzie decyzja, ale ciągle jej nie ma. Ciekawe jest też to, że jak oni mnie o coś dopytują, to na odpowiedź mam tydzień. Oni na załatwienie całości mają kilka miesięcy, ale w moim przypadku trwa to już ponad półtora roku - mówi Kacperkiewicz.
Jak dodaje, w tym czasie kompletnie zmieniły się ceny maszyn. Oczywiście wszystko podrożało. - Co gorsza beczkowóz, który idealnie pasował mi do innych maszyn i gospodarstwa, został wycofany i zastąpiony przez inny nowy model, który już nie spełnia moich oczekiwań. Podobnie z halą, którą chciał wybudować, materiały budowlane wystrzeliły w górę, a sprzęt rolniczy stoi pod chmurką - wylicza rolnik.
Wielu jego znajomych jest w podobnej sytuacji. Rolnicy czują się po prostu oszukani. Tyle mówi się o modernizacji polskiej wsi i nakładach na modernizację, a proces ten tonie w biurokratycznym bagnie.
- Promocje na sprzęt przelatują nam koło nosa. W programie dla młodych rolników jest do wzięcia nawet 150 tys. zł bezzwrotnej dotacji. Co z tego, jak nic tu się nie dzieje. Wnioskowałem w czerwcu tego roku i ani widu, ani słychu. Przez Agencję nie mogę się rozwijać tak, jakbym tego oczekiwał - mówi Kacperkiewicz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl