Gerald Birgfellner, człowiek, który nagrał prezesa PiS, to w Polsce od pewnego czasu "bohater mediów". W wywiadach kreuje się też na osobę bardzo wpływową w rodzinnym Wiedniu. - W biznesie należy wykorzystywać znajomości. W Austrii to standard. Gdyby ktoś mnie poprosił o pomoc w znalezieniu dobrego banku w Wiedniu, też chwyciłbym za telefon i starałbym się pomóc - mówił "Gazecie Wyborczej".
Czy jednak w Austrii Birgfellner rzeczywiście jest uważany za wytrawnego biznesmena? Postanowiliśmy to zweryfikować.
Obejrzyj: Rekordowe wyniki PZU
"Birgfellner? Nie znam"
Najpierw sprawdzamy, czy afera Srebrnej w ogóle przebiła się w mediach w Austrii. Okazuje się, że o sprawie jest tam wyjątkowo cicho. W największym austriackim tabloidzie, "Kronen Zeitung", znaleźliśmy tylko jeden krótki artykuł na ten temat - z końca stycznia. Co ciekawe, tekst jest zilustrowany zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego, a nie biznesmena z Wiednia.
W dzienniku "Der Standard" o Birgfellnerze nie ma natomiast żadnego artykułu. Szukamy na portalu oe24.at - który jest powiązany z dużym tabloidem "Österreich". Wpisujemy w wyszukiwarkę "Birgfellner" - i znów zero wyników.
Większy artykuł pojawił się natomiast pod koniec stycznia w popularnym dzienniku "Kurier". I ten skupia się na Jarosławie Kaczyńskim. Postanawiamy jednak zadzwonić do redakcji. Odbiera dziennikarka, która na co dzień zajmuje się sprawami gospodarczymi. Pytam, czy słyszała kiedyś o Geraldzie Birgfellnerze. - Gerald Birg.., jak? - słyszę tylko. - Gerald Birgfellner, powtarzam. - Pierwszy raz słyszę to nazwisko - dostaję odpowiedź.
W Austrii pisze się niewiele zarówno o aferze Srebrnej, jak i o samym Birgfellnerze
Postanawiam zadzwonić jeszcze do innego tytułu, skupiającego się na życiu samego Wiednia, a nie całego kraju. Odbiera redaktorka. Przyznaje, że o Birgfellnerze słyszała, ale głównie dlatego, że była niedawno w Polsce. - U nas on nie jest taką gwiazdą jak w Polsce - słyszę. - Ale czy w ogóle w Wiedniu się o nim mówi? - dopytuję. Słyszę przez dłuższy moment ciszę w telefonie. - Nie, chyba przed aferą z Polski nigdy mi to nazwisko nie obiło się o uszy.
Biznesmen w sieci nieobecny
W austriackiej wyszukiwarce firm FirmenABC Brigfellner figuruje jako prezes firmy Gibbon Holding GmbH. Specjalizacja firmy: zarządzanie inwestycjami. Data założenia: końcówka 2016 roku. Chcemy się dowiedzieć więcej o tym biznesie, ale nie jest to łatwe. Firma nie ma nawet strony internetowej. Dziennik "Kurier" przypomina w swoim artykule, że biznesmen z Wiednia założył w Warszawie kolejną spółkę: Balios Project Management Holding. Co ciekawe, i ona nie ma strony internetowej.
"Kurier" wskazuje też na dość skromny kapitał zakładowy spółki: równowartość niewiele ponad 1200 euro.
Rozmawiamy dalej z dziennikarką z Wiednia, która woli pozostać anonimowa. Pytam, czy w Wiedniu nikogo nie dziwiło, że biznesmen przeprowadza się do Warszawy z zamiarem wybudowania wieżowca w centrum.
- Akurat to nie dziwi w ogóle. Bo w Wiedniu budowa takiej konstrukcji w centrum byłaby po prostu niemożliwa. W Wiedniu owszem, wysokościowce są, ale w oddalonej od centrum dzielnicy Donaustadt - słyszę.
A czy nie dziwi, że biznesmen z Austrii zgadza się pracować rok w Polsce bez otrzymywania na bieżąco wynagrodzenia i nawet bez spisania szczegółowej umowy? - O tak, to już jest dziwne. Nawet bardzo dziwne - słyszę od redaktorki.
Czytaj też: Ultimatum Giertycha: czas się skończył
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl