- We Wrocławiu żaden motorniczy ani kierowca autobusu miejskiego nie wyjedzie na trasę, zanim nie przejdzie alkotestu - przekonuje w rozmowie z money.pl Tomasz Sikora, rzecznik MPK Wrocław.
- Test wykonuje się u dyżurnego. Jednak przed tym oficjalnym badaniem można zrobić test nieoficjalny, na portierni. Gdy ten pierwszy coś wykaże, kierowca może wziąć urlop na żądanie, wtedy nie dochodzimy powodów urlopu. Jeśli jednak to oficjalne badanie u dyspozytora da efekt pozytywny, wtedy wyciągamy surowe konsekwencje - tłumaczy Sikora.
Jakie to konsekwencje? Nawet zwolnienie dyscyplinarne, o ile alkomat pokaże więcej niż 0,2 promila. W ciągu roku - od czerwca 2019 do czerwca 2020 - alkomat MPK Wrocław zasygnalizował obecność alkoholu 13 razy. W dwóch przypadkach zakończyło się na dyscyplinarce, w pozostałych - na naganach.
Czytaj też: Arriva to europejski gigant z problemami. W Polsce trwa czarna seria firmy, Grudziądz nie przedłuży umowy
A co z narkotestami? Takie badania MPK Wrocław też wykonuje, ale nikogo do tego nie zmusza. - Wykonanie takiego testu to zawsze dobra wola kierującego. Apelujemy do rządu, by wprowadził rozwiązania, poprzez które takie testy będą obowiązkowe - wyjaśnia Sikora.
Inaczej tę kwestię rozwiązali w Krakowie. Tam każdy kandydat na kierowcę czy motorniczego musi podpisać zgodę na testy - zarówno na obecność alkoholu we krwi, jak i narkotyków. - Inaczej nie ma szans na zatrudnienie - słyszymy w krakowskim MPK.
Rzecznik miejskiej spółki opowiada, że na obecność alkoholu testowani są pracownicy przed wyjazdem, ale też po zjeździe z trasy. A zdarzają się również kontrole wyrywkowe. A co z narkotestami? W MPK w Krakowie wykonano już 1600 takich testów, koncentrując się przede wszystkim na pracownikach poniżej 40. roku życia.
W prawnej próżni
Niestety polskie prawo nie pomaga w testowaniu kierowców. - Pracodawca bez zgody pracownika nie może poddać go testowi na obecność narkotyków ani alkotestowi. Jednak w przypadku podejrzenia, że pracownik jest pod wpływem alkoholu, pracodawca może wezwać policję - tłumaczy money.pl Wiktoria Cieślikowska, radca prawny z kancelarii MDDP Olkiewicz i Wspólnicy.
- Jednocześnie brak jest jednoznacznych podstaw prawnych do takiego działania w przypadku podejrzenia, że pracownik jest pod wpływem substancji psychotropowych - dodaje.
Zawiłości prawne stały się zresztą tematem słownych batalii pomiędzy urzędnikami. Rzeczniczka prasowa warszawskiego Urzędu Miasta podkreślała na przykład ostatnio, że testować na obecność narkotyków może tylko policja, bo nikt inny nie ma atestowanych narkotestów.
Na Twitterze odpowiedział jej rzecznik rządu Piotr Müller. "Zacznijcie działać, a nie stosować spychologię. Pozwalają na to przepisy" - napisał, sugerując, że wystarczy po prostu odpowiedni zapis w regulaminie pracy.
Jak znaleźć odpowiednich kierowców
W tej sytuacji niektórzy szukają złotego środka, robią to na przykład operatorzy komunikacji miejskiej działający w ramach Zarząd Transportu Metropolitalnego. W PKM Sosnowiec na przykład każdy kandydat na kierowcę musi udowodnić, że nie został nigdy skazany za handel czy posiadanie narkotyków. Jak słyszymy, olbrzymią rolę odgrywają dyspozytorzy. Są odpowiednio przeszkalani i uczulani, by reagować, gdy czyjeś zachowanie może sugerować znajdowanie się pod wpływem narkotyków.
Czytaj też: Rządowy program wspierania PKS-ów nie pomógł. Częstochowski przewoźnik w trakcie likwidacji
Narkotesty w Sosnowcu przeprowadza się jednak tylko w sytuacjach "uzasadnionego podejrzenia". Zwykle takich przypadków jest kilka miesięcznie. W PKM Gliwice z kolei w takich przypadkach wzywa się policję - i to ona wykonuje wszystkie badania.
Firma Arriva, której autobusy wzięły udział w dwóch wypadkach w Warszawie, zapowiedziała kontrolę na narkotyki u wszystkich swoich kierowców. Stolica na razie zawiesiła współpracę z przewoźnikiem.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie