- To jest scenariusz apokaliptyczny, który zakłada brak działań ze strony rządów i jednostek. Zakłada również, że wirus będzie żył w Niemczech dłużej, niż żył w Chinach, skąd pochodzi – przekonuje analityk Kenneth Rapoza, cytowany przez "Gazetę Wyborczą".
Autor "Forbes" wylicza, że dwie trzecie liczącej prawie 84 mln osób populacji Niemiec to ponad 55 mln ludzi, i przykłada do tej liczby odsetek śmiertelności z Włoch, gdzie zmarło 6,2 proc. oficjalnie zdiagnozowanych pacjentów zakażonych koronawirusem. Taki odsetek oznaczałby, że w wyniku koronawirusa umrze 3,4 mln Niemców, jednak Światowa Organizacja Zdrowia i niemiecki Instytut Kocha uważają, że śmiertelność nie przekroczy 1 proc. Nadal oznacza to ponad pół miliona ofiar - podobny czarny scenariusz zakładają brytyjskie służby sanitarne.
Dodaje przy tym, że epidemia będzie miała dużo mniejszy zasięg, i porównuje Niemcy do chińskiej prowincji Hubei, z której wirus wymknął się na świat. – Prowincja ma 58 mln ludności, zakażonych zostało 70 tys., czyli 0,12 proc. populacji. Nawet jeśli te liczby są stukrotnie zaniżone, to wirusa miało 7 mln ludzi, czyli 12 proc. mieszkańców prowincji.
Rapoza ma żal do Merkel, że zwracając się do rodaków – i inwestorów – wywołała panikę. Skutki tej przywołującej najczarniejsze warianty wypowiedzi były natychmiastowe: DAX30, indeks największych spółek giełdy we Frankfurcie, stracił od otwarcia 11 marca do zamknięcia w czwartek ponad 13,5 proc. W porównaniu z początkiem roku wartość tego indeksu skurczyła się o niemal jedną czwartą – czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl