- Na tych świętach nie zarobi praktycznie nikt. Od kilku tygodni na cztery spusty zamknięte są tysiące sklepów. Z jednej strony Polacy trochę na tym oszczędzą, bo nie wydadzą pieniędzy na ubrania, gadżety czy prezenty. Ale też tysiące firm nie zarobią na siebie, szybko rośnie bezrobocie, więc może i dobrze, że trochę pieniędzy zostanie nam w kieszeni - o ile zostanie - mówi w rozmowie z money.pl, Bartosz Słupski, ekspert od handlu.
Jakie branże padną ofiarą "odwołanych" świąt?
Przede wszystkim handel. Zamknięte galerie i centra handlowe to przygnębiający czas praktycznie dla całej branży. Oznacza to z jednej strony, że Polacy nie wydadzą pieniędzy na nowe ubrania, elektronikę, gadżety. Nie kupimy nowego wazonu, zasłon i innych elementów wystroju wnętrza.
- Dziś to brzmi nieco paradoksalnie, ale sam widziałem wiele pytań w mediach społecznościowych o to, gdzie można teraz kupić koszulę, spodnie czy kurtkę. I najczęściej padały odpowiedzi typu "w Lidlu albo Carrefourze". Oczywiście bardzo mocno rośnie dziś branża e-commerce, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że internetowe sklepy z ubraniami pozycjonują się nieco wyżej. Dlatego ludzie chodzą po te koszule i kurtki właśnie do Lidla, a nie zamawiają w internecie - mówi Słupski.
Dodaje, że mowa oczywiście o Polakach niekwalifikujących się do kategorii "zamożni". Ci faktycznie częściej kupują dziś w internecie. Za duże wzrosty w branży e-commerce odpowiadają nie tylko buty i ubrania, ale i elektronika, AGD, artykuły kosmetyczne i higieniczne, a także szeroka kategoria "dom i ogród".
Przypomina też, że tak naprawdę nie wiadomo, czy Biedronka i Lidl wyjdą na tym całym zamieszaniu na plus. Już dziś wiadomo, że te i inne sieci drastycznie wydłużają godziny otwarcia swoich sklepów i walczą na niskie ceny. To zaś ostro odbija się na rentowności przedświątecznego handlu.
- Niejasne też jest to, jak długo potrwa hossa w e-zakupach. Bo nie znamy rozmiarów kryzysu, jaki dopadnie nas za kilka czy kilkanaście tygodni - przestrzega Słupski.
Pieniędzy nie wydamy też na usługi - choćby na fryzjera, kosmetyczkę czy barbera. Może będziemy bardziej zarośnięci i rozczochrani, ale za to nieco - w teorii - bogatsi.
Nie zarobią stacje benzynowe, kolej i autobusy
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad szacuje, że jak na razie ruch na drogach spadł o 20 do 50 proc. Polacy nie mają się nawet jak nacieszyć wyjątkowo niskimi cenami paliw.
- Już teraz, z powodu wprowadzonych ograniczeń w poruszaniu się mieszkańców, obserwujemy znacznie mniejszy ruch samochodów osobowych. Ruch samochodów ciężarowych również zmalał, lecz w mniejszym stopniu. Obserwujemy wyraźny spadek liczby klientów oraz spadek zainteresowania ofertą gastronomiczną. Natomiast spadek sprzedaży paliw jest mniejszy, niż zakładaliśmy. Jeśli ograniczenia w poruszaniu się zostaną utrzymane na okres świąteczny, a wszystko na to wskazuje, te święta będą zupełnie inne niż zazwyczaj. Mniejsza liczba wyjazdów świątecznych z pewnością wpłynie na mniejszą sprzedaż paliwa w tym okresie - informuje nas biuro prasowe Circle-K.
Zobacz też: Biedronka i Lidl otwarte do północy, a nawet całą dobę. Gdzie i w jakich godzinach zrobić zakupy na święta?
Podobna sytuacja panuje w branży transportowej. Mocno spadła liczba połączeń autokarowych, a na dodatek na pokład można wpuścić o połowę mniej pasażerów, niż dotychczas.
- Obecna sytuacja wokół COVID-19 stanowi wyzwania operacyjne i biznesowe dla wszystkich dostawców mobilności, jednak na dokładne podsumowanie jest zdecydowanie za wcześnie. Zdajemy sobie sprawę, że w okresie świątecznym część pasażerów po prostu będzie musiała się przemieścić, np. do rodziców-seniorów, dlatego nadal oferujemy wybrane połączenia na naszych głównych korytarzach w Polsce oraz łączące Berlin z kilkoma miastami w kraju. Widzimy, że zainteresowanie nimi zaczyna rosnąć, jednak apelujemy o rozwagę w planowaniu jakichkolwiek podróży w obecnym czasie i odbywanie ich tylko wtedy, gdy jest to naprawdę konieczne - mówi w rozmowie z money.pl Michał Leman, dyrektor zarządzający FlixBusa w Polsce i na Ukrainie.
Dodaje, że najwyższym priorytetem i wyzwaniem w tym czasie będzie zapewnienie maksimum bezpieczeństwa – zarówno pasażerom, jak i kierowcom.
- To się tyczy przede wszystkim dezynfekcji autobusów po każdym kursie, limitu dopuszczonych do przewozu pasażerów, który w naszym przypadku będzie wynosił niecałe 50 proc. dostępnych w autobusie miejsc, czy przestrzegania dodatkowych procedur bezpieczeństwa i higieny - przypomina Leman.
Koleje wożą powietrze
Największym przewoźnikiem kolejowym w Polsce jest PKP Intercity. W normalnej sytuacji przed świętami zmartwieniem kolejarzy byłoby przewiezienie milionów osób do swoich rodzin. Teraz PKP odwołuje kurs za kursem, a i tak ma trudności w zapewnieniu obsługi pociągów.
- PKP Intercity tymczasowo ograniczyło ofertę przewozową i zmniejszyło częstotliwość kursowania niektórych pociągów. Obecnie odwołanych zostało około 60 proc. pociągów, a 8 proc. kursuje w relacjach skróconych. Zawieszone do odwołania zostały m.in. kursy wszystkich pociągów kategorii EIP i EIC. PKP Intercity odnotowuje w ostatnich dniach mniejszą frekwencję w pociągach, obecnie średni spadek w zakresie rezerwacji biletów wynosi ok. 91 proc. Spółka stale monitoruje frekwencję w swoich pociągach i na tej podstawie będzie podejmowała decyzję o ew. wzmocnieniach kursujących składów dodatkowymi wagonami, bądź przywróceniu niektórych zawieszonych połączeń - informuje nas Katarzyna Grzduk, rzecznik prasowy PKP Intercity.
Spadek o ponad 90 proc. to nie przesada. Według najświeższych danych Google'a, który najlepiej wie o tym, gdzie przebywamy i co robimy, spadek mobilności Polaków jest ogromny. Dworce, przystanki i środki transportu zaliczyły spadek "odwiedzin" o 71 proc. Większy zanotowały jedynie sklepy, restauracje i miejsca rozrywki - 78 proc.
Może to i dobrze, że nie wydamy milionów?
Co roku rosła suma, jaką Polacy wydawali na organizację świąt. Teraz wiadomo jedynie, że będzie ona wyższa o 3,3 proc. - bo o tyle jak na razie wzrosła inflacja w 2020 roku. Ale dla każdego jest jasne, że ceny rosną szybko, najszybciej zaś drożeje żywność.
- Jak zapowiadają specjaliści, różnicę zauważymy szczególnie w cenach produktów spożywczych. Warto się na to przygotować, wybierając się na przedświąteczne zakupy. Wyraźnie droższe w porównaniu z poprzednim rokiem będą napoje słodzone, wieprzowina, a także przetwory mleczne i wypieki - twierdzą eskperci BNP Paribas.
Przypominają też, że wielkanocne wydatki to nie tylko produkty spożywcze i składniki potrzebne do przyrządzenia tradycyjnych dań. Na co jeszcze przeznaczamy pieniądze? Sporym obciążeniem dla świątecznego budżetu bywają artykuły dekoracyjne – od nowego obrusu i okolicznościowych serwetek, przez kolorowe wianki i stroiki, po świeże tulipany. Wielkanoc to też dla wielu osób dobra okazja, by uzupełnić garderobę o wiosenne ubrania. Problem w tym, że w tym roku po prostu nie wiadomo, gdzie to wszystko kupić.
Na świętach nie zarobi też... Kościół
Finanse tej instytucji od zawsze są owiane tajemnicą. Jednak w tym roku jasne jest, że Kościół też będzie pod kreską. Ofiary od wiernych, śluby i chrzciny do tej pory chętnie organizowane w okresie Wielkanocy - tego wszystkiego w tym roku po prostu nie będzie. Koronawirus tnie równo, szkoda tylko, że odbiera nam z tych świąt sporo radości, czegoś bezcennego i niemożliwego do wyceny.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl