W polskiej administracji trudno znaleźć zdziwionych zwycięstwem Donalda Trumpa w starciu z kandydatką demokratów Kamalą Harris. Szybko gratulacje złożył mu premier.
Duda bez monopolu na dobre relacje z Trumpem
Nasi rządowi rozmówcy podkreślają, że widząc niejednoznaczne sondaże, rząd już wcześniej zintensyfikował kontakty także z republikanami. Wskazują tu chociażby na ostatnie amerykańskie wizyty szefa MSZ Radosława Sikorskiego, do czego on sam w środę nawiązywał w wypowiedzi dla dziennikarzy.
Mimo zgodnych opinii, że druga kadencja Trumpa najpewniej oznacza jeszcze większą nieobliczalność, jednocześnie słyszymy zapewnienia, że współpraca z nową administracją USA będzie dobra, zwłaszcza jeśli chodzi o politykę bezpieczeństwa.
- Sprawy, które wygrały, to gospodarka, demografia i bezpieczeństwo, a może bezpieczeństwo nawet na pierwszym miejscu - podkreśla Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i szef MON związany z PSL.
- Nasze bezpieczeństwo - europejskie i polskie - w coraz większym stopniu musimy brać na siebie, utrzymując w maksymalnym możliwym stopniu sojusz ze Stanami Zjednoczonymi - mówi z kolei minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (Polska 2050).
To dlatego, jak wskazuje inny rządowy rozmówca związany z KO, w obecnej sytuacji trzeba jeszcze bardziej wzmacniać pozycję Polski w strukturach unijnych, jednocześnie dbać o możliwie dobre relacje z administracją Trumpa.
PiS wysłał bardzo dużo słabych i niepotrzebnych sygnałów w stronę administracji Bidena, a jednak jakoś współpracowali. To nie jest tak, że to Andrzej Duda ma monopol na dobre relacje z Trumpem. Donald Tusk widział się z Trumpem więcej razy niż Duda - przekonuje nasz rozmówca.
Co budzi obawy
W zakulisowych rozmowach pojawiają się jednak kwestie, które budzą autentyczny niepokój rozmówców z rządu.
Najbardziej niepokojące jest to, że Trump chce wprowadzić cła na importowane towary. To dobije Europę, zwłaszcza niemiecką gospodarkę, od której jesteśmy zależni. Ameryka wkracza na drogę jeszcze większego izolacjonizmu - mówi osoba z rządu.
Co niepokoi tym bardziej, że już protekcjonistyczna polityka Joe Bidena zaczęła przysparzać kłopotów europejskiej gospodarce. Ostatnio usłyszeliśmy o przeniesieniu fabryki akumulatorów z Polski do USA, powodem były właśnie benefity związane z IRA - Inflation Reduction Act, czyli wprowadzonym przez Bidena prawem oferującym m.in. subsydia i zwolnienia podatkowe dla firm inwestujących w USA.
Kolejna kwestia budząca obawy polskiej administracji dotyczy przyszłości Ukrainy i tego, czy i w jaki sposób Donald Trump zamierza zrealizować swoją obietnicę, że zakończyłby tę wojnę w jeden dzień. Część naszych rozmówców obawia się, że to oznacza jakąś formę zgniłego kompromisu, która tylko rozochoci Putina do dalszego naruszania integralności terytorialnej Ukrainy w przyszłości. - Ja to traktuję jako pewien slogan wyborczy, bo tej wojny nie da się i nie należy kończyć w ciągu jednego dnia. Co w praktyce się za tym kryje, niebawem zobaczymy - mówi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Nastroje jeszcze bardziej próbuje tonować Władysław Kosiniak-Kamysz.
Nie ma pokoju za wszelką cenę i nie ma pokoju na parę lat. Żyjemy w bardzo niebezpiecznych czasach. Myślę, że Donald Trump dobrze zdaje sobie z tego sprawę, a szczególnie jego otoczenie jest na to przygotowane. Emocje kampanii to jedno, działanie dzień po wyborach to drugie. Już dzisiaj widać, że jego wystąpienie było dużo spokojniejsze niż wystąpienia kampanijne. Myślę, że to warto zauważyć - podkreśla wicepremier i szef MON.
Takich obaw w polskiej administracji nie budzi już kwestia amerykańskiej inwestycji w polski atom. - Nie spodziewamy się zakłóceń w tych relacjach, mamy z nimi deal atomowy, na którym sporo zarobią, kupujemy od nich uzbrojenie - ocenia kolejny rządowy rozmówca.
Wskazuje jednak, że w tej chwili większe napięcia wokół tej kwestii są u nas w kraju, bowiem trwa szukanie następcy Macieja Bando na stanowisku pełnomocnika ds. infrastruktury energetycznej. Co prawda potencjalny kandydat już jest - najczęściej wymieniane jest nazwisko Wojciecha Wrochny, wiceprezesa zarządu Orlen Synthos Green Energy - to jednak dyskusje dotyczą tego, czy pełnomocników nie powinno być dwóch. - Jeden ds. infrastruktury krytycznej, a drugi ds. atomu. Za tym optuje branża. Ewentualnie za tym, by był jeden pełnomocnik, ale maksymalnie skupiony na kwestii atomu. Rozmowy trwają - słyszymy w rządzie.
Osobną kwestią jest, jakie będą relacje administracji Donalda Trumpa z administracją Donalda Tuska, a przede wszystkim, czy nie będą szorstkie. Politycy PiS wypominają Tuskowi jego wpis na Twitterze, w którym - gdy ważyły się losy pakietu wsparcia dla Ukrainy, blokowanego w Senacie przez republikanów - napisał do republikańskich senatorów:
Wstydźcie się, Ronald Reagan przewraca się w grobie.
Wywołało to ostre reakcje ze strony republikanów. O rządzie Donalda Tuska negatywnie wyrażał się J.D. Vance, który ma być wiceprezydentem. Krytykował m.in. zmiany w mediach publicznych przeprowadzone przez obecną większość. Ze strony polskich władz słychać jednak uspokajający ton. - Amerykanie są pragmatyczni i transakcyjni, a mamy z nimi dużo interesów. To nie będzie problem - słyszymy od polityka KO.
Prezydent się umocni?
Otoczenie Andrzeja Dudy ma nadzieję, że wygrana Trumpa wzmocni rolę prezydenta w końcówce jego kadencji. Andrzej Duda szybko pogratulował Donaldowi Trumpowi jego wygranej.
W USA przebywa współpracownik Andrzeja Dudy, który z bliska przyglądał się finiszowi kampanii. Donald Trump ma zostać zaprzysiężony 20 stycznia, a od początku nowego roku Polska przejmie prezydencję w UE. Nie jest tajemnicą, że Andrzej Duda chce pokazać swoją aktywność w trakcie prezydencji.
Proponuje rządowi zorganizowanie szczytu UE-USA w Polsce z udziałem Donalda Trumpa. Tyle że rząd nie pali się do tego pomysłu. - Mam nadzieję, że prezydent rozumie, że polityka europejska jest domeną rządu i nie będzie w tym przeszkadzać - mówił w Programie I Polskiego Radia Adam Szłapka, minister do spraw europejskich. Przypomniał także, że szczyty UE zwołuje przewodniczący Rady Europejskiej. Od jednego z polityków rządowych usłyszeliśmy: "Jeśli prezydent chce szczytu, to niech go zorganizuje".
Takiego wariantu nie wyklucza Pałac Prezydencki i możliwe, że Andrzej Duda na finiszu kadencji i tak dopnie swego, bo - jak zwraca nam uwagę jego współpracownik - w przyszłym roku organizowany jest szczyt państw Trójmorza. - Szczyt ma się odbyć w kwietniu, a na takim szczycie w 2017 r. prezydent Trump był, więc możliwe, że także teraz przyjmie zaproszenie - podkreśla nasz rozmówca z Pałacu.
Osobną kwestią są oczekiwania, co do tego, jak zostanie ukształtowana administracja nowego prezydenta. Otoczenie Andrzeja Dudy ma tu swoje typy. Liczy, że na czele Departamentu Stanu (odpowiednik naszego MSZ) stanie były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O'Brien czy Stephen Biegun, który pracował tam w pierwszej kadencji Trumpa. To politycy znający europejskie realia. Z drugiej strony, obawy budzi otoczenie wiceprezydenta J.D. Vance'a. - Oni są sfokusowani na Pacyfik i chcieliby przekierowania tam zasobów z Europy - zauważa nasz rozmówca, choć dodaje, że na ogół pozycja wiceprezydenta jest słaba, więc jego wpływ na politykę zagraniczną będzie niewielki.
Co z polską kampanią?
Jeśli chodzi o dalszy przebieg kampanii prezydenckiej w Polsce, to ze strony koalicji rządzącej oficjalnie najczęściej słyszymy, że wynik wyborów za oceanem nie ma wpływu na polskie realia w tym zakresie. - Wybory Amerykanów nie mają wpływu na wybory Polaków. Jesteśmy suwerenną nacją - zapewnia Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Ale nie brakuje też opinii, że wygrana Trumpa, poprzedzona bardzo kontrowersyjną kampanią, wpłynie także na przebieg polskiej kampanii prezydenckiej.
Te wybory pokazują, jak ważni są wyborcy centrum, konserwatywnego centrum, jak elity odrywające się od tego, co się dzieje poza wielkimi miastami, tracą władzę, jak sprawy związane z bezpieczeństwem i szacunkiem dla tradycji są niezwykle dla wyborców ważne - ocenia Władysław Kosiniak-Kamysz.
Najwięcej powodów do zadowolenia ma PiS, czego zresztą jego politycy nie ukrywają. Ich zdaniem wygrana kandydata Partii Republikańskiej to wiatr w żagle polskiej prawicy. Choć jednocześnie za chwilę może wywołać potężny konflikt wewnątrz PiS nie tylko o to, kto powinien być kandydatem tej partii na prezydenta, ale i jaką kampanię powinien prowadzić.
Tyle było mówienia, że kampania Trumpa była zbyt radykalna i co? Dla nas to sygnał, że w kampanii nie ma sensu się mizdrzyć do centrum, jak robi to teraz Czarnek, tylko być autentycznym. Mówić np. środowiskom LGBT, że owszem, dostrzegamy ich potrzeby, ale nie obiecywać im nie wiadomo czego - ocenia polityk PiS.
Pytanie, czy ewentualna zmiana atmosfery kampanii nie sprowokuje niektórych ugrupowań, a zwłaszcza KO, do postawienia na innego kandydata niż ten, o wystawieniu którego do tej pory mówiło się najczęściej.
W kuluarach KO słychać, że w obecnej sytuacji niektórzy poważnie zaczęli rozważać kandydaturę Radosława Sikorskiego - twierdzi rozmówca z Lewicy. - Dla nas byłby to lepszy kontrkandydat, bo łatwiej byłoby nam rywalizować z nim niż z lewicującym Trzaskowskim, zagarniającym częściowo nasz elektorat - przyznaje.
Jednak w samej Platformie wciąż słyszymy zapewnienia, że wciąż najbardziej bezpiecznym kandydatem, jeśli chodzi o prowadzone badania, pozostaje Rafał Trzaskowski. - Choć niewątpliwie i on, i Sikorski zaczynają ze sobą rywalizować w sposób coraz bardziej bezpośredni, nie czekając na ogłoszenie kandydata 7 grudnia, tak jak to zapowiedział Donald Tusk - wskazuje rozmówca z PO.
W PiS z kolei cały czas słychać, że w grze są te same nazwiska, które już wcześniej krążyły na giełdzie - z Przemysławem Czarnkiem i Mateuszem Morawieckim na czele.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl