Karę 10 lat więzienia dla głównego podejrzanego w aferze SKOK Piotra Polaszczyka (wyraził zgodę na publikację nazwiska - przyp. red.) i dwóch lat więzienia dla współoskarżonego Jacka W. wymierzył w czwartek stołeczny sąd w procesie dotyczącym brutalnego pobicia w 2014 r. wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka, nadzorującego kontrolę w SKOK Wołomin.
Sąd nałożył też na Polaszczyka 10-letni zakaz zbliżania się i kontaktowania z Kwaśniakiem.
Polaszczyk na mocy wyroku ma też zapłacić b. wiceszefowi KNF zadośćuczynienie za doznaną krzywdę - 500 tys. zł. Orzeczenie jest nieprawomocne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wojciech Kwaśniak o wyroku sądu
Kwaśniak - jak mówi money.pl - z wyroku sądu jest zadowolony. Wskazuje, że udało się doprowadzić proces do końca, mimo problemów ze zmianą składu sędziowskiego, "dzięki determinacji policji oraz prokuratury".
Dodaje jednak przy tym, że "ledwie dwóch z czterech bezpośrednio oskarżonych usłyszało wyroki". Jego zdaniem to jest dopiero "początek ujawniania prawdy haniebnego procederu".
W rozmowie z money.pl były wiceszef KNF zauważa, że główny sprawca napaści na niego "zaginął polskiemu wymiarowi sprawiedliwości" i od dwóch lat nie ma z nim kontaktu.
Jego zdaniem powinna powstać parlamentarna komisja śledcza ws. afery SKOK Wołomin.
Wtedy prawda zostanie ujawniona - uważa Kwaśniak.
- Lata procesów, sprawa w sądzie, która została założona we wrześniu z art. 231, działania państwa - to wszystko sprawiło, że moja kariera, moje życie i życie mojej rodziny zostało zniszczone - wskazuje w rozmowie z nami.
Proces ws. pobicia Wojciecha Kwaśniaka
Proces w tej sprawie ciągnął się od wielu lat. Ruszył przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Mokotowa w 2015 r. Jednak w listopadzie 2017 r. sędzia prowadząca sprawę poszła na urlop macierzyński. Postępowanie, które znajdowało się już w końcowej fazie, musiało zatem ruszyć od nowa. W konsekwencji proces rozpoczął się ponownie w kwietniu 2019 r.
Wojciech Kwaśniak, jako wiceszef Komisji Nadzoru Finansowego, nadzorował kontrolę wołomińskiego SKOK-u, z którego - według prokuratury - wyprowadzono kilka miliardów złotych. W 2014 r. został brutalnie pobity przed swoim domem w warszawskim w Wilanowie.