- Rynek taxi się rozwija, firmy kupują nowe samochody, zatrudniają kierowców. I tu mamy pierwszy absurd, czyli procedury. Te nie są spójne, różnie wyglądają w różnych urzędach. W niektórych samorządach na dodanie do rejestru samochodów i kierowców czeka się nawet 30 dni. To jest dla mnie niepojęte! - mówi Krzysztof Urban w rozmowie z money.pl.
Podkreśla, że w branży taxi występuje rotacja kierowców.
Bariery wejścia dla nowych osób są dość niskie, a sama praca nierzadko traktowana jest jako dodatkowe zajęcie. Dlatego firma, która chce zatrudnić nowego kierowcę, nie może pozwolić sobie na czekanie miesiąc, by pozwolić mu zarabiać. On też nie może sobie na to pozwolić i zrezygnuje, mogąc szybko znaleźć pracę w dziesiątkach innych branż. To jest problem - dodaje.
Jak zostać taksówkarzem?
Taksówką z Łomianek na lotnisko Modlin? To może być problem
Jego zdaniem drugi problem to funkcjonowanie rynku taxi w aglomeracjach, które rozciągają się na terenie wielu gmin. - Bo licencja taxi wydawana jest tylko na teren danej gminy. Jeśli ktoś chce jechać z Łomianek na lotnisko w Modlinie, to - zgodnie z literą prawa - warszawski taksówkarz nie może wziąć takiego kursu. Może to zrobić tylko kierowca z licencją z Łomianek albo z Nowego Dworu Mazowieckiego, na terenie którego leży lotnisko - mówi money.pl Krzysztof Urban.
Zaznacza, że nie jest to tylko problem Warszawy, ale również innych aglomeracji w Polsce. - Nie inaczej jest w Trójmieście lub na Górnym Śląsku, gdzie mówimy nie o trzech gminach, ale o kilkudziesięciu. I dochodzi do absurdów, że na jednym skrzyżowaniu mogą stykać się granice kilku gmin. I w zależności od tego, gdzie pasażer stoi, zamawiając kurs, to kierowca powinien legitymować się taką licencją. Oczywiście, kierowcy wiedzą, że to są paradoksy i świadczą takie kursy, ale ryzykują. Dlatego uważam, że ten system nie ma sensu - stwierdza szef Free Now w Polsce.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Jego zdaniem jest rozwiązanie, które położy kres takim absurdom.
- Uważam, że prawo powinno być zmienione tak, żeby licencja taxi wydawana była na terytorium całego kraju. Tym bardziej, że wymogi wobec kierowców są identyczne. A jeśli nie ogólnopolska, to niech będzie chociaż na teren całej aglomeracji. W teorii jest to dziś możliwe, jeśli gminy założą związek gmin, mogą prowadzić wspólne licencjonowanie. Ale i tak jest dużo pytań, który urząd ma ten proces licencjonowania prowadzić, jak ma wyglądać umowa, jakich oznaczeń pojazdów wymagać, kto pobiera opłaty, kto ponosi koszty wydawania licencji… I nie udało się tego wprowadzić w żadnej z istotnych aglomeracji, bo nie było porozumienia. - stwierdza rozmówca money.pl.
- Trzeci absurd to analogowy system wydawania licencji kierowcom taxi. My jako pośrednik jesteśmy zobowiązani do weryfikowania, czy firma, która się u nas rejestruje, ma licencję. Mamy prawo wglądu w dokumenty i otrzymania ich skanów. Za każdym razem musimy jednak pisać do urzędu miasta z wnioskiem o potwierdzenie, że dana licencja rzeczywiście jest wydana i aktywna. To sposób nieprzystający do dzisiejszych czasów - wylicza Krzysztof Urban.
- Dlaczego nie ma rejestru, który pozwalałby uprawnionym podmiotom sprawdzać ważność takich licencji? Co więcej, to wpłynęłoby na poprawę bezpieczeństwa przewozów i lepszy monitoring samych kierowców. Nie byłoby anonimowości. Jeśli dany kierowca dostałby zakaz od gminy X na prowadzenie działalności taxi, to nie mógłby się już ubiegać o licencję w sąsiedniej gminie i w niej się zarejestrować - dodaje szef Free Now w Polsce.