Oto #HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Wycena giełdowa Dino pod koniec stycznia tego roku sięgnęła szczytu. Firma była warta ponad 38 mld zł. Nieco ponad 51 proc. udziałów spółki skupionych jest w jednym ręku - jej założyciela. To Tomasz Biernacki. Osoba, która przez ostatnie dekady nie udzieliła ani jednego wywiadu. W sieci nie znajdziemy też ani jednego jego zdjęcia. Nie wiadomo, jak wygląda, nic nie wiemy również na temat poglądów miliardera. A szkoda. Bo Dino to przykład jednego z największych rodzimych sukcesów biznesowych ostatnich lat.
Głównym architektem tego sukcesu jest właśnie Biernacki. Według "Wprost" w 2022 r. był najbogatszym Polakiem. Z kolei w zestawieniu "Forbesa" uplasował się na trzecim miejscu. Obecnie jego majątek wyceniany jest na ponad 19 mld zł, a Dino na koniec zeszłego roku mogło pochwalić się 2156 sklepami w całym kraju. Nieźle jak na osobę, która nie ma nawet firmowego maila.
Tomasz Biernacki używa starego telefonu
- To człowiek, który przez lata wypracował swoje przyzwyczajenia, aby zminimalizować możliwość podsłuchów i zmaksymalizować poczucie prywatności - mówi nam jeden z najbliższych współpracowników Tomasza Biernackiego.
Jak słyszymy, bardziej niż nowe technologie miliarder ceni spokój ducha. Dlatego używa "przedpotopowego" telefonu komórkowego, na którym ciężko jest "zawiesić ucho". - Smartfony? Nie ma szans. To według niego mokry sen esbeków. Ludzie sami się oznaczają, z kim są i dlaczego. Google zresztą wie, gdzie jesteśmy, a zabezpieczenia rozmów są żadne - zaznacza nasz rozmówca.
Rozmawiamy z kolejną osobą. Twierdzi ona, że Biernacki de facto w pełni kontroluje firmę, a trzyosobowy zarząd Dino istnieje, bo "jakiś zarząd musi być".
- Jest szefem rady nadzorczej, ale to on prezesuje. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Dlatego też woli spotkania w cztery oczy bądź tradycyjną formę komunikacji. Zabrzmi to może śmiesznie, ale ludzie piszą mu listy. Po prostu. On je zresztą czyta. Maila zbudowanego na zasadzie imienia i nazwiska, jak inni pracownicy w Dino, nie ma założonego, a telefon do niego ma tylko krąg najbliższych, zaufanych osób - słyszymy od naszego informatora. Inna osoba mówi nam z kolei, że "może ma jakąś prywatną skrzynkę mailową", ale "nie korzysta z niej w pracy".
Ciekawie - jak zdradzają - mają też wyglądać ich spotkania z "szefem". Tomasz Biernacki dopuszcza do siebie kontrahentów, ale tylko tych zaufanych. - Gdy wchodzimy do jego gabinetu, zawsze każe nam zostawić urządzenia elektroniczne. Podczas spotkań nie może być nawet cienia podejrzenia, że ktoś coś nagrywa lub ktoś go podsłucha, wykorzystując do tego smartfona - wyjaśnia nam osoba, która od lat pracuje w siedzibie Dino w Krotoszynie.
Wypadek ferrari i uszkodzenie jachtu
W nielicznych medialnych informacjach na temat prywatności właściciela Dino przewija się jeden wątek: wypadek z udziałem jego ferrari z 2008 r.
W środę 30 kwietnia 2008 r. przed godziną 19:00 na ul. Ostrowskiej wypadkowi uległ samochód marki Ferrari F430. Autem jechały dwie osoby. Z niewiadomych przyczyn kierowca zjechał na przeciwległy pas ruchu, uderzył w drzewo, a potem staranował płot prywatnej posesji. W ferrari wybuchły dwie poduszki powietrzne. Według świadków pasażer po kraksie dał radę samodzielnie wydostać się z rozbitego samochodu, został odwieziony do miejscowego szpitala. 34-letni kierowca natomiast w ciężkim stanie został odwieziony do szpitala w Kaliszu - podał 15 lat temu serwis moto.wp.pl.
Money.pl w 2017 r. dotarł do świadka tego wypadku. Ten przyznał, że autem podróżował właśnie Tomasz Biernacki. To on miał ucierpieć najmocniej.
- To był tylko jeden taki eksces. Nigdy wcześniej ani później nie mieliśmy z nim problemów - mówił wtedy money.pl Franciszek Marszałek, burmistrz Krotoszyna. Pytany o samego biznesmena, przyznał, że choć Biernacki od zawsze mieszka w tym mieście, to widział go podczas swojej kadencji tylko raz.
Jak się okazuje, później miliarder także miał podobny kłopot, tyle że nie dotyczył już auta. - Kilka lat temu po firmie poszła fama, że jacht szefa również został uszkodzony. Miał on wtedy jakiś problem z ubezpieczeniem i strasznie się wściekł. Musiał tego wszystkiego wysłuchiwać Michał (Michał Krauze, dyrektor finansowy Dino - przyp.red.). A Michał to dobra dusza i świetny człowiek. Niestety, kiedy prezes ma humory, potrafi zrobić się nieprzyjemnie - przekonuje nas pracownik z najbliższego otoczenia prezesa Dino.
Dino: model biznesowy i samowystarczalny organizm
Pracownicy Dino najchętniej jednak opowiadają o "samowystarczalności" ich firmy oraz "niebywałej smykałce do biznesu" samego Biernackiego.
- Wie pan, na czym polega charakter tej firmy? Na tym, że nie jest to nowoczesny koncern w rozumieniu takim, że rządzą nim jakieś zdehumanizowane procedury. Aby pracować na górze, trzeba się sprowadzić do Krotoszyna. Najlepiej to wynająć tu dom. Zanim szef pana pozna, minie trochę czasu. Najpierw musi pan przechodzić kolejne kręgi wtajemniczenia i budowania zaufania coraz wyżej w hierarchii. Niestety, są osoby w firmie, które pilnują, żeby pan im przypadkiem nie zaszkodził. Znam przypadki, że bycie zbyt dobrym oznaczało kłopoty, a nie - awanse. Brutalne, ale prawdziwe - relacjonuje nam osoba chcąca zachować anonimowość.
Dodaje jednak, że sam model biznesowy spółki jest "genialny". - My przede wszystkim posiadamy działki, na których powstają markety Dino. Inaczej niż u konkurencji to nasza ziemia i jej nie podnajmujemy. Majątek prezesa rośnie wraz z wyceną ziemi. To taki nowoczesny latyfundysta - śmieje się nasz informator.
Rzeczywiście, jest to tak pokaźna część biznesu Biernackiego, że nawet na stronie Dino znajdziemy komunikat, że jeśli chcemy sprzedać ziemię w danym województwie, możemy skontaktować się ze specjalnie wyznaczonymi do tego pracownikami. Jest ich zazwyczaj po kilku na dany region. Przyjeżdżają, oceniają lokalizację i wycenią grunt.
Nie tylko Dino. Tak Tomasz Biernacki buduje imperium
Co więcej, w kontekście "samowystarczalności" koncernu, "szef" ma także udziały w firmach budowlanych, które budują markety Dino. A i to jest mało. Jak wyliczały w połowie zeszłego roku Wiadomości Handlowe, od 2010 r. Tomasz Biernacki zasiada w organie nadzoru Centrum Wynajmu Nieruchomości oraz masarni Agro-Rydzyna (obecnie należy do grupy kapitałowej Dino Polska). To właśnie Agro-Rydzyna jest związana z samymi początkami miliardera w biznesie.
W cztery lata od założenia pierwszego sklepu Dino w 1999 r. Biernacki zdecydował się inwestować w dostawców. To wtedy kupił wspomnianą masarnię. Według informacji "Parkietu" w 2005 roku zakładem kierował brat Biernackiego Wojciech - tak przynajmniej pisały jeszcze parę lat temu gazety. Dziś o bracie miliardera nie ma w żadnych dokumentach ani słowa. Według KRS w 2010 roku został wykreślony z funkcji wiceprezesa.
- Prezes kontroluje w zasadzie cały łańcuch dostaw: od produkcji poprzez logistykę, na detalu kończąc. Możemy w ten sposób trzymać rękę na kosztach oraz marży - opowiada pracownik Dino.
Z kolei w roku 2011 Biernacki wszedł w skład BT-Nieruchomości oraz KR Inżynieria. Dwa lata później stał się członkiem rady nadzorczej Dino Oil. Jak widać, jego portfolio puchnie w oczach.
- To bardzo obrotny biznesmen, ale mediów nie lubi. Pokazuje, że można żyć tak, jak się chce, choć nie jest to w dzisiejszych czasach łatwe. Pomimo wielkich pieniędzy oraz okresu prób i błędów udało mu się zachować anonimowość. To wielka sztuka. Może nawet większa niż kierowanie jedną z największych spółek w Polsce - podsumowuje nasz rozmówca.
Wysłaliśmy szereg pytań do spółki Dino z prośbą o odniesienie się do naszych informacji na temat pana Tomasza Biernackiego. Niestety, nie otrzymaliśmy jeszcze żadnej odpowiedzi.
Damian Szymański, dziennikarz i zastępca szefa redakcji money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj