"Jeśli jesteś przedsiębiorcą z branży gastro z Torunia, który chce otworzyć lokal pomimo niekonstytucyjnych obostrzeń, ale boi się kontroli Sanepidu/ Policji, to mam dla Ciebie propozycję" – tak zaczyna się internetowy wpis radcy prawnego Piotra Wódkowskiego.
Proponuje on restauratorom, że będzie "przesiadywać" w lokalu i w razie kontroli Policji czy Sanepidu reprezentować będzie swojego nowego klienta.
Wódkowski zapewnia, że nie oczekuje żadnego honorarium a jedynie miejsca do pracy – tak by w oczekiwaniu na ewentualną kontrolę mógł wykonywać inne obowiązki służbowe – oraz może czegoś do picia.
Skontaktowaliśmy się z toruńskim mecenasem kilkanaście godzin po tym, jak opublikował swoją propozycję. Przyznał w rozmowie z money.pl, że jeszcze nie dostał zaproszenia z żadnego lokalu, ale za to koledzy radcowie prawni zadeklarowali, że również są gotowi świadczyć nieodpłatną pomoc przedsiębiorcom, którzy zdecydują się w najbliższych dniach otworzyć pomimo obowiązującego co najmniej do końca miesiąca zakazu.
Lockdown nieustannie przedłużany
A zaproszenia zapewne wkrótce się pojawią, bo przedsiębiorcy z całej Polski zapowiadają, że mają już dość czekania na decyzję rządu o luzowaniu restrykcji. Restauratorzy zamknięci są (jeśli nie liczyć sprzedaży na wynos) od końca października, hotelarze krócej. Do tego właściciele siłowni, kin, prywatnych teatrów, lodowisk, wyciągów narciarskich – wszyscy oni od tygodni trwają w zawieszeniu i czekają na dzień, w którym rząd ogłosi luzowanie obostrzeń.
Data ta jednak wciąż się oddala. Częściowy lockdown jest regularnie przedłużany. Ci, dla których ferie zimowe są tradycyjnym okresem żniw, dzięki któremu są w stanie "dociągnąć" do majówki, kiedy znów pojawiają się turyści, liczą straty za ferie, których nie było.
Czara goryczy przelała się, gdy przed kilkoma dniami rząd przedłużył obowiązujące obostrzenia o kolejne dwa tygodnie. Jedynym poluzowaniem jest powrót dzieci z klas 1-3 do stacjonarnej nauki, ale to przecież w żaden sposób nie wpłynie na sytuację finansową tysięcy przedsiębiorców, którzy twierdzą, że nie mają już pieniędzy na wegetowanie.
Nastrojów nie uspokoiły słowa ministra rozwoju Jarosława Gowina, który powiedział, że w pierwszej kolejności rekomendować będzie otwarcie sklepów w galeriach handlowych, zaś restauracje mają być otwierane znacznie później. Dobrych wiadomości rząd nie ma także dla branży turystycznej, która także odmrażana ma być w bardziej odległej perspektywie.
Wybór mniejszego zła
"Nie mamy już nic do stracenia" – mówią przedsiębiorcy. Wielu wprost deklaruje, że jeśli nie uruchomią działalności lada dzień, to po prostu będą musieli zamknąć ją na dobre, wobec czego widmo kary finansowej za niezgodne z prawem otwarcie nie robi na nich wrażenia.
Przedsiębiorcy nie działają po partyzancku, lecz rozmawiają z prawnikami, przygotowują strategię i przede wszystkim upewniają się, że w grupie siła. Jednym z narzędzi służących do "przeliczenia szabli" jest mapa interaktywna Mapa Wolnego Biznesu, na której z każdym dniem przybywa punktów gotowych działać mimo zakazów.
Przedsiębiorcy planujący otwarcie w najbliższych dniach używają w mediach społecznościowych hasztagu "otwieramysie" – i czekają na gości.
Dołączają się mali i duzi. W piątek informacja o otwarciu pojawiła się na profilu jednej z restauracji należących do Magdy Gessler. "Długo debatowaliśmy, ale postanowione... #OTWIERAMY! Nie możemy patrzeć, jak na naszych oczach umiera wszystko, co kochamy" – napisano.
Restauracje, hotele i inne obiekty wyłamujące się z obostrzeń czekają więc na klientów, ale muszą liczyć się też z tym, że odwiedzą ich funkcjonariusze Policji, Sanepidu lub wręcz patrol mieszany. Na tym etapie zaczyna się robić bardzo nieprzyjemnie i to jest właśnie moment, w którym chce wejść mec. Piotr Wódkowski i jego koledzy - radcowie prawni i adwokaci.
Tylko spokój ich uratuje
- Zdaję sobie sprawę, że funkcjonariusze działają na podstawie poleceń przełożonych, mimo że część z nich "po cichu" zgadza się z racjami przedsiębiorców. W razie "wizyty" wskażę im, dlaczego przedsiębiorca zdecydował się na otwarcie restauracji, ale też wiem, że z samego mówienia niewiele wyniknie. Najistotniejsze jest dla mnie to, by właściciel lokalu czuł się przy mnie pewnie i nie robił niczego, co może pogorszyć jego sytuację, a funkcjonariusze nie przekraczali swoich uprawnień – mówi radca prawny.
Zapewnia, że jego pomoc nie ograniczy się do "przesiadywania" w restauracji i jeśli przedsiębiorca będzie chciał skorzystać z jego usług na etapie postępowania sądowego, to nie odmówi ani on, ani koledzy włączający się do akcji. Otwarcie jednak przyznaje, że nie podjął jeszcze decyzji co do odpłatności oraz sposobu ewentualnego finansowania takich działań.
Wódkowski mówi, że będzie to możliwe po zebraniu informacji na temat skali zainteresowania, jednak jego intencją jest utrzymanie możliwie jak najbardziej niekomercyjnego charakteru akcji. Widzi także możliwość nawiązania współpracy z Kongresem Polskiego Biznesu, który również się zainteresował otwierających się restauracji i ogłosił zbiórkę na pomoc prawną dla przedsiębiorców.
Nie ma co machać Konstytucją
Poprosiliśmy mecenasa o wypunktowanie najważniejszych zasad, o których musi pamiętać przedsiębiorca, który po otwarciu biznesu zostanie skontrolowany przez Policję lub Sanepid.
- Przede wszystkim lokal musi się stosować do zasad reżimu sanitarnego sprzed zamknięcia, tak by móc zagwarantować, że nie naraża zdrowia klientów. Ponadto musi zachować spokój. Grożenie i wymachiwanie funkcjonariuszom Konstytucją naprawdę nic nie da. Trzeba spokojnie i rzeczowo wyjaśnić swoje racje – mówi mec. Wódkowski.
Przestrzega też, by nie przyjmować żadnych mandatów i uważnie przeczytać protokoły, które zostaną przedłożone do podpisu na koniec kontroli. Zwraca także uwagę na konieczność odbierania ewentualnej późniejszej korespondencji i pilnowania terminów z niej wynikających.
Wyrok WSA w Opolu dał przedsiębiorcom nadzieję
Piotr Wódkowski nie jest jedynym prawnikiem, który z całą stanowczością podkreśla, że ograniczanie działalności jest niezgodne z przepisami. Podpiera się wyrokiem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu, który stwierdził, że sanepid niesłusznie ukarał fryzjera z Prudnika 10 tysiącami złotych grzywny. Uznał, że takie kwestie nie mogą być regulowane w rozporządzeniu, a rząd nie wprowadził stanu klęski żywiołowej, więc nie może ograniczać konstytucyjnych praw i wolności.
To orzeczenie przekonało wielu przedsiębiorców, że warto zawalczyć o swoje, bo sądy mogą stanąć po ich stronie. Inna sprawa, że wyrok nie jest prawomocny, więc nie ma pewności, czy Naczelny Sąd Administracyjny, do którego może się odwołać sanepid, utrzyma wyrok w mocy. Ponadto w Polsce nie obowiązuje prawo precedensowe, a więc inne sądy nie muszą w analogicznych sytuacjach orzekać tak, jak sąd w Opolu.