Jak wylicza Sławomir Grzyb z Izby Gospodarczej Gastronomii Polski ok.15 proc. lokali gastronomicznych zniknęło z rynku, bo nie otrzymało pomocy, do końca roku może zniknąć kolejne 15 proc. restauracji - "jeśli nie będzie wsparcia" - ocenia W jego ocenie, losy branży rozstrzygną się w najbliższych trzech miesiącach.
Grzyb w rozmowie z PAP podkreśla, że restauratorów oczywiście cieszy odmrażanie, ale wciąż są w tragicznej sytuacji.
- Po otwarciu ogródków weekendy w restauracjach wyglądały bardzo obiecująco, wciąż jednak w ciągu tygodnia ruch nie jest duży, więc przychody nie pokrywają nawet kosztów restauratorów - mówi Grzyb.
Na zmianę w obostrzeniach branża i klienci czekali wiele miesięcy. Nareszcie uda się zjeść w lokalu. Rząd zdecydował, opierając się o złagodzenie sytuacji epidemicznej w kraju, by otworzyć restauracje do maksymalnie 50 proc. obłożenia lokalu. Dotyczy to nie tylko restauracji, ale także kawiarni.
Czytaj również: Wracają koncerty plenerowe. Branża: 250 osób to zbyt mało
Oznacza to, że jeśli w danym lokalu normalnie może gościć 100 osób, od piątku 28 maja w środku będzie mogło przebywać 50 osób. Konieczne jest także zachowanie reżimu sanitarnego, tu mowa o dystansie między stolikami. Przepisy zakładają, że zajęty może być co drugi stolik, a odległość między nimi musi wynosić co najmniej 1,5 metra.
Właściciele restauracji (dotyczy to szczególnie tych mniejszych) mają też inną możliwość. Dystans między stolikami nie będzie obowiązywał w lokalu, jeśli stoliki będą oddzielone specjalną przegrodą, wysoką co najmniej na 1 metr, licząc od powierzchni stolika.