Prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki zwrócił uwagę, że szczególnie dotkliwy dla branży był lockdown na przełomie roku - informuje PAP.
- Styczeń był zazwyczaj miesiącem największego obłożenia klubów i przypływu klientów zmobilizowanych postanowieniami noworocznymi. W lutym następował zwykle spadek zadłużenia - wskazał.
Tym razem trudno się takiego efektu spodziewać. Rosną tylko długi.
Średnie zobowiązanie siłowni wynosi obecnie ponad 30 tys. zł i w czasie pandemii wzrosło o ponad 6 tys. zł. O takim zadłużeniu mogą pomarzyć rekordziści: firmy z Mazowsza i Śląska mają do spłacenia odpowiednio 2,8 mln zł i 2,3 mln zł.
Wcale nie lepsze jest położenie instruktorów i trenerów, którzy wprawdzie nie muszą ponosić kosztów związanych z utrzymaniem obiektów sportowych, lecz za to przez większą część 2020 r. byli bez środków do życia.
Z danych Polskiej Federacji Fitness wynika, że blisko 90 proc. z nich wykonuje zawód w oparciu o inną umowę niż umowa o pracę. Najczęściej swój zawód wykonują na podstawie umowy zlecenia, pracując średnio w 35 obiektach.
Kluby mają nadzieję, że gdy tylko zostaną odmrożone, klienci nie będą odkładać pierwszych treningów i od razu wznowią karnety.