Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|
aktualizacja

Trzaskowski: 200 zł dla kobiet na emeryturze. Koszt? Porównywalny do "Rodzina 500+"

1681
Podziel się:

Emerytalna i wyborcza wyliczanka trwa. Rafał Trzaskowski proponuje dodatki emerytalne dla kobiet wychowujących dzieci. Koszt? Od 20 do 40 mld zł. Eksperci nie krytykują, choć mówią wprost: to nie rozwiąże wszystkich problemów.

Rafał i Małgorzata Trzaskowski proponuję po 200 zł dodatku dla kobiet na emeryturze. Pieniądze dodawane byłyby za każde wychowane dziecko
Rafał i Małgorzata Trzaskowski proponuję po 200 zł dodatku dla kobiet na emeryturze. Pieniądze dodawane byłyby za każde wychowane dziecko (EASTNEWS)

200 zł dodatku do emerytury za każde dziecko dla każdej kobiety. To ostatnia propozycja emerytalna kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Dla większości seniorek w Polsce oznaczałoby to obecnie 600 zł więcej do każdej emerytury, czyli - ekstra 7,2 tys. zł każdego roku. Mieszkanki wsi mogłyby liczyć średnio nawet na 800 zł każdego miesiąca, czyli - 9,6 tys. zł każdego roku.

Dlaczego akurat tyle? Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, współczynnik dzietności w 1955 roku wynosił dokładnie 3,61. Współczynnik dzietności Polek mieszkających w mieście wynosił wtedy 3,18, a współczynnik dzietności Polek mieszkających na wsi 4,02.

Co w praktyce oznacza taki współczynnik dzietności? Na 100 kobiet sześćdziesiąt lat temu było 361 urodzeń, czyli średnio każda rodziła ponad 3 dzieci. Stąd taki, a nie inny dodatek.

Zobacz także: Debata TVP w Końskich. Palikot mówi, co by zrobił na miejscu Trzaskowskiego

W 1960 roku współczynnik dzietności wynosił już 2,98. I z każdym kolejnym rokiem maleje. A to oznacza, że program - wraz z czasem trwania - będzie akurat tańszy, choć wcale nie taki tani. Dziś ten sam współczynnik wynosi niewiele ponad 140 urodzeń na 100 kobiet. A to oznacza, że - gdyby program się pojawił - dzisiejsze "świeże" matki na emeryturze za wiele lat dostałyby średnio po około 300 zł dodatku. Oczywiście wciąż za jedno dziecko byłoby to 200 zł, za dwójkę 400 zł, a za trójkę 600 zł, ale z budżetu państwa na jedną matkę przypadałoby właśnie ok. 300 zł ekstra wsparcia.

Kandydat na prezydenta przedstawiając program, nie powiedział, ile będzie kosztował. Oszacowaliśmy to za niego. W zależności od ostatecznego wariantu koszt takiego dodatku waha się od 20 do 40 mld zł rocznie.

- Państwo musi docenić pracę i poświęcenie polskich matek. (…) przygotuję rozwiązania, które wynagrodzą ich trud. Nie może być tak, że kobieta, która przez lata wychowując dzieci, nie wypracowała przyzwoitej emerytury i przez to będzie żyła w biedzie - napisał Rafał Trzaskowski w mediach społecznościowych. O to samo postulowała też jego żona Małgorzata Trzaskowska.

- Rozwiązaniem jest 200 zł dodatku do emerytury za każde dziecko. To pozwoli matkom mieć godne i sprawiedliwe emerytury za ogromną pracę, której do tej pory system emerytalny nie dostrzegał - dodał.

Prawie 6 mln dodatków

Jak wynika z tablic Głównego Urzędu Statystycznego, w tej chwili w Polsce żyje 5 mln 639 tys. 299 kobiet w wieku powyżej 60. roku życia. I to byłaby grupa docelowa nowego programu. Dla dalszych obliczeń przyjęliśmy tę liczbę, choć warto mieć świadomość, że nie równa się ona z liczbą kobiet pobierających emeryturę. Część przecież pracuje dalej, część kobiet poniżej tego wieku korzysta z kolei z uprawnień emerytalnych i na emeryturze jest wcześniej.

Koszt programu? Jak wynika z szacunków money.pl, na dziś to nawet 40 mld 602 mln zł (przy współczynniku dzietności wynoszącym 3, czyli średnio po 600 zł dla każdej kobiety). O ile oczywiście dodatek będzie przyznany każdej kobiecie, która pobiera świadczenie (a nie byłoby np. żadnego progu dochodowego).

W takim układzie program byłby wart dokładnie tyle, ile dziś państwo wydaje na "Rodzina 500+" - właśnie 40 mld zł. Skąd problem z pewnym wyliczeniem? Brak danych dot. dzietności dla kobiet, które w tej chwili pobierają świadczenia emerytalne. Te mogą stworzyć instytucje rządowe w oparciu o bazy ZUS i PESEL. Stąd musimy opierać się na szacunkach w szerszym zakresie.

Przy współczynniku dzietności wynoszącym dla tej grupy kobiet około 2, koszt programu spadłby do 27 mld. Taki współczynnik urodzeń był w latach 80 (gdy dzieci rodziły dzisiejsze nowe emerytki). Stąd koszt takiego programu można szacować od 27 do 40 mld zł właśnie.

Gdyby przyjąć, że program ma być szacowany dla współczynnika z dziś (1,4) to koszt i tak wynosi 19 mld zł. A to połowa wartości programu "Rodzina 500+". Warto pamiętać, że to tylko szacunki. Podobne wyliczenia w mediach społecznościowych zaprezentował Grzegorz Osiecki, dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej".

Warto też przy okazji podkreślić, że w programie wyborczym Rafała Trzaskowskiego (z oficjalnej strony kandydata) nie pojawia się ten pomysł. Więcej miejsca jest poświęcone aktywizacji seniorów (wydłużeniu ich aktywności zawodowej), a nie dodatkom do świadczeń. One się nie pojawiają. A co za tym idzie - nie ma informacji o źródłach finansowania programu.

O informację, skąd Rafał Trzaskowski chciałby wziąć dodatkowe miliardy złotych na świadczenie dla kobiet, zapytaliśmy Cezarego Tomczyka, posła i szefa sztabu kandydata na prezydenta. Poseł najpierw poprosił o telefon, później o wiadomość SMS. Na pytanie jednak do momentu publikacji nie odpowiedział.

Kobieca emerytura to niższa emerytura

Dlaczego środki powędrowałyby do kobiet? Bo emerytury kobiet w Polsce są wyraźnie niższe. Przeciętnie są o niemal tysiąc złotych niższe niż emerytury mężczyzn.

Jak wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, średnia emerytura mężczyzn to 2,8 tys. zł. Panie zwykle od ZUS dostają przelew na 1879 zł. Ostatni raz o strukturze i wysokości świadczeń mężczyzn i kobiet ZUS informował w raporcie rocznym za 2018 rok (dane według stanu na początek 2019).

Obniżka wieku emerytalnego wpłynęła na spadek średnich (dziś są niższe), ale nie zmienił się stosunek. A ten jest jasny: kobiety dostają wyraźnie niższe emerytury, bo pracują krócej (mają niższy wiek emerytalny) i częściej poświęcają się wychowaniu dzieci, a rezygnują z pracy.

I widać to w danych ZUS. Ubezpieczonych w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych w wieku od 20 do 33 lat jest 2,7 mln mężczyzn. To osoby, za które płacone były składki emerytalno-rentowe. Z kolei ubezpieczonych kobiet jest o około 10 proc. mniej - a to grupa niemal 300 tys. kobiet. Największa różnica jest w grupie od 20 do 24 lat i od 25 do 29 lat. Tu w sumie 200 tys.

O sytuacji kobiet mówią jeszcze inne dane. Niemal 60 proc. kobiet pobiera świadczenie od 1 tys. zł do 2 tys. zł. Takie świadczenia są za to domeną 22 proc. mężczyzn. Z kolei świadczenia powyżej 4 tys. zł dostaje 15 proc. mężczyzn. Na emeryturę powyżej tego progu może liczyć zaledwie 2,3 proc. kobiet.

Eksperci nie mówią "nie"

- To niesłychanie kosztowny program, a pierwszym pytaniem w obecnej sytuacji gospodarczej powinno być: czy nas w ogóle na to stać? Mam wątpliwości czy budżet byłby w stanie udźwignąć takie zobowiązanie właśnie w okresie po kryzysie wywołanym koronawirusem - komentuje w rozmowie z money.pl Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego.

- Ta propozycja ma plusy i minusy. Niewątpliwie plusem jest jakakolwiek próba rozwiązania odwiecznego problemu polskich seniorek, czyli problemu wyraźnie niższych świadczeń. I wydaje się, że ideą takiego rozwiązania byłaby rekompensata państwa za wychowanie dzieci i skrócenie aktywności zawodowej. A to oczywiście ma wpływ na wysokość świadczenia - dodaje. Jak zwraca uwagę ekspert, na podstawie samych deklaracji trudno oceniać program.

- Minusy? Wychowywanie dzieci nie jest domeną wyłącznie kobiet, choć to one zwykle są dłużej wykluczone z rynku pracy i częściej odchodzą z rynku pracy na zawsze. Jednocześnie świat nie jest czarno-biały i łatwo sobie wyobrazić inne sytuacje, które powodują, że kobieta nie pracuje, a poświęca się rodzinie, np. swoim rodzicom. Naturalnie urodzą się pytania o sprawiedliwość takiego rozwiązania, o sensowność i koszt - dodaje.

Przy okazji zwraca uwagę, że najprostszym sposobem na wyrównanie świadczeń mężczyzn i kobiet jest… zrównanie wieku emerytalnego. Gdy mężczyźni będą pracować o 5 lat krócej (do 60. zamiast do 65. roku życia), to będą dostawać siłą rzeczy mniejsze świadczenia. Gdyby kobiety pracowały o 5 lat dłużej, to analogicznie miałyby wyższe świadczenia.

Jak wskazuje w rozmowie z money.pl doradca zarządu Konfederacji Lewiatan i były członek rady nadzorczej ZUS Jeremi Mordasewicz, "taki program byłby dobry, gdyby był elementem większych rozwiązań".

- Nie ulega wątpliwości, że mężczyźni nie będą rodzić dzieci. Nie ulega wątpliwości, że to kobiety w Polsce cały czas ponoszą większy ciężar wychowywania dzieci. To one częściej wędrują na urlopy wychowawcze, to one częściej w ogóle rezygnują z pracy na rzecz rodziny. Rekompensata za ten czas byłaby uzasadniona, ale przy jednoczesnym zrównaniu wieku emerytalnego - tłumaczy.

- Kobiety żyją o wiele dłużej, a mają o wiele niższy wiek emerytalny. I to jest prawdziwy powód ich wyraźnie niższych świadczeń. Dodatek rozwiązuje tylko część problemu. Wciąż nie rozmawiamy o tym, jak zachęcić pracodawcę do inwestowania w kobietę-pracownika w wieku przedemerytalnym. Bardzo często takie osoby nie są wysyłane na szkolenia, bo w perspektywie mają tylko kilka lat pracy - dodaje.

Warto przy okazji dodać, że kwestia emerytur kobiet była już przez rząd Prawa i Sprawiedliwości częściowo rozwiązywana. W ramach programu "Mama 4+" kobiety, które wychowały przynajmniej 4 dzieci, mają prawo do emerytury w wysokości minimalnej (1,2 tys. zł) lub dodatku uzupełniającego do tej kwoty. Z takiej opcji korzysta jednak nieco ponad 60 tys. osób w Polsce, w tym również kilkuset ojców. Propozycja Rafała Trzaskowskiego jest niemal 100 razy szersza, ale i wyraźnie kosztowniejsza.

Jednocześnie, dodatki nie rozwiążą innego problemu, czyli różnych wynagrodzeń Polek i Polaków oraz branż, w których pracują.

Kobiety pracują często w mniej płatnych branżach lub też po prostu mniej zarabiają. I tak o wiele więcej pracowników kobiet jest w handlu i usługach niż w przemyśle. Tam dominują mężczyźni. A w handlu i usługach średnia płaca to 2,6 tys. zł. W przemyśle - 3,4 tys. zł. Jest więc od czego odkładać na emeryturę. Więcej kobiet, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, jest też w grupie "wykonujących proste prace". Tu średnia zarobków to 2,6 tys. zł.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1681)
WYRÓŻNIONE
Marek
4 lata temu
Problem w tym że nie kto, co i ile, ale że Trzaskowski na drugi dzień po wyborach powie, że to była tylko kampania wyborcza
prosta matema...
4 lata temu
kobiety mają mniej, bo krócej pracują (wcześniejszy wiek emerytalny), a zwykle dłużej żyją - policzcie ile przeciętny emeryt otrzyma w ciągu życia, a okaże się, że różnica jest dużo mniejsza
oj nie
4 lata temu
kielbasa wyborcza. Rafał nie kłam !!!! nikt sie na to nie nabierze
NAJNOWSZE KOMENTARZE (1681)
fakty
4 lata temu
Kobiety mające dzieci niech się po kasę zgłoszą do swoich dzieci (do których i tak podatnicy dokładają po 20 lat na każde) i do ojców tych dzieci. Mają niższe emerytury, bo nie chce im się pracować długo, pracują o 10 lat krócej (średnio) niż mężczyźni, żyją więc na emeryturze znacznie dłużej (23 lata średnio, mężczyźni 9 lat średnio), kobieta po zawodówce w najlepszym razie płaci składki 38 lat a na emeryturze jest 25 lat, co daje wynik zaledwie 1,52 - tyle razy dłużej płaci składki niż bierze emeryturę, mężczyzna po zawodówce składki płaci 47 lat a na emeryturze jest 9 lat: 47/9 = 5,22 razy dłużej odkłada na emeryturę niż bierze emeryturę. Dalej: kto zabrania kobietom wykonywania ciężkich, niebezpiecznych, uciążliwych zawodów, w brudzie, pyle, kurzu, smrodzie, upale, mrozie, w deszczu? Wybierają zawody najlżejsze, najmniej odpowiedzialne i najmniej niebezpieczne, najmniej szkodliwe dla zdrowia, to potem mają mało, a i tak bardzo dużo, bo ze składek podatników dokłada się im. Aż 65 % wpływów do ZUS pochodzi od mężczyzn, a ZUS wydaje na mężczyzn zaledwie 40 % wszystkich rocznych wydatków. Od kobiet pochodzi zaledwie 35 % wpłat do ZUS, ale wydatki ZUS-u idą w 60 % na kobiety.
Emerytka.
4 lata temu
Kobiety na wychowawczym mają do emerytury zaliczone jakby pracowały( 5 lat chyba wystarczy) Dość rozdawnictwa i kupowania ludzi. Jak te kobiety były na wychowawczych to inne w tym czasie musiały za nie zasuwać podwójnie, bo nikogo na ich miejsce w firmie nie zatrudnili. A jak potem wróciły do pracy to stale absencja i znowu to samo. To może dla innych dodatek za tą charówkę.
Ela
4 lata temu
Ciekawe co jeszcze obieca żeby przebić Dudę Żenada
Ala
4 lata temu
Nigdy nie przyjmę 200 zł za dziecko które urodziłam i wychowałam. To nie jest towar dla państwa, przyjście na świat dziecka nie powinno w żaden sposób "nagradzać" kobiety. Nie umawiałam się z rządem, że za urodzenie i wychowanie dziecka mam uzyskać profity. Jednak pomoc państwa w wychowaniu dziecka jest prawidłowe i o dziecko trzeba zadbać. Wiele kobiet ani jednego dnia po porodzie nie zajmowało się dzieckiem, bo tę rolę spełniała babcia
Red pilled
4 lata temu
Po moim trupie. Te feministyczne bzdury.Co z ojcami ,którzy się równie dobrze opiekują dziećmi?Grubo ,grubo.Jak takie coś wejdzie to do Polski nie wrócę tak szybko.Nie mam ochoty płacić podatków na dodatkowe socjale tylko dlatego ,że mam coś między nogami i nic z tego nie mam. Każda taka akcja lub ustawy wrpwadzane dla kobiet tylko powodują odwrotny skutek. Więcej socjalu, więcej samotnych matek. Poczekajmy kolejne 10 lat to młodszym już na emerytury zabraknie. Te trendy już idą w złą stronę.
...
Następna strona