- Coś nieprawdopodobnego. Taka mała wieś, a usłyszy o nas cała Polska - cieszy się mieszkanka Makowic obok Płotów na Pomorzu Zachodnim.
To właśnie tu ma się odbyć tegoroczny Pol’and’Rock Festiwal - jedna z największych imprez plenerowych w Europie. Jedziemy na miejsce. Na pierwszy rzut oka wybór Owsiaka może zaskakiwać.
Aby się tu dostać z Warszawy, trzeba pokonać 640 kilometrów, z Krakowa - niemal 720. A sama miejscowość to ledwie kilkanaście domów i kilkudziesięciu mieszkańców. Oficjalnie, bo będąc na miejscu trudno w to uwierzyć. Na ulicy nie widać żadnych ludzi. Słychać głównie szczekające psy, widać zdezelowane traktory i maszyny rolnicze. Po gospodarstwach przebiegają niepilnowane kury.
Tymczasem festiwal organizowany przez Owsiaka potrafi przyciągnąć ponad pół miliona osób.
Makowice. Dawne lotnisko czeka na imprezę Owsiaka
Mieszkańcy Makowic są przyjaźni i ciepli. Gdy pukamy do domów, wskazują bramę i zardzewiały znak na końcu wsi i rzucają: "to tam, to tam mają się bawić".
Jedziemy zobaczyć arenę wielkiej imprezy. Szybko jednak się okazuje, że opuszczone lotnisko nie jest do końca opuszczone.
Tak obecnie wygląda lotnisko Płoty-Makowice
Zaraz zjawia się ochroniarz, a za nim inspektorzy w białym pick-upie. Próbuję dopytywać, czego tak pilnują - na lotnisku nie ma dosłownie nic, poza składem rur. Odpowiedzi jednak nie dostaję. Osoby pilnujące terenu nie są zbyt szczęśliwe, że tu jestem, lecz ostatecznie pozwalają się rozejrzeć.
Lotnisko w latach 30. XX wieku wybudowali Niemcy, potem służyło wojskom PRL oraz III RP. Ale żołnierzy nie ma tu od dawna. Teren jest ogromny. Sam pas startowy to niemal trzy kilometry. Do tego olbrzymia przestrzeń wokół pasa oraz opuszczone koszary.
Teraz czasem wyląduje tu jakaś awionetka, czasem helikopter pogotowia ratunkowego. Od czasu do czasu ktoś zorganizuje zlot miłośników tuningowanych samochodów czy motocykli.
Takie wydarzenia zresztą dają mieszkańcom nieco zarobić. Ktoś z mieszkańców opowiada, jak kiedyś zorganizowano jeden z takich zlotów. Aut było tyle, że na maleńkiej drodze w Makowicach utworzył się kilometrowy korek. Kierowcy byli zmęczeni i głodni.
- No to przygotowałem ogórki ze smalcem i sprzedawałem im przez szyby - uśmiecha się. Ponoć szybki posiłek rozszedł się błyskawicznie.
Filmik z jednego ze zlotów miłośników szybkich aut
Czy podobne przysmaki mieszkańcy Makowic będą oferować festiwalowiczom? - A czemu nie? - uśmiechają się.
Inni przygotowują już ziemie pod pola namiotowe. Zapotrzebowanie na pewno będzie ogromne, bo baza noclegowa w okolicy jest bardzo skromna.
- Powitamy ich wszystkich z otwartymi rękoma - słyszymy od mieszkańców. Kilkudniowy hałas przeżyją, choć zazwyczaj we wsi jest niezwykle cicho. Obawiają się natomiast czegoś innego.
- Grzybów już raczej w tym roku nie będzie, wszystko rozdepczą. A coś mi się wydaje, że w następnych latach festiwal też będzie u nas, więc z grzybami możemy się na razie pożegnać - opowiada mężczyzna w średnim wieku.
Niektórzy mieszkańcy natomiast zastanawiają się, czy na pewno zorganizowanie tak wielkiego wydarzenia w tak małej miejscowości się uda. - Przecież to będzie kilka scen. Jak tu zorganizować całą logistykę, zapewnić prąd, transport? - łapią się za głowy.
Te pytania zadajemy w Urzędzie Miejskim w pobliskich Płotach. Jednak słyszymy, że gotowych odpowiedzi nie ma. Dopiero 7 maja na miejsce ma przyjechać sam Jurek Owsiak. Wtedy mają zapaść najważniejsze decyzje organizacyjne. - Teraz głównie wiemy to, że festiwal się u nas odbędzie. I niewiele więcej - rozkładają ręce urzędnicy.
Marszałek woj. zachodniopomorskiego zapewnia natomiast money.pl, że wszystko będzie dopracowane i przede wszystkim bezpieczne.
Jakie znaczenie impreza będzie miała dla okolicy? - Z punktu widzenia regionalnego impreza ma wielką wartość promocyjną. Ma również aspekt gospodarczy. Jest organizowana w bardzo urokliwym miejscu, ale z dosyć dużymi wyzwaniami gospodarczymi, na obszarze popegeerowskiej gminy. Organizacja festiwalu może stanowić bodziec dla lokalnej ekonomii, dla rozwoju gminy - mówi marszałek Olgierd Geblewicz.
Messerschmitty i MiG-i
Choć Makowice to nieduża miejscowość, jej mieszkańcy opowiadają o niej z dumą - a zwłaszcza o jej historii.
Makowice - niewielka wieś ugości pod koniec lipca dziesiątki tysięcy festiwalowiczów
Lotnisko początkowo służyło nazistowskiemu Luftwaffe. Ci, którzy trafili tu na chwilę po wojnie, zobaczyli jeszcze stojące tam myśliwskie Messerschmitty.
- Mój ojciec je widział. Były przygotowane dla żołnierzy, którzy chcieli uciekać przed zbliżającym się frontem. Nie zdążyli. Samoloty stały tu do końca lat 40. - opowiada nam mieszkaniec wsi. Co się później z nimi stało, nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że niemieckie myśliwce zastąpiły później te radzieckie. Makowice były bowiem lotniskiem zapasowym sił powietrznych Ludowego Wojska Polskiego. Potem korzystała z niego również armia III RP.
Po wojsku pozostały już tylko wspomnienia i zupełnie opuszczone oraz zdewastowane koszary. - Jestem pewien, że Jurkowi nasze okolice się spodobają. Bo takich opuszczonych lotnisk jest tu całkiem sporo, a i tereny piękne - słyszymy od mieszkańców Makowic. - Tylko tych grzybów szkoda - dodają po chwili.