*Straty dla gospodarki Londynu w wyniku 24-godzinnego strajku w londyńskim metrze oceniane są na około 50 mln funtów. Wczoraj wieczorem w mieście ruch uliczny wlókł się noga za nogą. Sytuacja unormuje się najwcześniej w środę. *
Strajk zorganizowały związki zawodowe RMT i TSSA dla zaprotestowania przeciwko planom zwolnienia 800 pracowników - głównie bileterów - metra przedstawionym przez operatora londyńskiego transportu, Transport for London (TfL) oraz burmistrza Londynu Borisa Johnsona.
Strajk, jako pierwsi rozpoczęli jeszcze w niedzielę wieczorem pracownicy zajezdni na liniach Northern i Jubilee, zatrudnieni u podwykonawcy Alstom-Metro, wyrażając niezadowolenie z 2-procentowej oferty płacowej poniżej stopy inflacji. Wczoraj o godz. 17. czasu lokalnego zastrajkowało 800 pracowników dozoru technicznego, od 21. dołączyli maszyniści, obsługa stacji i zwrotnicowi.
Trzy dalsze strajkispodziewane są w październiku i listopadzie. Jeśli akcje dojdą do skutku, ich koszt dla metropolii może sięgnąć ogółem 200 mln funtów.
Znalezienie miejsca w hotelu graniczyło w poniedziałek w Londynie z cudem. Na ulice skierowano dodatkowe 100 autobusów. Uruchomiono komunikację rzeczną, która przewiozła około 10 tys. osób i na dużą skalę praktykowano wynajmowanie jednej taksówki przez kilka osób jadących w tym samym kierunku.
Duże powodzenie miały miejskie rowery, które od kilku tygodni mają w Londynie swoje specjalne parkingi i można je wynajmować na cały dzień płacąc za nie kartą w automacie. Niektórzy pracodawcy zezwolili pracownikom, by do pracy przyszli wcześniej i wcześniej wyszli.
TfL i Borys Johnson ogłosili plany zwolnień po to, by wzmocnić rezerwy gotówkowe. W ubiegłym roku zapowiedzieli, że chcą oszczędzić 5 mld funtów w okresie 10 lat. Pewne znaczenie miały też kalkulacje, że da się uniknąć bardziej drakońskich cięć wydatków narzuconych przez rząd, jeśli TfL i miasto znajdzie oszczędności we własnym zakresie.
Minister transportu Philip Hammond otrzymał od ministerstwa finansów polecenie zmniejszenia wydatków na transport brytyjskiej metropolii o 25-40 proc. w okresie najbliższych 4 lat. Johnson ostrzega przed skutkami tak dużych cięć, nazywając je _ katastrofą dla Londynu _.
Według TfL, tylko co dwudziesty podróżny metra kupuje bilet w kasie. Ogromna większość przestawiła się na magnetyczne karty (tzw. Oyster), które można z góry doładować w różnych punktach sprzedaży detalicznej. Ważne są na metro i autobusy.
Bileterzy argumentują, że sprzedaż biletów to tylko jeden z aspektów ich pracy. Udzielają informacji, a sama ich obecność powoduje, że ludzie czują się bezpieczniej niż na stacjach, które świecą pustkami. TfL podkreśla, że przymusowe grupowe zwolnienia 800 pracowników nie wchodzą w grę i zwolnienia odbędą tylko za porozumieniem stron.