Produkt krajowy brutto Polski zwiększył się w II kwartale br. o 4 proc. rok do roku po zwyżce o 1,8 proc. w poprzednim kwartale – podał w środę GUS. Mowa o danych oczyszczonych z wpływu czynników sezonowych i kalendarzowych, a nie tzw. surowych, które są w Polsce najczęściej komentowane. Te drugie pokazały zwyżkę PKB o 3,2 proc. rok do roku po wzroście o 2 proc. w I kwartale – zamiast o 2,7 proc., jak przeciętnie szacowali ekonomiści.
Spojrzenie na gospodarkę przez pryzmat danych odsezonowanych ma pewne mankamenty. Oczyszczanie PKB z wpływu czynników sezonowych i kalendarzowych to procedura statystyczna, która bywa zawodna w okresach szybkich zmian zachodzących w gospodarce. Z drugiej strony, odsezonowane dane dają lepszy wgląd w krótkookresowe wahania koniunktury, z kwartału na kwartał. I pozwalają na porównania międzynarodowe, przynajmniej w ramach UE.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obraz bardziej optymistyczny
W porównaniu do I kwartału, PKB oczyszczony z wpływu czynników sezonowych i kalendarzowych zwiększył się o 1,5 proc. Poprzednio tak dobry wynik GUS odnotował w III kwartale 2023 r., lepszy zaś w I kwartale 2022 r. To jednak obraz, który wyłania się ze zrewidowanych właśnie danych. Wcześniejsze pokazywały niższe tempo wzrostu gospodarczego w Polsce.
Według aktualnych danych, od III kwartału 2023 r. do I kwartału 2022 r. polska gospodarka konsekwentnie rozwijała się szybciej niż się dotąd wydawało. Łącznie w tym okresie PKB zwiększył się o 2,5 proc. zamiast o 1,6 proc. Miniony kwartał dołożył kolejne 1,5 proc., stąd wspomniany wzrost PKB w ciągu roku o 4 proc.
To wynik kontrastujący z dość słabą koniunkturą w Europie. W strefie euro PKB (oczyszczony z wpływu czynników sezonowych i kalendarzowych) zwiększył się w II kwartale o zaledwie 0,6 proc. po zwyżce o 0,5 proc. w I kwartale. W UE wzrost przyspieszył z 0,6 do 0,8 proc. Żadne z 21 innych państw UE, dla których dostępne są już dane za II kwartał, nie odnotowało jednak tak dużego wzrostu aktywności ekonomicznej jak Polska. Wiceliderem jest Cypr ze wzrostem PKB o 3,7 proc. Spośród dużych gospodarek Europy relatywnie szybkim rozwojem (2,9 proc.) pochwalić może się Hiszpania.
W Europie Środkowo-Wschodniej najlepszy wynik, poza Polską, odnotowały Słowacja, gdzie PKB wzrósł o 2,1 proc. rok do roku, oraz Bułgaria ze wzrostem PKB o 2 proc. Z kolei w najgorszej kondycji są gospodarki Estonii i Łotwy, gdzie PKB zmalał o – odpowiednio – 1,7 i 0,4 proc. rok do roku, a także Czech (zwyżka o 0,4 proc.).
Sektor usług konsumenckich kwitnie
Dlaczego Polska gospodarka była w ostatnich kwartałach tak prężna – bardziej niż przypuszczali nawet optymiści? Jednym z wyjaśnień może być dobra koniunktura w sektorze usługowym, gdzie aktywność nie jest monitorowana z taką częstotliwością jak w przemyśle, budownictwie czy handlu. To obraz spójny z hipotezą, że bardzo szybki wzrost siły nabywczej dochodów gospodarstw domowych w dużej mierze finansuje konsumpcję usług, a nie towarów (w II kwartale przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększyło się realnie o 12,2 proc. rok do roku, najbardziej we współczesnej historii Polski).
Dobre wyniki polskiej gospodarki są jednak zaskoczeniem w warunkach restrykcyjnej polityki pieniężnej NBP. We wtorek premier Donald Tusk skarżył się, że "jastrzębia polityka prezesa Glapińskiego nie ułatwia realizacji ambitnego celu, jakim jest osiągnięcie jednego z najwyższych wzrostów gospodarczych w Europie. Jest on możliwy, ale byłoby łatwiej, gdyby pomyślał życzliwiej o Polsce".
Jak dotąd nie widać, aby wysoki poziom realnych (skorygowanych o bieżącą lub oczekiwaną inflację) stóp procentowych zablokował ożywienie w polskiej gospodarce. Z drugiej strony, realne stopy powyżej są dodatnie dopiero od połowy 2023 r., a polityka pieniężna oddziałuje na gospodarkę z opóźnieniem około sześciu kwartałów.
Szybki wzrost polskiej gospodarki kontrastuje też z sytuacją na rynku pracy, gdzie zatrudnienie stoi w miejscu, a w niektórych sektorach nawet spada. Jedno z możliwych wyjaśnień tego paradoksu to niedobór pracowników na polskim rynku. Inne wyjaśnienie, jak zauważył w serwisie X Piotr Bujak, główny ekonomista banku PKO BP, to dwoisty charakter ożywienia gospodarczego. Ta sama siła, która napędza wzrost konsumpcji, tj. wysoka dynamika realnych płac, jest jednocześnie problemem dla firm. Spadek inflacji ogranicza przedsiębiorcom możliwości podwyższania cen, a jednocześnie ich koszty pną się w górę.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl