We wtorek Donald Tusk stawił się bladym świtem w wielkopolskiej piekarni w mieście Kościan. Po to, by na przykładzie małego przedsiębiorcy — zatrudniającego 13 osób, jak mówił szef PO — powiedzieć kilka gorzkich słów na temat aktualnych cen gazu i inflacji.
Donald Tusk w piekarni. Mówi o druzgocących podwyżkach
- Rzeczywistość jest wyjątkowo ponura z punktu widzenia tych, którzy naprawdę tutaj ciężko pracują, a mówimy tu nie tylko o przedsiębiorcach, ale też o ludziach, którzy mają w tego typu zakładach miejsca pracy — mówił przewodniczący PO.
- Albo chleb będzie droższy, albo ludzie będą musieli stracić pracę — dodawał. Zapowiedział, że będzie jeździł po kraju i "spotykał się z ludźmi, którzy ciężko pracują". - Mam nadzieję, że dzięki moim wizytom więcej dotrze do głów tym, którzy decydują o tym, co się dzisiaj w Polsce dzieje - stwierdził.
Polityk deklarował również, że "od wielu dni" rozmawia na temat gazu z ekspertami. - Staramy się odcyfrować tę zagadkę — co takiego się dzieje, że w Polsce te podwyżki cen gazu są właściwie największe w Europie, że cena rynkowa gazu w Polsce jest wyższa niż w Niemczech. Wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć i ludzie też by zrozumieli, ale tu jest zbyt dużo ponurych tajemnic — oceniał.
Podwyżki cen gazu nazwał druzgocącymi. - Jeśli polski przedsiębiorca, polska piekarnia ma płacić o 500-700 proc. więcej za gaz, to nikt tego nie rozumie. Apeluję do rządzących i odpowiedzialnych za politykę gazową, w tym PGNiG, o uczciwą informację, co takiego się stało, że trzeba dzisiaj dla PGNiG gwarantować 60 mld zł, a mimo to te podwyżki są nadal tak druzgocące — mówił Tusk.
Polityk nawiązywał tu do projektu ratunkowej ustawy gazowej, który ma wesprzeć PGNiG w czasie kryzysu energetycznego w Europie.
Po wizycie w piekarni przewodniczący PO pojechał do firmy zajmującej się przetwórstwem w Starym Bojanowie (również w woj. wielkopolskim), a następnie do sklepu papierniczego w miejscowości Buk.
"Pan Przemek w Starym Bojanowie prowadzi niewielką przetwórnię owoców i warzyw. Marzy o modernizacji swojej firmy. Na drodze do realizacji tych marzeń stanęła sytuacja na rynku i podwyżki cen" — taki komunikat w związku z tą wizytą pojawił się na Twitterze Platformy Obywatelskiej.
Koalicja Obywatelska zamierza zgłosić poprawki do ustawy o ochronie odbiorców gazu. Przewiduje ona m.in. zamrożenie w 2022 r. stawek taryf na gaz, a także objęcie ochroną taryfową m.in. szpitali, szkół, żłobków, przedszkoli czy kościołów.
KO chce, by z ustawowej ochrony przed podwyżkami cen gazu mogli skorzystać też przedsiębiorcy.
Jarosław Kaczyński i słynna wizyta w sklepie osiedlowym
Wizyty w sklepie w świetle reflektorów to dla polityków nie pierwszyzna. Przyciągają uwagę opinii publicznej, bo nic tak nie przemawia do wyobraźni, jak pokazanie, z jaką "rzeczywistością" mierzą się "zwykli Polacy". Jedną z najgłośniejszych takich akcji była ta zorganizowana w 2011 r. z udziałem Jarosława Kaczyńskiego.
Polityk pojawił się wówczas w sklepie osiedlowym w Warszawie. Kupił m.in. chleb, ziemniaki, jabłka, cukier, mięso kurczaka i jaja. W zakupach towarzyszyła mu m.in. Beata Szydło. Koszt zakupów wyniósł 55 zł.
Kilka miesięcy temu, gdy inflacja przekroczyła granicę 5 proc., redakcja Money.pl przypomniała to wydarzenie i sprawdziła, ile od tamtego czasu zdrożał "koszyk Kaczyńskiego" (na podstawie cen podobnych produktów, podawanych przez GUS, uśrednionych dla całej Polski). Okazało się, że w ciągu dwóch ostatnich lat średnie ceny produktów, które włożył do koszyka szef PiS 10 lat wcześniej, wzrosły o 8,4 proc.
- Oczywiście moglibyśmy pójść do Biedronki, ale to jest jednak sklep dla tych najbiedniejszych. Poszliśmy do takiego sklepu, który jest przy osiedlu, jest wygodny. Do takiego, z którego ludzie — choćby z pośpiechu muszą korzystać — tłumaczył w 2011 r. po zrobieniu zakupów prezes PiS. Ta wypowiedź wywołała wtedy lawinę negatywnych komentarzy.
- To jest coś niebywałego, przeszło dwukrotny wzrost cen w ciągu krótkiego czasu. To jest coś, na co powinna być odpowiedź — mówił w czasie, gdy rządziła PO i PSL. Zasugerował, że wysokie ceny to prawdziwe problemy, którymi powinien się zająć ówczesny premier Donald Tusk.
Przekonywał, że państwo powinno udzielić pomocy biednym rodzinom, dla których zakupy żywności to znaczący wydatek. Kaczyński oceniał wówczas, że "władza ma święty obowiązek reagować na tego typu sytuację". Jarosław Kaczyński robił zakupy w marcu 2011 r. Był to faktycznie czas wzrostu cen.
Na przełomie 2010 i 2011 r. inflacja przyspieszyła i w marcu 2011 r. sięgnęła 4,3 proc., by w maju osiągnąć poziom 5 proc. Wyjaśnienia Rady Polityki Pieniężnej z tamtego okresu brzmią znajomo.
Główną przyczyną wzrostu inflacji w okresie październik-grudzień 2010 r. był skokowy wzrost cen paliw, a także gazu i opału. Istotnym czynnikiem powodującym utrzymywanie się inflacji na podwyższonym poziomie była też wysoka dynamika cen żywności — tłumaczyła wówczas Rady Polityki Pieniężnej w raporcie NBP na temat inflacji.
"Dodatkowo do wzrostu inflacji w grudniu 2010 r. przyczynił się efekt bazy związany z cenami usług internetowych. Przyspieszenie inflacji w styczniu 2011 r. wynikało przede wszystkim z przełożenia się na ceny krajowe wzrostu stawek VAT od 1 stycznia br. oraz dalszego wzrostu cen surowców rolnych i ropy naftowej na rynkach światowych, a także z podwyżek cen administrowanych w grupie nośników energii" — wyjaśniała RPP.